Rozdział III

14 2 0
                                    

- Czemu mnie tam jeszcze nie było? - zapytałam moją nauczycielkę

Jechałyśmy właśnie ośnieżonym traktem na północ w stronę najbliższego miasta elfickiego. Co jakiś czas mijała nas postać otulona tak jak my kapturem. Był to już trzeci dzień naszej wyprawy. Dziś mieliśmy do niego dotrzeć.

- Chodzi bardziej o nas niż o Ciebie. - zaczęła powoli, ważąc każde słowo. - Ja na przykład byłam dosyć znaną osobą w stolicy, więc bałam się rozpoznania. Dezerterów czeka stryczek. Teraz też sporo ryzykuję, bo król jeszcze amnestii nie ogłosił. - zakończyła

Wypowiedź Cassandry wydała mi się podejrzana. Przez te wszystkie lata ktoś mógł mnie wsiąść do miasta przy granicy. Nie byłoby to tak niebezpieczne, zwłaszcza gdyby zabrał mnie tam Alberto. Z tego, co wiem, był tylko jednym z wielu żołnierzy i nie wyróżniał się niczym charakterystycznym. Nawet w razie rozpoznania mamy zawsze otwartą drogę ucieczki.

- Mogę o coś zapytać? - powiedziałam po długiej chwili milczenia, bo zauważyłam jedną niespójność.

- Już się pytasz. - westchnęła Cass

- Medycy są na służbie u ludu?

- Tak. - odparła zimno

- Nie u króla... - zaczęłam, lecz ona przerwała mi w pół słowa

- Wiem, co Ci po głowie chodzi, ale
ja byłam pod przysięgą królewską, oficjalnie pełniłam na dworze jeszcze służbę alchemika. - tu zatrzymała się na chwilę i popatrzyła mi prosto w oczy, tak że, poczułam się nieswojo - król nie dopuszczał do siebie osób, które nie przysięgły mu wierności.

Spuściłam wzrok, a ona ciągnęła dalej.

- Jako że twoi rodzice, także złamali przysięgłe wierności, od teraz nie przedstawiasz się swoim nazwiskiem. Przyjmiesz to, które ja teraz używam. Jesteś od teraz Felicyta Pari, jesteś moją córką i tego się trzymasz. Zrozumiano? - Spytała

- Tak. - po co ja na to pytanie odpowiadam? Przecież ono miało tylko jedną odpowiedź.

Poczułam zimno, więc naciągnęłam bardziej kaptur na głowę. W tym momencie przyszła mi do głowy pewna myśl. "To musi ją naprawdę boleć". Pewnie dlatego cały czas jest taka spięta. Spędziła w tym kraju większość swojego życia, a potem musiała się go wyrzec. W imię czego? Tak naprawdę, nawet nie wiem, przed czym uratowali ją moi rodzice. Ciekawość w ogarnęła mnie całą, lecz wiedziałam, że nie mogę o to zapytać nikogo. Co, jeśli to były jakieś działania przemytnicze lub coś o wiele gorszego? Zawsze można taką wiedzę podstępem wydobyć. Chociaż, Cass jest na to za sprytna.

- Takimi rozmyśleniami nic z niej nie wyciągnę - pomyślałam i dźwignęłam głowę.

Przede mną rozciągał się dziwny krajobraz, puste pola okry te śniegiem i mgłą, a spomiędzy dymu, widać zarysy budynków. Nie małych ciasnych chałup ze strzechą na dachu, tu widać było domy, z kamienną podmurówką i pokryte gontem. Zabrakło mi słów. Przecież tu każdy musi być bogaty!

- No i co? Pięknie, prawda? Całe swoje życie spędziłam w podobnym miejscu. - westchnęła z sentymentem. - To tylko namiastka tego, co znajduje się w stolicy. - spojrzała na mnie i zachichotała

Musiałam wyglądać naprawdę śmiesznie. Zatrzymałam się i z otwartą buzią chłonęłam całą sobą ten widok. Było na co patrzeć, wiatr zdmuchiwał mgłę, więc było coraz wyraźniej widać budowę miasta.

Na obszarach zbudowane były porządne małe chałupy, a tym głębiej w stronę centrum budowle stawały się wyższe, aż do murów wewnętrznych. Wyznaczały one ogromne miejsce, w którego środku było widać zamek, zaś pod nimi toczył się cały handel.

- No, jedziemy! Napatrzysz się z biska. - już nawet nie starała się ukryć śmiechu.

● ● ●

Wjechałyśmy do miasta boczną drogą. Nie rzucałyśmy się w oczy, ponieważ zmieniłyśmy nasz zwykły ludzki strój na elficke ubrania. Poncza z kapturem i w długie wełniane spodnie tak szerokie, że wyglądały na spódnicę, upodabniały nas to do zwykłych przechodniów.

Kiedy weszłyśmy na główny trakt, z łatwością wmieszałyśmy się w tłum. Prowadząc swoje konie, kierowałyśmy się w stronę straganów. Jeszcze przed tym, jak wjechałyśmy do miasta, Cassandra ustaliła oficjalną wersję zdarzeń.

- Przyjeżdżamy do miasta po prezent dla twojej siostry z okazji ślubu. Szukamy czegoś drogiego, w rodzaju szkatułki lub innego bibelotu. Pamiętaj, jeżeli ktoś Cię o coś zapytać odpowiadaj bez namysłu, omijając wszelkie imiona i nazwiska. Na wszelkie bóstwa, niech te wszystkie słowa się, że sobą zgadzają. - Tę tyradę pouczeń, wygłaszała przy każdej okazji, dodając co chwilę jakąś nową poradę. Teraz jestem jednak zdana tylko na siebie.

Główny trakt był wypełniony ludźmi i elfami. Usłyszałam muzykę i ujrzałam, dziewczęta tańczące z wysokimi chłopcami. Na głowach miały wieńce z gałązek drzew iglastych przyozdobionych czerwonymi owocami jarzębiny.

- Tak tu się świętuje najdłuższą noc. Tańce odbywają się tu od świtu do zachodu. - uśmiechnęła się - Swojego czasu też tu tańczyłam, a wyrwać próbowało mnie naraz paru chłopców.

- Mere quasta Cassandra! - usłyszałam głos za nami

Przestraszyłam się, lecz moja nauczycielka zachowała całkowity spokój. Odwróciła się, a następnie jej twarz się rozpromieniła.

- Liam. Miło Cię widzieć chłopcze. Fel to Liam, Liam to Felicyta. - przedstawiła nas sobie

Chłopak, którego Cass nazwała Liam, wykonał zgrabny ukłon w moją stronę, a ja odpowiedziałam mu skinieniem głowy. Był mniej więcej w moim wieku. Miał krótkie kasztanowe włosy, spięte z tyłu głowy w ciasny koczek. Wysoki, przystojny młodzieniec.

-Gdzie jest Arta? Dawno jej nie widziałam. - spytała się moja nauczycielka

- Matka nie przyjechała, ale jest ojciec. Na pewno z chęcią się z panną zobaczy. - rzekł młodzieniec, następnie zwrócił się w moją stronę - Czy da się panienka namówić?

W tym momencie wyciągnął teatralnym gestem rękę, zapraszając mnie w ten sposób do tańca.

Spojrzałam niepewnie na Cassandre, lecz ta tylko się uśmiechnęła.

- Zaopiekuj się Fel, ja pojadę do moich przyjaciół. Spotkamy się później. - następnie Cass ruszyła stępem w przeciwnym kierunku.

Liam wziął nasze konie i przywiązał je do najbliższej barierki. Kiedy wrócił, ustawił się do tańca. Gdy muzykanci zaczęli grać nową melodię, podał mi swoją dłoń i ruszyliśmy w tan. On nadawał tempo, trzymał mnie pewnie w swoich ramionach, wirowaliśmy razem pośród innych par. W duszy dziękowałam Alberto, że poświęcał mi tyle czasu, bym umiała dobrze tańczyć.

- Cudnie tańczysz, mere qua Liam...

________________

Jak wam się podoba nowy rozdział. Włożyłam w niego ogrom pracy. Następne rozdziały też będą podobnej długości.

Vous avez atteint le dernier des chapitres publiés.

⏰ Dernière mise à jour : Nov 22, 2023 ⏰

Ajoutez cette histoire à votre Bibliothèque pour être informé des nouveaux chapitres !

Historia szczęściaOù les histoires vivent. Découvrez maintenant