I.My new life.

1 0 0
                                    

W kwiaciarni "Orchidaceae" o poranku pachniało świeżymi kwiatami. Codziennie dostarczane były tam różne odmiany kwiatów. Kwiaciarnia ta bowiem słynęła ze swojego bogatego wybory kwiatów i z dużej wiedzy właściciela. Jedynym problemem owej kwiaciarni była jej popularność, możliwość dostania się tam bez kolejek lub dodzwonienia się w celu złożenia zamówienia graniczyła z cudem. Dzisiejszy dzień miał być bardzo ponury i deszczowy, więc Simone liczył na chwilę wytchnienia. Nawet nie wiedział jak się pomylił.
Już od samego rana toczył bitwę z różami, liliami, storczykami, orchideami, tulipanami, słonecznikami I mieczykami. Wiązanki zamawiane przez klientów już od godziny siódmej rano przyspożyły go o niemiłosierny ból głowy. Simon stałe musiał wydzwaniać do klientów po odbiór zamawianych bukietów. Wypatrywał on tylko godziny trzynastej w której zamykał kwiaciarnie na godzinę aby móc odetchnąć.
Simone spojrzał na zegarek podczas wiązania kokardy na bukiecie czerwonych róż- godzina dwunasta czterdzieści.
"Jeszcze dwadzieścia minut."- pomyślał sobie żeby się nieco rozpogodzić.
Wykonał telefon, bukiet został odebrany przez klienta. Wtedy do kwiaciarni wszedł człowiek z dwójką ochroniarzy. Simon zdziwiony oraz lekko wystraszony sytuacją stanął przy ladzie.
-Witam Pana. W czym mogę pomóc w taki piękny, aczkolwiek deszczowy dzień.- Zagadał Simon.
Zmierzył klienta wzrokiem, średniego wzrostu facet w wieku średnim. Czarne, krótkie 'męsko' wystrzyżone włosy. Brązowe oczy, niedogolony zarost, ni szczupłe, ni przeciętnie wyglądające ciało. Facet pachniał typowo drogimi perfumami, na ręce miał drogi model zegarka.
-Ta kwiaciarnia opisywana jest w samych superlatywach. Byłem ciekawy kto ją prowadzi, spodziewałem się każdego ale nie takiego 'gym rata'.- Powiedział czarnowłosy mężczyzna.
Na twarzy Simona kreowała się pogarda, uśmiechnął się paskudnie.
-Rozumiem. Czym mogę służyć?- Zapytał ponownie sprzedawca.
-Chciałbym kupić bukiet kwiatów dla Żony, chciałbym coś nietypowego.- Powiedział klient.
-Rozumiem, w zależności od budżetu jestem w stanie zaproponować różne opcje.- Odpowiedział Simon.
-*Westchnięcie* Słuchaj, budżet raczej mnie nie ogranicza. Pokłóciłem się z Żoną, ostatnio gadała o twojej kwiaciarni, możesz zaszaleć.- Powiedział klient.
-Rozumiem. W takim razie poproszę Pana o imię i nazwisko oraz numer telefonu, powiadomię pana kiedy bukiet będzie gotowy.- Powiadomił go mężczyzna. Twarz Simona pokazywała znudzenie faktem, że ten facet pokłócił się z Żoną. Popatrzył znowu na zegarek- dwunasta pięćdziesiąt- za dziecięć minut ma przerwę.
-Dam ci numer do firmy. Ktoś się zjawi żeby odebrać bukiet.- Powiedział dziany facet.- Bukiet będzie na Patricka Fringa.
-Rozumiem Proszę pana. Bukiet będzie gotowy za około dwie godziny.- Powiedział Simon i lekko się uśmiechnął na myśl o przerwie.
Klient zmierzył go wzrokiem i wyszedł z kwiaciarni. Przed wyjściem zadzwonił do niego telefon, który mężczyzna odebrał, bardzo krzyczał do słuchawki.
"Co za dziwak, współczuję Żonie."- Pomyślał sobie Simon i przekręcił tabliczkę na drzwiach z "otwarte" na "zamknięte".

Simon był wysokim i lekko napakowanym facetem. Miał drobne blizny na twarzy i większe na rękach i reszcie ciała. Jego włosy były koloru brązowego, były identycznego koloru jak kakao (nie licząc lekko siwych odrostów). Jego oczy były równie ciemne jak jego włosy, twarz miał wrogą z wyglądu 'typową dla kryminalisty' którym Simon był w przeszłości. Mimo to w jego twarzy było coś przyciągającego.

Simon udał się do pobliskiej kawiarni. Otrzymaną kawę planował wziąć ze sobą do kwiaciarni, gdy ją otrzymał zobaczył karteczkę naklejoną na kubek od kawy z numerem telefonu i podpisem 'zadzwoń'. Brunet przywykł do tego typu rzeczy. Jeszcze raz rzucił okiem na ekspedientkę, była to bardzo ładna kobieta. Stwierdził, że rozważy zadzwonienie do niej.

Zanim się obejrzał robił bukiet dla żony Patricka Fringa- nie sposób było  nie zapamiętać tego bukietu. Stwierdził, że najbardziej optymalną opcją dla tego bukietu będą:
Różowe chryzantemy, fioletowe i białe mieczyki, białe i różowe lilie. Kwiaty w bukiecie były oczywiście w mnogich ilościach. W centrum bukiety Simon umieścił główkę plumeri które pięknie wyróżniały się i komponowały z resztą kwiatów. W bukiecie były również akcenty w postaci eukaliptusa oraz różnych, innych zielonych roślin. Cały bukiet został starannie uwiązany i przyozdobiony. Fioletowo-biały materiał wokoło kwiatów oraz różowa wstążka świetnie pasowały do bukietu. Bukiet był wprost idealny.
Simon wycenił swoją twórczość na 350$- sporo, ale adekwatnie do włożonej w niego pracy.
Simon wybrał zostawiony numer, czekał na połączenie.
-Dzień dobry, z tej strony sekretarka Pana Fringa, w czymś mogę pomóc?- Zapytała kobieta po drugiej stronie słuchawki.
-Dzień dobry. Pan Fring zamawiał bukiet w kwiaciarni "Orchidaceae". Bukiet jest gotowy do odbioru.- Odpowiedział Simon.
-Rozumiem. Prosiłabym o pana pełne imię ze względów formalności.- Powiedziała sekretarka.
-Simon Rose.- Odparł brunet.
-Rozumiem. Za jakiś czas pan Patric zjawi się po bukiet.- Powiedziała Sekretarka i rozłączyła się.
Simon był zaskoczony obrotem spraw.  Czyżby cały ten arogancki i czysto narcystyczny człowiek był kimś ważnym? Było to dosyć oczywiste i możliwe do wywnioskowania. Simon umierał z ciekawości co tak właściwie robi ten człowiek. "Może tylko z pozoru jest taki ważny..."- zastanawiał się Simon. Nie mógł bardziej się pomylić, fakt jest taki, że Patric oprócz parszywego charakteru był grubą szychą, wręcz śmietanką społeczną.

Sekretarka go nie okłamała, sam Pan Fring zjawił się po bukiet. W czasie gdy Czarnowłosy wchodził do kwiaciarni jej właściciel siedział na zapleczu i popijał zimną kawę z numerem telefonu.
-Ja po bukiet.- Powiedział oschle Pan Fring.
-A, tak. Już idę.- Odpowiedział mu Simon. Los chciał, że po drodze Simone potknął się. Jego telefon poleciał na ziemię, prosto pod nogi Patricka. Sam Simon stał w miejscu, osłupiały.
-Podniosę.- W głosie Patricka słychać było zakłopotanie. Nachylił się po telefon, a Simon szybko rzucił na niego okiem.- Twoje.- Powiedział Patrick i wręczył telefon Brunetowi.
-Mhm. Dzięki.- Mruknął Simon i wsunął telefon do tylnej kieszeni dżinsów.- Twój bukiet leży na blacie od kasy.- Powiedział Simon.
Patric spojrzał się na blat, określenie 'wyszły mu oczy na wierzch' jest adekwatne do zaistniałej sytuacji. Patric szybkim i zwinnym ruch zbliżył się do bukietu i jeszcze raz na niego spojrzał. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, podszedł do Simona. Chwycił jego ramię, puścił a potem lekko poklepał.
Simon widocznie zdziwiony i lekko wystraszony sytuacją zesztywniał. "Odbiło mu, kurwa?"- pomyślał Simon i w głębi duszy modlił się żeby się pomylił.
-Nie kłamali co do tych bukietów. Koniecznie muszę tu jeszcze przyjść.- Powiedział Pan Fring. Teraz jego głos był bardzo przyjemny dla ucha, bardzo delikatny i lekko wzruszony?- Ile sobie naliczyłeś za ten bukiet?- Zapytał Patrick.
-350$.- Wydukał nadal osłupiały i zesztywniały Simon.
-Mhm.- Czarnowłosy wyjął portfel, wyciągnął kilka banknotów.- Jeszcze raz wielkie dzięki.- Powiedział i wręczył Simonowi pieniądze. Następnie wyszedł szybkim krokiem.

Twoja przeszłość. | Slow burn gay romanceWhere stories live. Discover now