ROZDZIAŁ XXII SZUKAJĄC ODPOWIEDZI, ZNAJDZIESZ PYTANIA cz.I

66 15 77
                                    

 - Powiedz coś jeszcze – nakazałam.

Vic zmrużyła oczy i mruknęła niechętnie:

- Nienawidzę poniedziałków.

Parsknęłam śmiechem, ale na jej twarzy nie dostrzegłam oznak rozbawienia. "Nie tylko ja się zmieniłam", zauważyłam w myślach. Po naszej dość burzliwej kłótni zaciągnęłam Vic do, jak się okazało, otwartego całą dobę Rajskiego Ogrodu. Moja przyjaciółka nie odezwała się do mnie ani słowem, rozplątując kłujące pnącza. Napięcie między nami było cały czas wyczuwalne, ale od Victorii biła determinacja. Czułam, że, podobnie jak ja, potrzebowała odpowiedzi. Nie wahała się ani chwili przed przekroczeniem ognistej bariery. Ja tymczasem zaczęłam się zastanawiać, czy przejście stanowiło kolejne Ostium. Miałoby to sens, patrząc po klienteli, ale gdzie w takim razie przenosiło swoich gości? Odparłam od siebie to pytanie, miałam dostatecznie dużo innych, pilniejszych.

Vic od kilku minut wypowiadała różne przygotowane przeze mnie kwestie, zaczynając od ulubionego dania, a kończąc na znienawidzonym dniu tygodnia, a ja starałam się jak najlepiej zapamiętać barwę jej głosu. Wszystko dlatego, że chciałam przeprowadzić pewien eksperyment. Doszłam do wniosku, że skoro dwójka venatorów, czy może wampirów energetycznych, zainteresowała się Margaret, musiałam mieć już z nimi kiedyś do czynienia. W końcu sprawcy zbrodni często okazywali się bliskimi swoich ofiar, a ja czekałam w kolejce tuż za byłą przewodniczącą mojej klasy. Co, jeśli któryś z moich znajomych był szpiegiem Dechenga? Podejrzewałam, że Praesidens miał swoich ludzi od czarnej roboty.

- Dobrze, możemy zaczynać – odparłam ku jej wyraźnemu zadowoleniu. - Pamiętasz, co masz powiedzieć?

- Praca domowa jest do kitu – wyrecytowała niczym znaczącą sentencję. Nie przyszło nam do głowy nic bardziej chwytliwego, więc to musiało wystarczyć.

Uśmiechnęłam się zachęcająco i wskazałam na wejście do pokoju utworzonego z tych zdradliwych roślin. Dostrzegłam, że Victoria z wysiłkiem przełknęła ślinę. Nie zdziwiło mnie to.

- Robię to dla naszego dobra – powiedziała do siebie, wchodząc do środka.

- W razie czego wołaj! - szepnęłam, bo krzyczenie w labiryncie pełnym nadnaturalnych istot nie byłoby najrozsądniejsze.

Czekałam zaledwie kilka sekund, aż usłyszałam:

- Praca domowa jest do kitu.

Na pozór wszystko w usłyszanych przeze mnie słowach było w porządku, a jednak... głos, który je wypowiedział, nie był głosem Vic. Nadal miał dziewczęcy charakter, ale też mocniejszą, zgrzytliwą barwę. Za nic w świecie nie odgadłabym, że wypowiedziane przed chwilą słowa należały do mojej przyjaciółki. Plan wypalił w stu procentach, już wiedziałam, dlaczego nie rozpoznałam wtedy głosu Margaret. Sytuacja komplikowała się pod innym względem – teraz aby odnaleźć zabójcę dziewczyny nie wystarczało odszukać osobę o takim samym głosie jak tamtego chłopaka. W rzeczywistości głos mógł być zupełnie inny. Mógł być głosem Christophera, w końcu chłopak znajdował się w Grobowej Czeluści, kiedy doszło do tragedii. "Nie", pomyślałam. "To nie mógł być on. Bo jeśli faktycznie był, jeśli jest choć cień szansy, że przyczynił się do śmierci Margaret, dlaczego opowiedziałby mi o swojej przeszłości?". Widziałam ból na jego twarzy, widziałam blask jego ciemnych oczu, kiedy nazywał się potworem. Czy ktoś odczuwający takie wyrzuty sumienia z powodu utraty rodziny mógł kogoś zabić?

"Co, jeśli to wszystko gra, Annabelle?", pomyślałam gorzko. "Co, jeśli otaczają cię kilkusetletni aktorzy?".

Moje zagmatwane rozmyślania przerwał spanikowany, ale też zaintrygowany obcy głos:

Znaki Dusz. Odrodzenie [W TRAKCIE ZMIAN]Where stories live. Discover now