7. ...Kształtujące zło

Zacznij od początku
                                    

– Najważniejsze rzeczy zobaczyłaś. Gdybyś miała jakieś wątpliwości, to zawsze jestem obok, czy to dosłownie, czy mentalnie przez SMS'y – dziewczyna upiła łyk kawy, którą kupiłyśmy zaledwie pięć minut temu w kawiarence, po czym uroczo się uśmiechnęła. – Jak już będziesz miała jakiś telefon – zarechotała.

Tę uszczypliwość też zignoruję.

– Naprawdę cieszę się, że w końcu będziemy chodzić do tej samej szkoły – przyznałam szczerze, ponieważ był to jeden z nielicznych plusów zmiany placówki.

Zawsze marzyłam o tym, aby móc chodzić z najlepszą przyjaciółką na lekcje, jeść razem lunch na stołówce i odrabiać wspólnie pracę domową. Zawsze chciałam mieć w szkole kogoś, z kim mogłabym swobodnie porozmawiać i się pośmiać.

Po tym, jak otworzyłam swoją szafkę kodem zapisanym przez sekretarkę na karteczce, rozbrzmiał dzwonek na przerwę. Cóż mogę powiedzieć...

Istny zwierzyniec.

Czy bogate dzieciaki nie powinny być nieco bardziej rozgarnięte? W końcu chodzą na dodatkowe zajęcia, korepetycje, zapewne uczą się etyki i kultury od najmłodszych lat. Przecież każdy z nich zdąży wyjść z sali i dojść na kolejną lekcję. Nie rozumiem, dlaczego każdy się tak spieszy i przepycha.

– Czy tutaj zawsze tak to wygląda!? Małpy w zoo widzące nową dostawę bananów są spokojniejsze od tych ludzi! – Krzyknęłam do Ruby, aby mogła usłyszeć to, co mówię.

Zanim byłam w stanie usłyszeć odpowiedź przyjaciółki, musiałam się ratować. W ostatniej chwili oparłam się prawą dłonią o szafki, w drugiej ręce wciąż utrzymając kubek kawy, którą jakimś cudem udało się ocalić. Nie wybaczyłabym sobie, gdybym straciła tak drogocenny towar. Co za dupek mnie popchnął!?

– Czekaj... Właśnie skończyła się pierwsza lekcja, tak? – Zapytała głośno, patrząc w moim kierunku, na co przytaknęłam. – Cholera! – Wydusiła z siebie i zaczęła się szybko przepychać.

Kiedy Roo stanęła tuż obok mnie, złapała dłoń opartą na szafce i zaczęła ciągnąć w niekoniecznie znanym mi kierunku. Prowadziła naszą dwójkę przez dziki tłum, przepychając się z całych sił. Niektórych uczniów trącając w barki lub brzuchy. To dopiero prawdziwa tygrysica. Nie widziałam w niej takiego zapału nawet wtedy, kiedy do sklepów wchodziła limitowana edycja pasków Hermès.

Po dobrych dwóch minutach przepychanek w końcu przeszłyśmy przez jakieś drzwi. To pomieszczenie było na szczęście znane. Ruby zaciągnęła nas do łazienki.

– Możesz mi wyjaśnić, co najlepszego wyprawiasz? – Popatrzyłam na przyjaciółkę, jak na wariatkę, pocierając obite ramię.

– Ratuję Ci życie – wyjaśniła zdyszana.

– Jak już, to próbujesz mi je odebrać. Masz pojęcie, ile razy oberwałam z kogoś łokcia, pięści albo plecaka!? – Oburzyłam się, wyrzucając ręce w powietrzu.

– Gdybym Cię stamtąd nie zabrała, skończyłabyś znacznie gorzej – odparła poważnie, poprawiając w lustrze zmierzwione włosy.

– O czym ty mówisz? – Zdziwiłam się, patrząc niepewnie na przyjaciółkę, w tym samym czasie odstawiając kubek z kawą koło umywalki, a plecak na podłodze.

– O tym, że w szkole dla bogaczy też istnieje coś takiego, jak niesprawiedliwe traktowanie – westchnęła, obracając się twarzą do mnie i opierając o umywalkę. – W czwartej klasie jest czwórka dość specyficznych kolesi. Ich rodziny są poważane zarówno w Kalofornii, jak i poza nią, więc na wiele sobie pozwalają. Jednym z przykładów jest sytuacja sprzed chwili.

TIME of lies | ZOSTANIE WYDANE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz