III

540 94 5
                                    

Krocząc przez mury Durmstrangu, nie dało się przeoczyć symboli Insygniów Śmierci, wypalonych czy wyrytych na ścianach lub ławkach. Polina zawsze zwracała na nie uwagę, mimo że widziała je już tysiące razy. Dziewczyna czuła, że nawet gdyby prababka nie zdradziła, że to jej pradziadek był ich autorem, wiedźmia intuicja sama dałaby o tym znać.

Ciągnęło ją do tych symboli. To nie tak, że interesowały ją same Insygnia - które, z tego co wspominała jej prababka, wciąż gdzieś istniały - a bardziej to, że reprezentowały jej przodków. Nadal nie potrafiła ugryźć ich sprawy. Z jednej strony wiedziała, że robili źle, krzywdzili ludzi i ponosili za to teraz karę. Z drugiej - jakoś chciała ich zrozumieć. Nie była pewna, czy wynikało to z jej empatii, czy z więzi rodzinnych, ale ilekroć patrzyła na ten prosty symbol trójkąta, kreski i koła, zaczynała rozmyślać.

Nie inaczej było tamtego mroźnego dnia, którym były walentynki. Jeden z największych symboli Gellert Grindelwald pozostawił w głównym holu. Nie dało się go przeoczyć po wejściu do szkoły potężnymi, drewnianymi drzwiami. Polina zastanawiała się czasem, dlaczego nikt go nie usunął. Niby uczono ich, że to, co robił jej pradziadek było złe, lecz jednocześnie dawano im lekcje czarnej magii. A może to sam Grindelwald tak zaczarował symbole, że nie dało się ich zmyć?

Polina wpatrywała się w niego i dotknęła go ręką, czując nieopisywalne przywiązanie - jakby wcale nie dotykała zimnej ściany, a kogoś bliskiego, znajomego, z kim chciało się dłużej zostać. Pragnęła wiedzieć więcej...

Czy w zasadzie mogłaby spotkać Grindelwalda?

- Na co patrzysz?

Znajomy głos przywrócił Polinę do rzeczywistości. Dziewczyna poprawiła czerwony mundurek, a następnie odwróciła się w stronę przyjaciółki.

- Nic takiego, Galina. Zamyśliłam się - odparła pospiesznie, pamiętając, że nikt w szkole nie miał pojęcia, z jakiej rodziny tak naprawdę pochodziła. Nikt nie wiedział też, że w domu czekała jej siostra charłaczka...

- To chodź już. - Galina złapała ją za nadgarstek, przy tym prawie uderzając ją jasnym warkoczem w twarz. - Zaraz będą rozdawać walentynki, a jak znam życie, ty dostaniesz najwięcej.

Polina przewróciła oczami.

- Wcale mnie to nie cieszy.

- Pola, jesteś najładniejszą dziewczyną w tej szkole i jeszcze narzekasz?

Polina pomyślała, że gdyby Galina choć chwilę posłuchała Alexandriyi, to zmieniłaby zdanie. Wiedźmia uroda ostatnio stawała się dla niej udręką; dorastała, a chłopcy interesowali się nią coraz częściej, i nie zawsze była to uwaga, której pragnęła... Dlatego wcale nie zdziwiło jej, gdy kilka chwil później w jadalni otworzyła kartkę z podpisem Viktor.

Viktor Krum był jednym z najlepszych zawodników Quidditcha na świecie, a dla Poliny wielką zagadką. Wydawał się raczej ponury, małomówny, a mimo wszystko ciągle chodził za nim sztab jego przyjaciół. Polina zastanawiała się, czy zdobył ich tylko swoją popularnością, bo rozmowy między nimi jeszcze nie słyszała.

Z drugiej strony czuła, że nie powinna go oceniać w tym aspekcie. Kto wie, czy ona miałaby w ogóle jeszcze jakichś przyjaciół, gdyby świat wiedział, z jakiej rodziny pochodziła?

Przyjaciółki Poliny też nie były zdziwione tamtą walentynką. Krum mógł przebierać w dziewczynach, więc nic dziwnego, że spróbował swoich szans z jedną z najładniejszych.

