Rozdział 2- Zagubienie

18 1 0
                                    


W karczmie u Mirena, jak co wieczór mieszkańcy Maetgur spotykali się na małe co nieco, by oderwać się od trudów dnia codziennego i niebezpieczeństw czychających z potępionego lasu. Mimo trudności z żywnością, ze względu na skażone ziemie, każdy mógł spożyć ciepły posiłek, dzięki jedzeniu sprowadzanemu przez Mirena z ziem krasnoludów, a i zimna żytniówka też się znalazła. Miren sam o sobie mówi, że może i za mądry to on nie jest, ale na swoim interesie zna się jak nikt inny.

- Dziękuję, mości panowie za mile spędzony czas - zwrócił się Jarsen do swoich towarzyszy, którzy się do niego dosiedli - ale niestety robi się już późno i niedługo będę się musiał zbierać, bowiem jutro czekają mnie ważne obowiązki.

Jarsen wyciągnął ze swojej torby długą złotą fajkę, napełnił ją tytoniem i zapalił, wypuszczając gęste kłęby dymu. Jarsen jest bardzo przystojnym mężczyzną, zawsze elegancko ubranym, o uwodzicielskim spojrzeniu, co nie raz przysparzało mu kłopotów ze względu na zazdrosnych partnerów panienek, które traciły dla niego głowę. Jego blond włosy spięte w długiego kuca były jego znakiem rozpoznawczym oraz wielka blizna rozciągająca się od łokcia aż do nadgarstka.

- To my dziękujemy mości panie. - powiedział jeden z gości - Nie pamiętam kiedy ktoś postawił nam tyle kolejek dobrego miodu pitnego.

- Aaa to są wspaniałe wybory prostu z serca krasnoludzkiego królestwa. - odparł Jarsen - Dostałem je od jednego zacnego pana w ramach wdzięczności za pomoc, którą ode mnie uzyskał.

- A można wiedzieć czegoś to pan dokonał? - spytała się zaciekawiona młodzianka, siedząca blisko niego.

- Oczywiście moja droga! - odpowiedział radośnie Jarsen - Otóż, gdy podróżowałem z Agatecrag do waszego wspaniałego miasteczka, natrafiłem na mały obóz, w którym stacjonował oddział krasnoludzkich wojów. Wszyscy wiemy, że krasnoludy to lud bardzo przyjazny i potrafiący wspaniale ugościć swoich przyjaciół i tak trafiłem na audiencję do ich dowódcy- Belmunda. Był to dostojny i stary krasnolud o przenikliwym wzroku, który kiedy się zdenerwował potrafił zbić z tropu nawet największego śmiałka. Jego broda sięgała aż do samej ziemi, a mimo to nigdy się o nią nie przewrócił.

Wszyscy się zaśmiali, przerywając opowieść Jarsena, a Miren doniósł kolejną kolejkę miodu pitnego.

- Belmund zaprosił mnie na wieczerzę i ugościł róznymi wspaniałościami, a gdy dowiedział się kim jestem od razu poprosił mnie czy nie mógłbym odzyskać dla niego ważnego skarbu, a dokładniej naszyjnika, należącego do najwspanialszej osoby w jego zyciu- jego cudownej córeczki Soldory, która niestety zmarła.

- Ojej, a co jej się stało? - spytał się jeden z gości.

- Otóż jego córeczka zmarła na skutek dziwnej zarazy, która szerzyła się wtedy na ich ziemiach. - odpowiedział zasmucony Jarsen. - Po jakimś czasie ten naszyjnik został skradziony przez grupę bandytów, którzy grasowali niedaleko ich obozu. Belmund nie chciał wysyłać swoich żołnierzy, bo spotkałoby się to z dezaprobatą ze strony jego przełożonych, ale na całe szczęście pojawiłem sie ja, czcigodny Jarsen.

Wszyscy słuchali Jarsena z ogromnym zaciekawieniem, nie zwracając uwagi na cokolwiek, co działo się w karczmie.

- I jak udało się Ci odzyskać ten najszyjnik w pojedynkę? - zapytał się mały chłopiec siedziący na ziemi przy nodze swojego ojca.

- Zadanie to nie było łatwe. - odparł Jarsen, czochrając włoski dziecka - Ich obóz znajdował się głęboko, w opuszczonej kopalni kamieni szlachetnych, pełnej ciemnych korytarzy i różnego rodzaju pułapek. Jednak nawet te niebezpieczeństwa mnie nie powstrzymały. - Jarsen wstał i zaczął pokazywać rózne pozy. - Skradałem się powoli i delikatnie, jak liść na wietrze i zbliżyłem się na tyle blisko, że w końcu na nich trafiłem. Na całe szczęście większość spała , tylko dwóch strażników pilnowało miejsca.

Czarci SynWhere stories live. Discover now