Rozdział II

24 3 7
                                    

Życie Cleasa było idealne. Zbyt idealne. Od momentu, gdy nauczył się stąpać, chodził z wysoko podniesionym podbródkiem. Oczekiwano od niego perfekcji. Perfekcji syna mandretońskiego polityka. Każdy jego oddech i mrugnięcie było obserwowane przez służbę, strażników, a nawet jego rodzinę. Jego matka pilnowała, by stał się perfekcyjnym dzieckiem, które będzie przykładem dla potomków mieszkańców miasteczka Uravia, w którym mieszkali. Ojciec spędzał większość dni w miesiącu poza granicami miasta, gdyż jako wysoko postawiony polityk był oczekiwany na każdym posiedzeniu rady sprawującej władzę w Cesarstwie Mandretonii. Jednak, gdy pojawiał się w pałacu - obserwował swojego syna, czekając aż popełni błąd, by móc wymierzyć mu najsurowszą karę. Chłosta pałką bambusową, zamknięcie pod kluczem w sypialni, a nawet... trzymanie ręki syna nad palącym się w kominku ogniem. Był bezlitosny i nieczuły wobec Cleasa, który obawiał się ojca niczym największego mordercy w Cesarstwie.

Na samą myśl o ojcu, Cleasa przechodziły dreszcze.

Starsi bracia chłopaka stawali się równie okropni, co ich ojciec. Ukończyli szkołę w Cardadzie, wybierając swoje życiowe ścieżki. Ceren - cesarski wojownik w armii mandretońskiej. Claudee - strateg wojenny. Ku uciesze Cleasa rzadko pojawiali się w Uravii. Nie musiał znosić ich złośliwego zachowania wobec najmłodszego pośród nich.

Przed samym Cleasem drzwi do szkoły w Cardadzie dopiero miały się otworzyć. Jako syn szanowanego w Cesarstwie człowieka, miał zagwarantowane miejsce w szkole, co jednak nie znaczyło, że chłopak nie poświęcał się nauce. Wręcz przeciwnie. Jego szara codzienność kręciła się przede wszystkim wokół nauki. Zgłębiał wiedzę z wszystkich dziedzin przy pomocy wynajętych przez ojca nauczycieli. Uczył się w domu, więc nie miał żadnych rówieśników, co nie przeszkadzało Cleasowi. W życiu spotykał tylko złych ludzi, którzy zasiali w nim zło, którego chłopak nie mógł się w pełni wyprzeć. Stał się zgorzkniały i opryskliwy wobec ludzi nienależących do rodziny. Zdarzały się dni, kiedy to wpadał w ogromną furię. W jego sypialni w tym czasie panował chaos. Rozbite wazony leżały na podłodze pozwalając wodzie wsiąkać w drewno, zasłony ledwo trzymały się w powietrzu rozszarpane nożem, książki płonęły w kominku lizane językami żaru.

Nikt nie potrafił zapanować nad młodym chłopakiem, który stał się człowiekiem o czarnym sercu. Nie był złem z wyboru. Był zły, bo nigdy nie poznał czystego dobra. Nie wiedział czym jest dobro i miłość. Wiedział czym jest zło, strach i życie w ciągłym stresie.

Stał się tym, kim obawiał się zostać. Stał się prawdziwym potomkiem swojego ojca.

Dzień Cleasa rozpoczynał się tuż przed wschodem słońca, które w Uravii wstawało bardzo wcześnie, gdyż były to tereny nizinne. Budził się w wielkim łożu z baldachimem, wiedząc, że na stoliku nocnym już czeka śniadanie przyniesione przez służbę. Z ciężkimi od snu powiekami rozsiadał się pod wezgłowiem łóżka i jadł zimny już ryż z jajkiem oraz pieczywo z owocami i popijał herbatą jaśminową.

O wschodzie miał znaleźć się w ogrodach na tyłach pałacu, więc po zjedzonym posiłku w pośpiechu zakładał codzienny ubiór, którego spodnie i koszula były w kolorze granatowym, a pas w kolorze czystego złota. Na stopy wsuwał niewygodne sandały, po czym związując długie do ramion włosy w kucyk przy użyciu złotej wstęgi - wychodził ze swojej komnaty.

Idąc korytarzami pałacu mijał służbę oraz straż. Kłaniali mu się, przystając w miejscu i pozdrawiając. Ten zwyczaj wprowadzał Cleasa w zakłopotanie. Nie lubił być w centrum uwagi, tylko dlatego, że jest synem Sajwona. Chciał być w centrum uwagi, bo jest Cleasem.

Szedł schodami, które wychodziły na zewnątrz budynku, by udać się do ogrodu. Gdy tylko znalazł się na zewnątrz, uderzył go mocny zapach kwiatów wiśni oraz róży. Ogród był ogromny i pełen zakamarków, w których można było się ukryć.

Gdy słońce spotka swój księżyc |  TOM 1Where stories live. Discover now