Rozdział 2 - Pojedyncze Krople

3 0 0
                                    

𝐍𝐢𝐜𝐡𝐨𝐥𝐚𝐬

Jest niedziela, a ja jedyne co robię od kilku godzin to oglądanie social mediów.

Wczoraj dostałem wiadomość od Rose, że Ashley boi się wyjść z domu bo nie chce mnie widzieć na oczy, a teraz siedzi w szpitalu, i okazało się że ma nadkruszoną kość czy coś.
Rodzice Rose którzy teraz mają ją w opiece, od razu pojechali z nią do szpitala, gdy tylko zobaczyli liczne siniaki na jej nosie, oraz trochę krwi.
Nie powiem, miałem ochotę do niej przyjechać powiedzieć jej w twarz, że nie było robić takich scen, bo i tak siedzi teraz na dupie w tej odurzająco białej sali, ale nie chciało mi się wychodzić.

***

Był już wieczór, i zmieniłem zdanie o pojechaniu do szpitala.
Szybko wsiadłem do auta, bo sam obiecałem, że dopilnuję by siedziała tam tyle ile ma siedzieć.
Powitała mnie Rosie siedząca na korytarzu obok sali Ashley.
- Co ty tutaj robisz? - Pyta zdziwiona ale ja tylko wzruszyłem ramionami po czym wszedłem do Ashley.
- Przyszedłem zobaczyć co u księżniczki. - Odpowiadam z uśmiechem pełnym irytacji.
- Czego?
- Pomyślałem że wpadnę, ale jeśli nie chcesz...
- Dobra zostań.
- Kiedy cię wypuszczą?
- A co cię to interesuje?
- Japierdolę Ley mów normalnie.
- A co po chińsku gadam? I co to za przezwisko. - Wzdycham na jej słowa a ona tylko przewraca oczami.
- Kiedy.
- Dzisiaj za godzinę. - Mówi.
- Wracasz z Rosie?
- Nie, ona czeka na tatę, musi ją szybko odebrać bo coś-tam-coś-tam, normalnie jechałabym z nimi ale muszę tutaj jeszcze siedzieć. - Znów przewróciła oczami i sięgnęła po książkę.
- Ja cię mogę podrzucić. - "I przy okazji wpierdolić do rowu - pomyślałem - a nie, szkoda mi auta"
- Spoko, pójdziesz mi do automatu?
- Jak chcesz żebym ci coś kupił to najpierw kasa, nie płacę za ciebie.
- Jezus masz. Weź mi snickersa.
- Mmm... Zdrowo.
Ashley przymknęła oczy, wzięła głęboki wdech i rękoma przybrała pozycję do medytacji. Uśmiechnąłem się do siebie.
- Tak, jestem na diecie i nie mogę jest nic oprócz gorących rzeczy. - Zażartowała nie otwierając oczy z całkowitym spokojem w głosie.
- Czyli mnie możesz zjeść - Puściłem jej oczko po czym wyślizgnąłem się z pokoju patrząc na to jak otwiera oczy ze złością.
Na korytarzu nie było Rosie, co świadczyło o tym że już pojechała. Idąc do automatu przeglądałem Instagrama. Nie bałem się, że zabłądzę, bo znałem ten szpital jak na wylot. Zawsze w sporcie dzieją się jakieś durne wypadki, i też często odpierałem stąd Liama gdy trochę przesadził z alkoholem, więc przez to że nie patrzyłem, wpadłem na kogoś. I jakby życie nie rzucało mi kłód pod nogi, oto zderzyć musiałem się akurat ze swoją byłą.
- Sorry. - "Dlaczego tu jesteś?" - już miałem zamiar to powiedzieć, ale nie chciałem żeby myślała że jestem nią jakkolwiek zainteresowany.
- Eee... - Zamyśliła się chwilę. - Spoko..?
Szybko odszedłem. Momentalnie zapomniałem po co miałem tu przyjść. Snickers dla Ashley. Okej.
Kupiłem co miałem i przyniosłem dziewczynie. Gdy siadałem na krześle w jej sali, poczułem brzęczenie telefonu. Dzwonił trener. Powodzenia.
- Umm.. Hej. - Przywitałem się niepewnie.
- Nicholas! Dzwoniłem do ciebie! Czemu nie odbierałeś?
- Chyba miałem wyciszony telefon, coś się stało?
- Co to za dziewczyna wczoraj?
- A nie wiem jakaś gówniara.
- Jakaś gówniara? A dlaczego jesteś teraz w szpitalu?
- Emm...
- Tak myślałem. - Zaśmiał się. - Podobno niezłą akcję z nią odwaliłeś.
- Nic ciekawego - przewróciłem oczami - muszę kończyć.
Nie czekając na odpowiedź rozłączyłem się. Trener był dla mnie jak tata, podczas gdy mój prawdziwy ojciec bardziej interesował się pieniędzmi. Jednak ta rozmowa wyjątkowo mnie irytowała.


You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 27 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Zatańczmy W Deszczu Naszych UczućWhere stories live. Discover now