Rozdział 3

551 29 60
                                    

KYLE

- Zajebiście! – Wściekły rękami uderzyłem w kierownicę na widok długiego sznura samochodów przede mną. Były to wprawdzie godziny popołudniowe, ale w tym rejonie nigdy nie doświadczyłem takich korków. Oczywiście jak się spieszyłem, musiało się coś stać, bo innego racjonalnego wyjaśnienia nie znalazłem.

Zatrąbiłem na samochód przede mną, który zamiast jechać zaraz za autem przed nim, robił sobie niewyobrażalnie dużą lukę. Zakląłem po raz kolejny, wściekły na kierowcę, który jeszcze bardziej spowalniał ruch na drodze. Nienawidziłem takich sytuacji i takich typów osób.

Co najlepsze gość nic sobie z tego nie robił i dalej jechał w swoim żółwim tempie, udając że przed nim była niewidzialna ciężarówka, czołg, grupa rowerzystów, walec i pociąg osobowy.

Już się we mnie gotowało i czułem, że dalej tak nie pociągnę. Skręciłem na najbliższej krzyżówce, nie zastanawiając się nawet, czy ta droga zaprowadzi mnie do celu. Mimo wszystko była to dobra decyzja, bo nieco się rozluźniłem i nie chciałem już mordować każdego napotkanego kierowcę. W między czasie wyłączyłem radio, którego dźwięk też zaczął mnie denerwować. Cierpliwie, na ile pozwalał mi mój obecny nastrój, czekałem na zmianę trasy na telefonie. Miałem nadzieję na taką z dobrym objazdem bez żadnych dziwnych akcji drogowych. Cóż, przeliczyłem się, bo jak na zawołanie nagle przed oczami zmaterializowało mi się czarne bmw. Zareagowałem w ułamku sekundy, jednocześnie naciskając pedał hamulca i skręcając autem lekko na pobocze, aby uniknąć kolizji.

- Jasna cholera!

Zatrąbiłem, tym razem dłużej, bo chciałem dać do zrozumienia, że gdyby nie mój manewr, facet spowodowałby wypadek. Najlepsze było to, że on też zatrąbił i nie miałem wątpliwości, że było to skierowane do mnie.

Moje ciśnienie podskoczyło jeszcze bardziej. Facet nie dość, że nie włączył kierunkowskazu to na dodatek wbił się na mój pas, prawie mnie taranując i wcale nie widział w tym swojej winy. Najchętniej zatrzymałbym go i pokazał, w czym tkwił jego błąd, ale na rozmowie na pewno by się nie skończyło. Byłem umówiony, więc nie miałem na to czasu. Inaczej ta opcja byłaby bardzo kusząca.

Mimo to musiałem coś zrobić, żeby dać temu kretynowi nauczkę. Nie czekałem długo na okazję, bo zaraz lewy pas się zwolnił, więc wyminąłem czarną wdowę, trąbiąc i wystawiając środkowy palec w stronę kierowcy. Następnie zajechałem mu drogę tak jak on mi, a kiedy on musiał hamować, ja wrzuciłem kolejny bieg i ostro przyspieszyłem. W prawym lusterku widziałem, jak samochód znikał mi z oczu. Czułem się usatysfakcjonowany.

O to chodziło – pochwaliłem sam siebie w myślach i dalej kierowałem się w stronę adresu podanego przez Natalie.

Mimo tego że trochę się uspokoiłem, perspektywa spotkania, które miało się zaraz odbyć, wyzwalała we mnie negatywne emocje. To że ostatnio moje życie wyglądało całkowicie inaczej było zrozumiałe, ale to co miałem zaraz zrobić przekraczało wszelkie granice.

W dodatku cały czas miałem w głowie Lenore i fakt, że nie mogłem się z nią w ogóle skontaktować. Dzwoniłem i pisałem na każdy możliwy sposób. Byłem do tego stopnia zdesperowany, że wysłałem jej nawet maila, do którego pewnie i tak zapomniała hasła. Jeszcze bardziej zaniepokoił mnie brak sygnału podczas połączenia, jakby jej telefon był ciągle wyłączony. Zastanawiałem się, co się z nią działo i naprawdę byłem już blisko zadzwonienia do jej mamy.

Daję jej ostatnią szansę. Jeśli nie da znaku życia w przeciągu dwóch dni, będę kontaktował się z innymi z tej otoczenia albo nawet tam pojadę. Nie zniosę dłużej tej niepewności, która nie pozwala mi spokojnie spać w nocy. Może coś jej się stało? Obiecałem Nickowi, że się nią zaopiekuję, a już na starcie zaliczałem porażkę.

Prawda Tkwi w SercuWhere stories live. Discover now