Zasadzka

7 0 0
                                    

Ważnym czynnikiem zwiększającym szansę na przetrwanie była umiejętność czytania lasu. Puszcza była niczym jeden wielki organizm - niewielka nawet zmiana w komórce takiego ciała powodowała odpowiedź pozostałych organów.

A teraz zrobiło się bardzo cicho.

Różnorodne ptaki, do tej pory wesoło ćwierkające wysoko wśród gałęzi drzew, nagle umilkły.

Jeger poczuł jak jeżą mu się włosy na karku.

Zawsze ufał swemu instynktowi i jako, że dalej był wśród żywych, wiedział, iż robił słusznie.
Właśnie miał przeczucie, że oto teraz odwróciły się role i to właśnie on jest tropiony.
Z ataku należało przejść do obrony.
Ciągle starał się pilnować swego otoczenia, więc doskonale wiedział co należało uczynić.

Trzynaście stóp na lewo od niego rósł sporych rozmiarów, nieco pochylony modrzew. Najniższe gałęzie zaczynały się jakieś dwa łokcie powyżej głowy myśliwego.
Markus szybkim krokiem pokonał dzielący go od drzewa dystans.
Rozpędził się, wyskoczył w górę odbijając się nogą od wystającego sęka i pewnie chwycił się gałęzi. Krótko stękając podciągnął się do góry i powyżej. Chwilę później wspinał się już wysoko ponad ziemią, używając w równym stopniu rąk i nóg by odnajdywać punkty podparcia.
Gdy znalazł się odpowiednio wysoko, usiadł na jednym z potężnych konarów plecami do pnia, a następnie odpiął skórzany pas, którym był kilkukrotnie przepasany, przerzucił go wokół pnia i zapiął klamrę - tym samym niejako przywiązując się do drzewa.
W ten sposób modrzew stał się prowizoryczną czatownią.

Gra toczyła się dalej.

Wielki łowczy zdjął z ramienia flintę, odciągnął kciukiem kurek, przycisnął do policzka kolbę i wycelował.

Zamarł w oczekiwaniu.

Mrok zgęstniał, a cisza wezbrała.

W krzakach nieopodal rozbłysła para jarzących się w nikłym świetle księżyca oczu drapieżcy.

Oczu, które spoglądały prosto na Markusa Jegera.

PolowanieWhere stories live. Discover now