II. Acquaintances?

1 0 0
                                    

Simon nie był typowym panem w średnim wieku, po odsiadce we więzieniu. Jego twarz pomimo drobnych blizn była bardzo pociągająca, jego usta uwydatniała blizna po tanie ciętej. Interesującym drobiazgiem na twarzy Simona był kolczyk w prawej brwi. Poza twarzą kolczyka miał również w lewym uchu, na chrząstce. Przeszłość kryminalna nie jest czymś czym można się cieszyć ani czymś czym powinno się chwalić, aczkolwiek Simon starał się nią nie przejmować. Po odsiadce postanowił prowadzić nowe, nie 'splamione' krwią życie. Jego życiu otuchy dodawały słowa "Jako gówniarz byłeś okropny, ale teraz gówniarzem nie jesteś." Słowa te zostały wypowiedziane przez jego Ojca po tym jak wyszedł z więzienia.

-Simon. Coś ty taki dziwny?- Zapytał pan Rose swoim chłodnym, ale ojcowskim głosem.
-Nic Ojcze, po prostu taka kobieta...- Zaczął Simon.
-Weź się w garść. Masz 32 lata, poszukaj sobie żony, czy męża- Bóg jeden wie co masz w głowie!- Wykrzynął Ojciec Simona. W jego głosie słychać było nutę rozpaczy.
-'Męża'?- Dopytał Simon z niedowierzaniem w głosie.
-Wyglącasz na takiego, a po drugie mamy dwudziesty pierwszy wiek. (...) Załamujesz mnie dziecko, 32 lata a obracasz partnerami jak 16 latek.- Powiedział Pan Rose.
-Będę się zbierał Ojcze...- Powiedział Simon.
-Simon dziecko, weź się za siebie, dobrze ci radzę.- Rzucił Christian gdy Simon kierował się do drzwi frontowych.

Simon usiadł na schodach i zakładał buty.

-Skarbie? Idziesz już?- Zapytała Pheony- Matka Simona. Jej głos był ciepły i delikatny, piękny jak róże. Sama jej osoba przypominała pięknego kwiata, sam styl ubioru Kobiety był bardzo kolorowy.
-Tak Mamo, będę już szedł.- Odpowiedział Simon.
-Rozumiem, powodzenia w pracy.- Dodała kobieta i lekko się uśmiechnęła.

Simon wyszedł, wsiadł do auta i odjechał w kierunku swojego domu. Od domu rodzinnego i jego dzieliło go około 20 kilometrów. Droga minęła mu szybko, w radiu leciała Lady Gaga, którą Simon adorował.

-Lily, jestem już!- Krzyknął Simon a z kuchni przybiegł jego czworonóg.
Pies był jamnikiem szorstkowłosym, wyglądał jak kiełbaska z ogniska. Simon kochał Lily nad życie.- Ech, Lily mam już dosyć na dzisiaj.- Brunet zwierzył się swojemu psu.
Już miał usiąść na fotelu i się odprężyć, gdy nagle zadzwonił do niego telefon. Zrezygnowany i zmęczony wstał z fotela, odebrał telefon.
-Simon Rose przy telefonie, słucham.- Powiedział Brunet do słuchawki.
-Hej Simon, tu Madison. Masz może ochotę się spotkać?- Zapytała kobieta po drugiej stronie słuchawki.
"Jaką kurwa Madison, która to..?"- Zapytał się w głębi duszy Simon i westchnął. "Chuj, będę zgadywać."- Pomyślał i tak też zrobił.
-O, no tak, hej Madison! Zmieniłaś w końcu pracę? Mówiłaś, że nie chcesz już pracować w kawiarni.- Zagadnął Simon. Jak to się mówi 'głupi zawsze ma szczęście'? Tak też było i tym razem, Młody Rose strzelił w dziesiątkę.
-Nie zmieniaj tematu! I nie, nadal pracuje w kawiarni, w końcu to tam dałam ci swój numer, mam sentyment.- Odpowiedziała kobieta i zachichotała pod koniec.- Masz może czas w ten weekend? Wyskoczyć do baru albo klubu i może na coś więcej?- Zapytała Maddison, pod koniec zdania jej głos stał się bardziej uwodzący.
-Czemu nie, przyznam ci się, że tylko ty masz w sobie to coś.- Simon miał to w genach. Powiedział głupotę, a kobieta i tak lekko się zaśmiała. Prawda jest taka, że Simon przez czas w którym nie widział się z Maddison zdążył zaciągnąć jakiegoś gościa do łóżka, a minął dopiero tydzień.
-Za bardzo mi schlebiasz... To co sobota wieczór w klubie "Vodka"?- Zaproponowała roześmianym głosem Maddison.
-Jasne.- Odpowiedział Simon i ku swojemu zaskoczeniu lekko zaśmiał się pod koniec. To Maddison rozłączyła się pierwsza, a Simon zastanawiał się co skłoniło go do śmiania się do słuchawki telefonu oraz tego żeby lekko się zarumienić. Czyżby uczucie?

>>>>>

-Ja pierdolę! Tyle razy wam kurwa mówiłem, ja rozumiem, że piątek rano jest, ale żeby taką fuszerę w papierach odwalać?- Wykrzyczał Patrick do swoich pracowników. To chyba już normalność w korporacjach. Patric nigdy nie zachowywał się tak w stosunku do pracowników, zazwyczaj pozostawał opanowany. Do Patricka zadzwonił telefon- 'Kochanie' pojawiło się na ekranie.- Halo, Van? Wszystko okej?- Zapytał Mężczyzna zmartwionym głosem i wyszedł z sali konferencyjnej.
-Patric. Mówiłam ci, że nie lubię jak nazywasz mnie 'Van', mów do mnie pełnym imieniem 'Vanessa'.- Powiedziała ozięble Kobieta.- Nic mi nie jest, ale tobie może być jak nie przelejesz mi 1000$.- Dodała Kobieta.
-Skarbie, przecież 3 dni temu przelałem ci 10000$. Coś się stało?- Zapytał Simon.
-Mówię, że nie. Chciałam kupić sobie torebkę.- Powiedziała Kobieta poirytowanym głosem.
-Ehh... Nadal nie powiedziałaś mi czy kwiaty ci się podobały.- Dodał Patrick głosem pełnym miłości.
-Były bardzo ładne, nie dziwię się czemu Pan Rose zbiera same pochwały. Chciałabym go poznać...- Vanessa zdecydowanie bujała w obłokach. Rozłączyła się chwilę po tym jak skończyła wymawiać ostatnie zdanie.
-Halo, Van? (...) Rozłączyła się...- Powiedział Patrick lekko załamanym głosem.
Zamiast z powrotem do sali konferencyjnej udał się do swojego biura.
Lekko załamany usiadł na fotelu od biurka, zdjął okulary, rozmasował miejsce nosa na którym owe okulary zazwyczaj spoczywały. Oparł łokcie o biurko i zakrył twarz rękoma, parę łez spłynęło mu po policzkach, w pustym gabinecie słychać było tylko ciężki, cichy oddech Patricka.

-Dzień dobry, chciałbym zamówić bukiet.- Powiedział ponurym głosem Patric.
-Dobry Panie Fring.- Powiedział lekko zmartwionym głosem Simon.- Coś specjalnego dla Pana Żony?- Zapytał Brunet i zmierzył wzrokiem Pana Fringa.
-Róże, róże w różnych kolorach... Na szybko.- Powiedział jeszcze bardziej załamanym głosem Patric. Jego głos drżał. Patric miał świadomość, że robi z siebie ofermę i zachowuje się jak małe dziecko. Jego miłość życia traktuje go jak portfel, jest dla niej nic nie warty.
Simon sięgnął po paczkę chusteczek. Położył ją na blacie i przysunął ją do Patricka.
-Słuchaj, chodź, usiądź sobie tutaj.- Powiedział Simon i wskazał taboret na zapleczu.- Wyczaruje ci bukiet jak najszybciej będę potrafił.- Powiedział szczęśliwy i uśmiechnął się żeby dodać Patrickowi otuchy.

Simon zaprowadził Patricka na taboret, a sam wziął się do pracy nad bukietem. Simon był zdziwiony, że tym razem 'Wielki Pan Fring' jest bez obstawy, przyszedł sam, bez nikogo i to w dodatku załamany. Simon wiedział, że Patrick ma złamane serce.

-Słuchaj, wiem o co chodzi. Chodzi o twoją Żonę.- Oznajmił Brunet podczas przycinania łodyg i liści wybranych przez siebie róż.
-(...) Strzeliłeś...- Powiedział Patric i lekko się roześmiał.
-Stwierdzam, że powinniśmy mówić sobie na 'ty'.- Roześmiał się Simon. Przyciął ostatnie 2 róże i zaczął myśleć jak je ułożyć.
-Patric Fring, bardzo mi miło.- Powiedział bez zawahania Czarnowłosy.
-Haha! Simon Rose, również mi miło.- Powiedział roześmianym głosem Simon.

Przez pozostałe 15 minut już nic do siebie nie mówili, byli cicho, rozkoszowali się tą ciszą. Simon ułożył róże- białe dookoła, natomiast różowe były wymieszane z czarnymi na środku bukietu. Wszytko owinął białym, matowym papierem i owinął różową i czerwoną wstążką.

-Trzymaj się, dasz sobie radę.- Powiedział Simon i wręczył bukiet Patrickowi.
-Piękny...-Powiedział Patric.- Ile ci płace?- Zapytał.
-20$. Nie chcę więcej, ostatnio przesadziłem.- Odpowiedział mu Simon z lekkim uśmiechem na twarzy.

Twoja przeszłość. | Slow burn gay romanceWhere stories live. Discover now