Rozdział 1

103 10 6
                                    

Rozdział 1

Cała spocona wpadłam do szkoły jak torpeda. Nie zwracając uwagi na niektórych uczniów, którzy się ze mną witali, biegłam przed siebie, aby na czas znaleźć się w sali od biologii.

Nigdy w życiu nie spóźniłam się do szkoły! Nigdy! A kiedy zdarzył się ten pierwszy — i miałam nadzieję, że ostatni — raz, to jak na złość miałam akurat sprawdzian z ostatnich lekcji historii Stanów Zjednoczonych. Kiedy wczoraj zasiadłam do nauki, wiedziałam, że nie powinnam siedzieć dłużej niż do dwudziestej drugiej, czyli do godziny, do której zawsze się uczyłam. Tym razem jednak nauka ostatnich tematów lekcji szła mi wyjątkowo opornie, więc przedłużyłam naukę aż o trzy godziny. I właściwie, gdyby nie moje zamykające się oczy oraz resztki zdrowego rozsądku, uczyłabym się do siódmej. I nie wiedziałam, jak to było możliwe, ale te kilka godzin dłużej nad książkami, sprawiły, że nie usłyszałam, jak mój budzik dzwonił. Nie usłyszałam żadnego z trzech alarmów! A kiedy się obudziłam, po czym wzięłam do ręki telefon i zobaczyłam na nim wpół do ósmej, wiedziałam, że nie miałam czasu na nic poza umyciem zębów, ubraniem się i spakowaniem do szkoły. Chociaż w międzyczasie na pewno zdążyłabym się uczesać, to zwyczajnie całkowicie wyleciało mi to z głowy.

W końcu po kilku minutach dotarłam do sali, w której odbywały się zajęcia. Wypuściłam kilka razy powietrze ustami, żeby wyrównać oddech, zapukałam i weszłam do środka.

Przełknęłam ślinę, co było aż nazbyt dobrze słyszane, gdyż w sali panowała grobowa cisza. Wzrok wszystkich uczniów wraz z nauczycielką, która trzymała ręce skrzyżowane na piersi były zwrócone w moją stronę.

Odchrząknęłam, a następnie chciałam przejść do wyjaśnień:

— Dzień dobry. Przepraszam za spóźnienie, po prostu...

I zacięłam się. Po drodze do szkoły w ogóle nie przyszło mi do głowy, aby przygotować jakąś wymówkę, dlaczego dotarłam do niej dopiero teraz, a prawdy przecież powiedzieć nie mogłam.

— ... po prostu miałam problem z transportem i nie dałam...

Nauczycielka podniosła rękę.

— Nie interesuje mnie powód, przez który się spóźniłaś, Grace — powiedziała chłodno, na co się skrzywiłam.

Tak, ta kobieta była bardzo, ale to bardzo wymagająca, nie tylko jeżeli chodziło o naukę, ale i inne rzeczy z nią związane. Już na samym początku semestru powiedziała, że nie toleruje spóźnień, a przez trzy miesiące, odkąd miałam z nią lekcje, wiedziałam, że naprawdę tak było. Uczniom, którzy się spóźnili, wymyślała przeróżne „kary" począwszy od udekorowania na konkretny dzień sali, a skończywszy na posprzątaniu jednego z korytarzy, które do najmniejszych nie należały. Jednak wymiar kary zawsze zależał od tego, jak uczeń się uczył, czy już wcześniej zdarzały mu się te spóźnienia (a byli tacy, którzy mieli ich już trzy) i chyba od ogólnej sympatii nauczycielki. A u mnie wyglądało to następująco: a) uczyłam się naprawdę bardzo dobrze; b) to było moje pierwsze spóźnienie (jak wspomniałam — również w ciągu mojej całej edukacji) i c) od początku wydawało mi się, że ta kobieta nie miała do mnie żadnych zastrzeżeń.

— Poczekaj — powiedziała nagle, gdy zaczęłam iść w kierunku ławki, przy której zawsze siedziałam. — Usiądź na końcu sali. Dzisiaj nie napiszesz sprawdzianu.

Otworzyłam szeroko oczy i wstrzymałam na sekundę powietrze.

— Jak to „nie napiszę"? Przecież...

— Spóźniłaś się — wyjaśniła, przerywając mi. Poprawiła okulary na nosie i kontynuowała: — Nie mogę pozwolić, aby uczeń, który spóźnił się na sprawdzian miał takie same szanse jak uczniowie, którzy jakoś potrafili dotrzeć na czas.

Break the rulesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz