ROZDZIAŁ 5

6.4K 221 68
                                    

VALENCIA

Czasami zastanawiam się, jakim cudem znajduję się w takich sytuacjach jak ta, stojąc w salonie Alexa i przyglądając się, jak Rosalie próbuje nakłonić brata na imprezę. Blondynka była naprawdę upartą istotą. Mogłeś mieć naprawdę niepodważalne argumenty, a ona jakiś sposobem je wszystkie obalała w ciągu paru sekund. To już nazywa się talent.

Mężczyzna stał z założonymi rękoma na torsie naprzeciwko siostry ze ściągniętymi brwiami i wysłuchiwał jej słowotoku na temat tego, że impreza nam wszystkim zrobi dobrze. Widziałam, że nie był przekonany co do tego pomysłu, ale z każdym jej słowem powoli odpuszczał.

Alex często się śmiał, że pomimo czwórki na początku wciąż miał młodą duszę przez nas. Był najstarszy z dzieci Bogów Miami. Wciąż zastanawiało mnie, czemu prasa nazywała naszych rodziców Bogami naszego miasta. Owszem mieli potężne wpływy, nie można było temu zaprzeczyć, ale uważałam, że wyolbrzymiali.

– No zgódź się – jęknęła jak pięciolatka, którą wciąż była w oczach brata. Alex uśmiechnął się pod nosem, kręcąc głową. – Nie bądź taki – obruszyła się, kładąc dłonie na biodrach.

– Jestem już za stary na latanie po klubach, księżniczko.

Rosalie zmarszczyła nos na swoje przezwisko. Uważałam je za uroczę i ona sama kiedyś też tak myślała, ale im była starsza, tym bardziej zaczynało ono jej przeszkadzać.

– Masz dopiero czterdziestkę na karku.

– Aż czterdziestkę – poprawił ją, na co obie równocześnie przewróciłyśmy oczami.

– Nie chciałbyś uszczęśliwić siostry? – Postanowiłam wziąć udział w tej rozmowie. Mężczyzna spojrzał na mnie sceptycznie. – Nie widzisz, jak jej zależy? – Machnęłam dłonią na blondynkę. – Wyjście do klubu nie wymaga od ciebie wielkiego wysiłku – zauważyłam, a Rosalie wyszczerzyła się, puszczając mi oczko, dziękując mi w ten sposób, że wzięłam jej stronę. Oczywiście, że to zrobiła. Dziewczyny muszą trzymać się razem.

– Wykończycie mnie. – Przetarł twarz dłonią, a my wymieniłyśmy ze sobą uśmiechy, wiedząc, że właśnie wygrałyśmy. – Ale wiesz, że jej nie wpuszczą? – Wskazał na mnie.

– To klub znajomego ojca – przypomniała, a on zacisnął usta, wiedząc, że ostatnia deska ratunku właśnie zatonęła.

Odpowiednie nazwisko i odpowiednia ilość pieniędzy może załatwić wszystko, a nazwisko Findlay ma siłę, nie tylko w Miami.

– Tylko pijemy rozsądnie. Nie chcę mieć doczynienia z jej mamą. – Kiwnął głową na mnie, a my zgodnie przytaknęłyśmy.

Takim oto sposobem dwie godzinny później zwarci i gotowi staliśmy w kolejce do klubu. Naprawdę wierzyłam, że ten wypad będzie dla mnie zbawieniem i może by tak był, gdyby nie szatyn rozmawiający z Alexem. Mogłam się spodziewać, że Aiden pójdzie z nami.

Gdy byliśmy już przy ochronie, Rosalie wystrzeliła z nimi ze swoim dowodem, a oni nas wpuścili, nie sprawdzając już reszty. Kobieta chwyciła mnie za nadgarstek, ciągnąc w stronę baru, czym praktycznie zgubiliśmy tamtą dwójkę.

– I jak tam się czujesz? – spytała, na co zmarszczyłam brwi. – Z tym że wrócił. – Dyskretnie kiwnęła głową na Aidena. Wypuściła ze świstem powietrze z ust.

– Trochę wstrząśnięta? – Sama do końca nie wiedziałam, jak się z tym czułam. Na ten moment nic nie wskazywało na to, że się zmienił. Było stabilnie.

– Zdążył ci powiedzieć już coś niemiłego? – drążyła dalej, na co pokiwałam głową, pociągając łyka przez kolorową słomkę. Rosalie cmoknęła z dezaprobatą. – Myślałam, że studia sprawią, że dojrzeje. Przeliczyłam się.

The Devils' gamesWhere stories live. Discover now