06

150 23 1
                                    

Kurde, ja wiem, że moje postępy w tym ff są gówniane, ale kurde, pomysły mam, wene niby też, ale siadam do laptopa i ciul wszystko bierze.

No ale najważniejsze, że w końcu coś jest!

Miłego wieczorku! ♥


———


Czas zdawał się zatrzymać w miejscu. Nikt się nie ruszał, a spojrzenia, które wymieniali były pełne niepewności i strachu. Bo przecież wszyscy mieli przed sobą dwóch mafijnych bossów i to z jednej rodziny. Louisa Tomlinsona, tego, o którym mówiono, że poprowadził gang na szczyt i Zayna Malika, który miał mniej imponujące osiągnięcia, ale utrzymywał renomę poprzednika. A to wcale nie było takie proste zadanie. Ponieważ pomniejsze gangi powstawały co jakiś czas, licząc na swój udział w biznesie, a czasami wielkie, zagraniczne organizacje chciały rozszerzyć wpływy w nieco mniej przyjazny sposób. Wszystko należało odpowiednio kontrolować, aby samemu nie wypaść z obiegu i nadal zachować najwyższą pozycję.

Najważniejszym było to, że jeden z nich udawał od kilku lat martwego, nawet jeśli każda poważna osoba w półświatku czuła w tym blef, drugi zaś był bardzo żywy i nie zamierzał zmieniać stanu rzeczy.

Wpatrywali się w siebie. Muzyka nadal rozbrzmiewała, podobnie jak śmiechy gości z poszczególnych stolików. Ale loża była jak zapauzowana. Wydawało się nawet, że niektórzy obawiali się wziąć oddech. Błękitne spojrzenie krzyżowało się z tym ciemny i było to niemal jak walka największych, mitologicznych tytanów.

Chociaż zdawali się być do siebie podobni, bo byli niemal jak mistrz i uczeń, wprawne oko z łatwością mogło wyłapać różnicę. W tym, jak się nosili. Jaką aurę wokół siebie roztaczali. Zayn od zawsze przyciągał uwagę nieco bardziej, pozwalając sobie na bardziej wyraziste stroje oraz na jeszcze większą ilość tatuaży. Wyglądał jak model, z dozą tajemniczości oraz milczeniem. Nieprzyjaźnie, ale nie w niebezpieczny sposób. Nosił się tak, jakby był nie z tego świata, ale pasowało to do niego. Jednym mógł przypominać ekstrawaganckiego artystę, który dorobił się w życiu, a nie szefa gangu. Louis był bardziej stonowany, łatwiej wtapiający się w tłum, niczym kameleon, który zawsze dopasowywał się do panujących warunków. Jego garnitury niemal zawsze były czarne, a choć skrojone na miarę i wykonane z drogich materiałów, to gubiły się w tłumie ludzi. Mógł przypominać zwykłego pracownika korporacji. Trzeba było chcieć na niego zerknąć, aby przekonać się, jakim był człowiekiem. I właśnie, kiedy zbliżało się do niego, wtedy dostrzegało się, że nie był to ktoś zwyczajny. Że nie był to nudny korposzczur czy urzędas. To właśnie przy nim czuło się aurę bossa, kogoś, kto trząsł światem zła i rozpusty, jakby była to wyłącznie zabawka dla dzieci. Kamienna twarz mogła nie wyrażać emocji, ale to nie było konieczne.

Ich sposób rządzenia Londynem również się różnił. Zayn był nieco agresywniejszy w swoich działaniach. Być może była to wypadkowa działań dookoła, kiedy musiał trzymać większą ilość grup za przysłowiowe mordy. A być może właśnie taki był pod fasadą tajemniczości i drobnych uśmiechów. Tego jednak nikt nie mógł wiedzieć. Wielu bało się zapytać. Louis zaś lubił o sobie oraz o mafii mówić jako o przedsiębiorstwie. Bo niejako była to firma, wielką strukturą z szefem na czele. Niektórzy mówili, że robił to, aby utrzymać swoje ręce w czystości. Bo przecież międzynarodowe przedsiębiorstwo brzmiało o wiele ładniej niż zorganizowana grupa przestępcza. Tomlinson nie wzbraniał się przed agresją, inaczej nie przetrwałby w tym świecie nawet tygodnia, jednak wiedział, kiedy ją stosować. Wolał budzić respekt i wiążący się z tym strach niż aby po prostu się go bano i uważano za szaleńca do ostrzału.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 04, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

House husbandWhere stories live. Discover now