5. The Waterfall, the Chest and the Temptation

113 8 4
                                    


Noc nie przynosi ukojenia. Jest gorąca, duszna, zatykająca dech w piersi, a upał sprawia, że ciało nieprzyjemnie klei się do ubrań. Jednak to nie przykry sen jest tym, czego mają się obawiać. To pobudka sprowadza ich wędrujące dusze z powrotem do ciała. I w tym przypadku nie jest to przyjemny moment.

Sanji wyrywa się gwałtownie z głębokiego snu, gdy donośny jazgot fanfar rozbrzmiewa na polanie. Jest ostry i ogłuszający, niemal wydzierający serce. Kucharz podrywa się nagle z miejsca i rozgląda wokół jak zaszczute zwierzę. Nawet nie zdaje sobie sprawy, że składa ręce na piersi w odruchowym, obronnym geście.

Zbyt dobrze zna tę melodię.

Jej dźwięk to widok zegara, którego wskazówka wybija szóstą rano; to służba wpadająca do pokoju, z uśmiechami skrywającymi współczucie; to okrzyki żołnierzy, którzy wezwani donośnym hymnem, zbierają się na placu przed zamkiem, gotowi do rozpoczęcia morderczego treningu w imieniu ojczyzny.

To także pogłos szyderczego śmiechu jego braci, niosący się echem zimnych korytarzy.

Sanji cofa się o kilka kroków, mrugając szybko, by odgonić od siebie resztki snu.

- Co to było?

Śmiech i pytanie Luffy'ego, sprowadza kucharza z powrotem na ziemię. Cała załoga powoli siada w miejscu, przecierając oczy ze zmęczeniem. Nagłe, donośne fanfary, obudziły wszystkich, lecz tylko Sanji poderwał się z ziemi. Jako jedyny stoi na widoku, składając ręce na piersi. Zalążek wstydu i upokorzenia zaczyna nieprzyjemnie kiełkować gdzieś w środku, więc siada na swoim miejscu, starając się uspokoić oddech.

- SUPERRR pobudka! Dzięki, klątwo! - Franky rzuca radośnie i szczerzy się do siedzącej nieopodal Robin. Kobieta uśmiecha się tylko lekko, przyzwyczajona do zachowania ich pół-cyborga.

- To brzmiało jak trąbki. To klątwa? Kto się boi trąbek? - Luffy jeszcze przez chwilę zadaje idiotyczne pytania, nasłuchując. Wokół nich panuje jednak cisza, przerywana jedynie odgłosami insektów w trawie, więc po jakimś czasie daje za wygraną, wydymając usta z niezadowoleniem.

Załoga szybko zapomina o przedziwnej pobudce, lecz Sanji wciąż czuje jak jego serce bije jak szalone. Fanfary Germy wzywające żołnierzy do porannej zbiórki na placu treningowym są ostatnią rzeczą, którą chciał usłyszeć. Kucharz stara się opanować drżenie dłoni, gdy reszta załogi powoli poddaje się porannej rutynie, marudząc zaspanymi głosami.

Śniadanie przebiega nadzwyczaj spokojnie. Upał wciąż jest nieznośny, lecz ich ciała zaczynają się powoli do niego przyzwyczajać. Przy ich niewielkim obozie, Usopp znajduje drzewa owocowe, co zapewnia im pożywne śniadanie. Sanji nie ma zbyt wiele do roboty, gdyż owoców nie musi specjalnie przygotowywać (kroi je jednak dla Choppera - ich doktor kocha zjadać je w fantazyjnych kształtach).

Już wkrótce wszyscy zapominają o fanfarach. Wizja dalszej przygody skupia na sobie całą uwagę załogi i wyruszają dalej, podążając za wskazówkami mapy. Sanji ma nadzieję, że dziś w końcu uda im się dotrzeć do wodospadu. Ich zapasy wody są w opłakanym stanie i nie jest już w stanie zapewnić jej dla każdego. Swoją porcję ogranicza do kilku łyków o poranku, by zaoszczędzić jej nieco więcej dla przyjaciół. Z tego względu zabierają ze sobą owoce, których sok choć trochę ugasi pragnienie.

- O czym myślisz, moja droga Nami? - Sanji zrównuje się krokiem z ich nawigatorką. Rozpaczliwie potrzebuje czegoś, co odwróci jego uwagę i zajmie go choć na chwilę.

Nami uśmiecha się w odpowiedzi.

- O skarbie. Zastanawiam się ile może być warty, jeśli faktycznie go znajdziemy.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 29, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Silence of Decay | SanZoWhere stories live. Discover now