Walka o konserwy

4 0 0
                                    

     Aniela zaklnęła pod nosem, gdy kolejna osoba trąciła ją ramieniem. Nie weszła nawet do sklepu, a już biegający z koszykami, wózkami i reklamówkami ludzie, nabijali dziewczynie kolejne siniaki. Mama brunetki nie puszczała dłoni córki. Pruła przed siebie, starając się jakoś wejść do budynku. Nigdy by nie przypuszczały, że znajdą się w takiej sytuacji. Anieli na myśl przyszły nagrania z wielkich wyprzedaży w USA, gdzie zwykli obywatele zamieniali się w dzikie zwierzęta, walcząc o ostatnie tostery na przecenie.

- Weź zupki instant- powiedziała kobieta, gdy już znalazły się miedzy alejkami.

- Co?!- krzyknęła Aniela, marszcząc brwi. W sklepie był taki hałas, że nie mogła usłyszeć słów matki.

- Zupki instant!- powtórzyła głośniej pani Barbara i sama ruszyła w stronę mrożonek- Zaraz do ciebie przyjdę! Uważaj!

Brunetka wzięła głębszy wdech i wcisnęła się między dwóch otyłych mężczyzn, pakujących do wózków sześciopaki piwa i butelki wódki. Przeszła między dwiema białymi kałużami śmierdzącymi majonezem i w końcu doszła do działu z różnymi zupkami i makaronami. Zaczęła na szybko pakować zupki chińskie, różne kubeczki, paczuszki i kartoniki. Zostało bardzo mało towaru, więc nie miała zamiaru wybrzydzać. Brała jak popadnie. Przy okazji załapała się na ostatnie paczki ryżu. Zaczęła iść przed siebie, wrzucając do torby... po prostu cokolwiek.

Bała się. Nigdy nie widziała w ludziach takiej paniki. Mogła pomarzyć o znalezieniu papieru toaletowego, pieczywa czy wody. Półki coraz bardziej świeciły pustkami. Pracownicy starali się wykładać nowe palety, ale nieokrzesana hołota od razu rzucała się na każdą dostawę. Aniela zestresowana i już poważnie przebodźcowana zaczęła szukać wzrokiem rodzicielki.

- Mamo!- krzyknęła, kręcąc się wokół własnej osi. Pierwszy raz w życiu czuła takie napięcie, ból klatki piersiowej i duszności. Nie wiedziała, co się dzieje z jej własnym ciałem. 

Człowiek, człowiek, rozbite szkło, huk, krzyk, kłótnie, światła, wózki z niedziałającymi kołami, pikanie kas, szelesty... Blond kobieta... Nie matka... Kolejna blond... Gdzie? Gdzie? Uderzenie wózka o ścianę, upadek koszyka na podłogę...

- Jestem, kochanie- usłyszała kojący głos Marzeny i poczuła, że kobieta ją obejmuje.

Aniela wtuliła się w mamę, jakby znowu była małą, przestraszoną dziewczynką. Prawie od razu się uspokoiła, znajdując bezpieczeństwo w rodzicu. Już wszystko dobrze, nie stała się jej żadna krzywda. Ustawiły się w jedną z wielu kolejek do kas. Przynajmniej ludzie nie stracili ostatnich resztek człowieczeństwa i zachowali przy płaceniu choć trochę kultury. Oczywiście wyzwiska w stronę kasjerek leciały bez przerwy, ale nikt nie planował wybiec ze sklepu bez płacenia.

- Jednak mogliśmy wysłać tatę- zaśmiała się Marzena, wypakowując rzeczy na taśmę.

- Na pewno by sobie lepiej poradził niż my- dodała Aniela.

Gdy w końcu udało się im zapłacić za zakupy, pobiegły do auta. Chciały jak najszybciej wrócić do cichego, bezpiecznego domu. Wrzuciły torby do bagażnika. Blondynka wyglądała na niepocieszoną, że zebrały tak mało żywności, ale z drugiej strony z ulgą wsiadła za kierownicę i nacisnęła pedał gazu. 

- To były najszybsze zakupy w moim życiu... Oczywiście nie licząc tej kilometrowej kolejki- odezwała się Aniela, gdy zapięła pasy. Czuła, że puls jej powoli spada, a mięśnie się rozluźniają. Brunetkę rozbolała głowa, ale nie zwracała na to większej uwagi. Miała większe zmartwienia.

- Teraz korek w drodze powrotnej...- szepnęła pod nosem Marzena- W domu zrobimy sobie maseczki i włączymy Netflixa. Nie widzę innej opcji. Za to to powinnyśmy dostać odznakę wojskową.

Trylogia Umarłych: Lesbijski vs. ZombieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz