Białe wieczorowe róże.

0 0 0
                                    

Betonowy sufit, ściany, bogato zdobione w kanciaste wzory okryte beżowo-brązową farbą. Metalowe łoże, pościelone prostą, błękitną kołdrą z dwiema wygodnymi, gargantuicznymi białymi poduszeczkami. Naprzeciwko łóżka pod ścianą ulokowana była wielka szafa zrodzona ze sklejki. Drzwiczki były uchylone, przez co widać było cień powieszonych starannie ubrań. Niektóre z nich były zwyczajną cywilbandą, inne z kolei oliwkowo-czerwonymi mundurami milicyjnymi. Pagony ogłaszały doniośle że ich właściciel był stopnia Starszyzny. Najzwyklejszy, pozbawiony czegokolwiek pokój sypialniany. Nad łóżkiem umiejscowione było wielkie okno, osłonięte śnieżno białymi, koronkowymi firanami. Zwyczajnie, byłyby odsłonięte, co pozwalałoby przeglądać się lokatorowi w dniowym cyklu miasta. Widok ograniczony był do szerokiego prospektu Yermakovskiego. Trolejbusy co kilka minut przyjeżdżały pod oddalony opodal przystanek zabierając pasażerów łaknących podróży. Jednym trzeba było dotrzeć do Huty Pał-Metalnyi. Innym wystarczyła sama przyjemność dotarcia w taki właśnie sposób na targowisko, do domu towarowego, czy szpitala. Ciche "Junaki" pozwalały rzeczywiście zrelaksować się podczas wojaży przez miasto. Te osiągnęło swoją formę ostateczną, budowy ustały, a rżenie dźwigów przeminęło z wiatrem zmian. Okno musiało zapomnieć o dzisiejszym podglądaniu pedestriantów.

Pokój nagle oświetlił się ciepłym żółtym światłem z pokoju obok. Przepuszczone przez szybkę plexy usadowioną w drewnianych, pomalowanych na biało drzwiach wejściowych. Te uchyliły się, a do pokoju wszedł, spokojnym krokiem mężczyzna. Rosły na 1,85 m, o szczupłej sylwetce. Pociągliwa twarz okryta została ostrymi kształtami, pod oczami pojawiły się fioletowo-czarne wory te, wysysały wolę do życia każdego obywatela, którego napotkał. Wzrok jego jednak przypominał o dawnych świetlanych czasach, a gdzieś tam wciąż widać ten sam jasny lazur, odbijający się w sztucznym świetle żarówki.

Mężczyzna położył się ukradkiem na wygodnym łóżku i wpatrywał się swymi ślepiami prosto w betonowy sufit jego skromnego mieszkania. Jak mówi znane przysłowie "są równi i równiejsi" szczęśliwie przyszło mu być równym, w przeciwnym razie rządny zemsty proletariat nabiłby go na pal, paląc w ludowych obrządach. Ten parszywy szpieg zza oceanu nie będzie im przeszkadzał w powolnym konaniu sowieckiego prowincjonalnego raju.

Po kilku minutach dumania o społeczeństwie zadzwonił doniośle budzik. Ten stał na szafce nocnej tuż obok łóżka i z wibracji przewrócił się już dawno. Mężczyzna podniósł rękę, którą mocno uderzył o budzik. Ten przestał wesoło skakać w te i nazad, wzywając uczynnego obywatela Paładyjska, do wykonania swojego obowiązku na zakładzie. Chłopak cicho podniósł się z królewskiego łoża, poprawiając pogniecioną już pościel. Starszyzna ubrał swój starannie uprasowany, mundur. Czerwone baretki dumnie ostrzegały obywateli o jego przynależeniu do państwowej służby porządkowej. Jednocześnie przysparzały mu krzywych spojrzeń. "Morderca", "Dzieciobójca", "Szaitan", hasła te, bezsłownie przekazywały mu oblicza jego współrodaków, których w przysiędze kazał strzec, za cenę własnego życia. Spokojnym krokiem wszedł do ciasnej łazienki. Stare kafelki, obskurnie odstawały od ściany, zardzewiały kran wypluwał z siebie wodę z kamieniem. Co niektórzy nazwali by to siódmym kręgiem piekła, jednak młody milicjant uznawał to za część swojego mieszkania, co za tym idzie za część swojego życia.

Zwilżył lekko włosy, układając je na bok. Zgasił światło i spokojnym krokiem wyszedł z pokoju. Na ścianach korytarzyka wisiały Paładyjskie szable, dumnie przypominające o przeszłości naszego narodu. Mężczyzna popatrzył się na nie z melancholią, jakby kogoś wspominając zarazem. Przeszedł przez korytarz i znalazł się w kuchni. Posmarował pajdę chleba, skromnym kawałkiem masła, którą bez wahania zjadł ze smakiem. Z lodówki wyciągnął kawałek kiełbasy, nadgryzł go i odłożył na swoje miejsce. Usadowiona była na przedzie półki, zajmując wręcz pieczołowity tron nad resztą produktów spożywczych. Niedługo potem wyszedł z kuchni, zabrał swój płaszcz z wieszaka i wyszedł z mieszkania. Klucz przekręcił dokładnie 4 razy, szedł kilka schodków po czym złapał się za głowę. Gwałtownie macając polowo ułożoną fryzurę, biegiem wrócił do mieszkania, złapał usadowioną na taborecie czapkę i czym prędzej opuścił blok.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 16 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

SzaitanWhere stories live. Discover now