- Jak już zostaniesz żoną Kruma i będziesz miała darmowe wejściówki na mecze, to podzielisz się z przyjaciółkami, prawda? - rzuciła Petia, po czym trąciła Polinę łokciem. Tamta tylko westchnęła, odkładając walentynkę na stos tych od innych adoratorów.

- Krum nigdy nawet nie zamienił ze mną słowa - stwierdziła beznamiętnie.

- To nie przeszkadza. - Petia wzruszyła ramionami.

- W sumie zważając na to, ile on zarabia, byłabyś już ustawiona do końca życia - dodała Galina po chwili namysłu.

Polina niezbyt przysłuchiwała się tamtym ożywionym rozmowom, bo jej głowę wciąż zajmowały myśli o Insygniach Śmierci oraz jej pradziadkach. Nie będąc w stanie dłużej wytrzymać z własną głową, zignorowała kompletnie to, o czym mówiły przyjaciółki i powiedziała głośno:

- Dziewczyny, mogę was o coś zapytać?

Petia i Galina od razu zamikły, by skupić na niej swoją uwagę.

- Tak, powinnaś iść z Krumem na randkę - rzuciła od razu Petia, ale Polina udała, jakby jej nie słyszała.

- Co sądzicie o Grindelwaldzie? - zapytała wprost, w duchu czując narastający niepokój. Chyba po raz pierwszy wypowiedziała to nazwisko poza rodziną, a choć tamto pytanie nie mogło nikogo na nic naprowadzić, z jakiegoś powodu miała wrażenie, że każdy w ciemnej, wielkiej jadalni mógł słyszeć jej myśli.

Galina uniosła brwi.

- A skąd ci się to nagle wzięło? Jego już nie poderwiesz, Pola, z Krumem będzie ci łatwiej.

- Poważnie pytam - odparła Polina, wbijając w przyjaciółkę tak przeszywające spojrzenie, jakiego tamta jeszcze u niej nie widziała.

- No był zbrodniarzem - rzuciła Petia. - I to w zasadzie tyle? Nie wiem, nie zastanawiam się w moim wolnym czasie nad opiniami o takich ludziach....

- Dobrze, wiem, że popełniał zbrodnie, ale czy jego idea była zła? By czarodzieje już nie musieli się chować?

- Pomysł nie był zły, gorzej z wykonaniem. - Galina się roześmiała, jednak Polina wcale nie podzieliła tego entuzjazmu.

- Wiesz, Pola, idea uwolnienia czarodziejów jest w porządku, tylko że on chciał to zrobić poprzez zabijanie mugoli oraz każdego innego, kto by mu się sprzeciwił... Mugolaków, charłaków, a czasem nawet i...

- Charłaków też? - Polina gwałtownie uniosła głowę.

Niby o tym wiedziała, a jednak gdy usłyszała o tym z ust przyjaciółki, wypowiedziane takim tonem, jakby była to największa oczywistość, serce jej przyspieszyło. Valeria była dla niej najważniejsza na świecie; trudno przychodziło jej wyobrazić sobie, że niegdyś ich przodkowie bez mrugnięcia okiem by się jej pozbyli.

Alexandriya była groźna. Polina doskonale znała przecież magię prababki i jej możliwości. Mimo wszystko nie potrafiła jej sobie wyobrazić wyrządzającej krzywdy komuś bliskiemu, w kim płynęła przecież ta cała wiedźmia krew, tylko uśpiona...

- No a nie? - odparła Petia oczywistym tonem, na co Polina przełknęła ślinę. - Pola, czemu ty w ogóle chcesz gadać o jakimś starym dziadzie, kiedy masz o wiele ciekawsze rzeczy do roboty? Na przykład - Petia podsunęła jej stos kartek - wybór adoratora na randkę.

Polina pokręciła głową, a po tym gwałtownie wstała od stołu.

- Ja... Pójdę się przejść. Nie czekajcie na mnie, nie jestem głodna. - Odsunęła krzesło tak, że z piskiem przejechało po kamiennej posadzce, a następnie prędkim krokiem ruszyła do wyjścia.

Galina i Petia wymieniły spojrzenia, zastanawiając się, co wstąpiło w ich przyjaciółkę.

- Wiesz co... Może się czegoś nawąchała z tych kartek. - Galina wskazała na stosik. - Cholera wie, czy jej jakiś Amortencji nie podsunął...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 07 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Kokietka • Theodor NottOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz