Rozdział 3

56 6 7
                                    

Cóż, prawda była taka, że cała się trzęsłam na samą myśl, że miałabym wyjść z domu bez wiedzy i zgody rodziców. Nic się od wczoraj nie zmieniło, gdy myślałam o tym, aby mimo zakazu iść na randkę z Connorem. Który, swoją drogą, był już dla mnie bez znaczenia. A przynajmniej na tamten moment.

Wypuściłam powietrze ustami i spojrzałam na zegar na ścianie. Dochodziła piąta, a impreza zaczynała się o dwudziestej, czyli miałam trzy godziny do przygotowania się i ewentualnej ucieczki — to było chyba odpowiednie słowo.

Kolejnym problemem byli moi rodzice, a w zasadzie ich wchodzenie do mnie do pokoju. Co prawda nie robili tego w ciągu dnia, gdy się uczyłam, ale nie miałam pojęcia, czy nie sprawdzali go, gdy spałam. Odwróciłam głowę i spoglądając na kosz z brudnymi ubraniami, podeszłam do niego, żeby sprawdzić, jak dużo miałam rzeczy do prania.

Była ich masa, praktycznie cały metrowy kosz. Cóż, moja mama wręcz wymagała ode mnie, żebym na następny dzień nie zakładała tego samego co właśnie na sobie miałam, więc nic dziwnego, że prania po tygodniu było multum.

Jak cię widzą, tak cię piszą — powtarzała za każdym razem, gdy rozmawiałyśmy na ten temat. Albo na inne, po prostu lubiła to powtarzać. W przeciwieństwie do taty, dla mojej mamy to wygląd był najważniejszy, wiedza, oceny były na drugim planie.

Zagryzłam usta od środka, zdając sobie sprawę, że rzadko kiedy kupowałam sobie coś zupełnie sama, bez konsultacji z mamą, więc nie sądziłam, żebym miała coś odpowiedniego na imprezę. Okej, nigdy na żadnej nie byłam, ale widziałam wystarczająco filmów o nastolatkach, żeby wiedzieć, że jeżeli na imprezę przyszłabym tak jak chodziłam do szkoły, to byłabym wytykanym palcami dziwadłem.

Hm, co robiły nastolatki w moim wieku, gdy nie miały się w co ubrać? Szły na zakupy? Nie. Same sobie coś szyły albo zmieniały kroje już dostępnych w ich szafie ubrań? Nie. Dzwoniły do przyjaciółki albo przyjaciółek, jeżeli miały ich więcej. Ja nie miałam ani jednej. Ani przyjaciółki, ani koleżanki, do której mogłabym napisać, żeby do mnie wpadła z czymś, co by się nadawało.

Podeszłam do szafy, odsunęłam drzwi i od razu westchnęłam. Wiedziałam, że nawet gdybym przeczesała dłonią ubrania na wieszakach, to nie znalazłabym niczego, co nie było w różnych odcieniach bieli, czerni, beżu i szarości. I gdyby to wszystko nie było aż tak eleganckie, to pewnie mogłaby to założyć.

Świetnie, podsumowałam w myślach, pierwszy punkt imprezy, a ja już leżę.

I już prawie się poddałam, gdy opadłam ciężko na łóżko, ale w chwili, w której moje plecy dotknęły pościeli, wpadłam na drugi pomysł, który jeszcze do niedawna nigdy w życiu nie przyszedłby mi do głowy.

Skoro i tak chciałam złamać jedną z zasad, co uważałam za złe, to dlaczego miałabym nie zrobić kolejnej złej rzeczy? No, akurat rodzice nigdy ze mną na ten temat nie rozmawiali, ale wiedziałabym, że gdyby się dowiedzieli, to byliby zawiedzeni. A mama dodatkowo byłaby wściekła.

Byłyśmy podobnej budowy i podobnego wzrostu — choć ja może miałam z dwa centymetry mniej. Ale czy to byłoby aż tak widoczne na ubraniu? Czy dla pijanych ludzi miałoby to jakiekolwiek znaczenie?

Wypuściłam ustami powietrze, zamknęłam na moment oczy, zaciskając dłonie w pięści i wyszłam z pokoju, kierując się do garderoby mamy, która na szczęście była prawie naprzeciwko mojego pokoju.

Nie wiedziałam, jak to było możliwe, że pomimo palpitacji serca, zeszłam w sukience mamy po drzewie i wyszłam niezauważona przez rodziców przez ogrodzenie. Ale się udało. Mało tego!, według GPSu w moim telefonie za jakieś pięć minut powinnam dotrzeć do domu Briana. Moje serce od wyjścia w ogóle się nie uspokoiło, ale starałam się przekonać, że tak naprawdę najgorsze miałam już za sobą.

Break the rulesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz