4. Nowy niedźwiedź w głowie

7K 185 18
                                    

Szczelnie owinęłam się w bluzę, wyciągając chwilę wcześniej z opaski swoją komórkę. Całe szczęście, że porządnie go tam włożyłam, bo inaczej mogłabym szukać telefonu przez pół dnia w wodzie, albo na dobre się z nim pożegnać. Navi nie tylko znów pożyczył mi tę samą bluzę, co w parku, ale również miał schowaną w motocyklu zapasową. Bez niej chyba trzęsłabym się jak galaretka, a tym oto sposobem mam na sobie dwie warstwy ubrań. 

Byłam naprawdę wdzięczna, co nie zdarzało się zbyt często. Praktycznie nigdy.

Nie zdziwił mnie fakt, że oba ubrania wyglądały niemal identycznie, ale zdziwiło mnie, że chłopak wozi ze sobą zapasowe ubrania.

– Dlaczego się nie włącza!? – Krzyknęłam oburzona, wymachując rękami we wszystkie możliwe strony.

– Pewnie nie był wodoodporny i zepsuł się, gdy wpadłaś do jeziora – odpowiedział chłopak, który akurat wracał w stronę pojazdu.

Jakieś pięć minut temu powiedział, że da mi chwilę, abym doszła chociaż trochę do siebie i założyła jego ubrania, a on pójdzie zadzwonić, bo musi załatwić nagłą sprawę. Jego wyraz twarzy jednak nie wskazywał, aby to było coś ważnego.

Twarz Naviego przypomina skałę.

– Dzięki, nie wpadłabym na to – odpowiedź skwitowałam przewróceniem oczami.

– Nie ma sprawy, polecam się na przyszłość.

– Wyglądałeś na inteligentnego, ale chyba faktycznie nie powinno się oceniać książki po okładce. Poczytaj w słowniku definicję sarkazmu.

Brawo, znowu jesteś chamska do innych. Żałosne, Auroro.

W odpowiedzi na moje słowa dostałam nic innego, jak kolejny niewzruszony wyraz twarzy.

– Jeśli znasz numer do przyjaciółki, możesz zadzwonić z mojego telefonu. W razie czego, policja będzie mogła namierzyć moją komórkę.

Kompletnie nie miałam siły na tę wymianę zdań, więc zignorowałam drugie zdanie chłopaka.

– Oczywiście, że znam numer. Przecież jest moją przyjaciółką – powiedziałam pewnie.

Navi w końcu posłał w moim kierunku delikatny, ledwo widoczny uśmiech i wręczył mi swój telefon.

– Gdzie kask? W schowku? – Zapytałam zaniepokojona, obserwując chłopaka odpalającego motocykl.

– Tak się nieszczęśliwie złożyło, że dzisiaj nie zabrałem kasku. Po prostu wskakuj i mocno się mnie trzymaj – poinstruował.

Zwariował. Naprawdę zwariował. Miałam jechać na machinie śmierci bez kasku!?

Ale co innego mi pozostało? Czuję się coraz gorzej, więc prawdopodobnie nie będę w stanie dojść do przystanku autobusowego.

Może to nie on zwariował, tylko ja?

Wzdychając męczeńsko, dość niezgrabnie usadowiłam się na motorze, zaraz za szatynem.

Gdy podałam ulicę, na której mieszkam, zaczęliśmy wyjeżdżać z parkingu. Wystukałam odpowiedni numer i przyłożyłam komórkę do ucha. Jeden sygnał, drugi, trzeci...

Proszę Cię odbierz.

Nareszcie.

– Nie, nie jestem zainteresowana sprzedażą nerki – usłyszałam zirytowany głos swojej przyjaciółki.

– Ruby, to ja! – Powiedziałam szybko, aby nie zdążyła rozłączyć połączenia. – Słuchaj uważnie, co zaraz powiem i proszę Cię, nie panikuj.

TIME of lies | ZOSTANIE WYDANEWhere stories live. Discover now