Rozdział 27- Mama?

56 3 1
                                    

Szedłem powoli chodnikiem. Miałem nie za wielki kawałek do przejścia żeby dotrzeć do domu więc i mało czasu żeby przemyśleć sytuację w piekarni.
Nie moja wina że nie potrafię powiedzieć do mamy Marinette „mamo”.
Mamę mam tylko jedną i ona zmarła. Nie chciałem o niej zapomnieć ani zastąpić kimś innym.
Sytuacja z Sabine a Nathalie to dwa inne wnioski. Nathalie jest partnerką mojego ojca. Akceptuje ją bo chce, żeby tata był szczęśliwy. Nathalie jest dla mnie jak druga mama ale traktuje ją bardziej jako członka rodziny niż jako drugą mamę.
Sabine za to jest mamą mojej narzeczonej. Nie znam jest tak dobrze i tak długo jak Marinette. Rodziną zostaniemy jedynie po ślubie moim i Marinette a tak jesteśmy dla siebie obcy.

—Przepraszam Pana bardzo—powiedział jakiś starszy Pan który niespodziewanie na mnie wpadł.

—Nic się nie stało—powiedziałem.

Starszy Pan poszedł dalej a moje spojrzenie skupiło się na parku w którym znajdował się plac zabaw. Plac zabaw do którego chodziłem razem z mamą. Podążając za głosem serca zmieniłem kierunek i poszedłem do parku.
O tej godzinie park był pusty a na placu zabaw bawiły się jakieś dwie dziewczynki. Oczami wyobraźni przypomniałem sobie jak budowałem zamki z piasku i jak kręciłem się na tej samej karuzeli.
Z transu wyciągnęła mnie młoda kobieta w blond włosach związanych w kitkę która opadała na lewe ramię. Na sobie miała białe ubrania. Identyczne jak moja mama.

—Mama?—zadałem sobie to pytanie na głos.Kobieta na mnie spojrzała i zaczęła odchodzić—Mamo, zaczekaj.

Poszedłem za tą kobietą. Musiałem ją zatrzymać. Co jeśli to była moja mama? Co jeśli ona tak naprawdę wyjechała na te kilka lat?
Wydawało się to niemożliwe bo przecież mama mnie kochała i chciała żebym był szczęśliwy. Poza tym na cmentarzu znajduje się jej grób.
Pochłonięty myślami i próbowaniem zatrzymania tej kobiety nie zauważyłem wystającego korzenia i po chwili leżałem na ziemii.
Już miałem zamiar wstać kiedy zobaczyłem czyjąś ręke przed sobą. Spojrzałem na jej właścicielkę.
To była ta kobieta. Z bliska wyglądała jeszcze bardziej jak moja mama. Przypomniałem sobie że ostatnio czułem na sobie czyjś wzrok.
Czy to możliwe że ta Pani interesowała się moim życiem?

—Wszystko dobrze?—spytała, miała miły głos. Tak samo miły i spokojny jak mojej mamy.

—T...tak—powiedziałem łapiąc delikatnie jej rękę i powoli wstając.

—Napewno? Może lepiej idź do domu odpocząć. Wyglądasz jakbyś ducha zobaczył.

—Właśnie do niego idę...

Kobieta już chciała odejść ale ja ją zatrzymałem. Spojrzała na mnie zdezorientowana.

—Może mi Pani odpowiedzieć na jedno pytanie?—spytałem.

—Mogę—odpowiedziała.

—Nazywam się Adrien Agreste a Pani wygląda identycznie jak moja mama. Może mi Pani to wyjaśnić?

—Adrien Agreste?

—Dokładnie tak. Mój ojciec to Gabriel Agreste a moja mama to Emilie Agrest.

Kobieta mierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu jakby czegoś szukała. Czekałem cierpliwie aż mi odpowie i miałem nadzieję że to nie potrwa długo.

—Adrien Agreste?

—Tak.

—Adrien, jesteśmy rodziną.

Na te słowa serce zabiło mi mocniej. Coraz bardziej czułem że kobieta przede mną jest moją mamą.

—Amelié Graham De Vanilie, jestem twoją ciocią.

Dziewczyna Agreste'a [1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz