10. Ostateczny jesienny wybór 🍂

462 36 7
                                    

Czas biegł, a ja z każdym dniem zakochiwałem się mocniej. Nie potrafiłem zatrzymać swojego serca, które cały czas biegło do Louisa. Nie mogłem i nawet tego nie ukrywałem, zauważyłem, że Louis też nie udaje i pokazuje to samo co ja.

Mieszało mi się lekko w głowie, bo bałem się zacząć rozmowę na temat związku. W teorii mogłem nazywać go chłopakiem, jednak ten chłopak był tylko i wyłącznie po przez początkową umowę, więc też nie mógł się zaliczać do prawdziwego.

Z resztą wszystko było takie pomieszane.

Cieszyłem się z naszych relacji, ale to nie dawało mi spokoju. Nie chciałem wprowadzać pochopnych wniosków, aczkolwiek za dużo nad tym myślałem, więc w późniejszym czasie doszedłem do wniosku, że Louis zostaje moim Louisem, a nie chłopakiem z ustawki.

Od razu dni stały się lepsze i jeszcze bardziej przyciągnęły mnie do Louisa. To było najlepsze uczucie na całym świecie. Spędzałem z nim naprawdę dużo czasu i może nawet lekko zaniedbałem studia, Niall się o mnie martwił, ale wiedziałem, że sobie poradzę.

Louis był ważniejszy niż ostatni rok studiów.

Wcale nie musiałem zostać tym adwokatem.

W dodatku coraz częściej zacząłem odwiedzać jego dom. Raz nawet u niego spałem i poczułem się jak w domu. W jego domu czułem się taki wolny i jakbym mieszkał tam od zawsze. Miałem Louisa cały dzień i całą noc, to było piękne.

Dzień przed meczem ponownie odwiedzałem jego dom i planowałem zostać w nim na dłużej, a bardziej to tylko na weekend. Zawsze coś, bo czułem ogromną satysfakcję i ekscytację zbliżającym się meczem.

Obudziłem się, bo przestałem czuć dotyk i ciepło Louisa. Sennie przetarłem oczy i spojrzałem w bok, faktycznie go nie było. Westchnąłem i wynurzyłem się spod ciepłej kołdry. Założyłem kapcioszki, które kupił mi Louis i wolnym ruchem wyszedłem z jego sypialni.

Miałem dwa miejsca do odwiedzenia, kuchnię i siłownię. Mogłem się domyślić, że Louis nie będzie spać tylko będzie przygotowywać się do meczu, było to normalne, ale kompletnie o tym zapomniałem. 

Zszedłem ze schodów i udałem się do kuchni, po drodze ziewnąłem i przetarłem oczy. Szedłem cicho i ostrożnie, nie czułem się niekomfortowo, jednak miałem lekkie obawy. Louis uwielbiał mnie straszyć! To mi się bardzo nie podobało i czułem, że ten znowu planuje swój mały atak na mnie.

Nie miałem racji. Zobaczyłem Louisa w kuchni, odwróconego plecami i mieszającego coś, co znajdowało się na kuchence. Uśmiechnąłem się pod nosem i jeszcze bardziej ściszyłem swój ruch, chciałem, aby role na chwilę się odwróciły.

- Dzień dobry! - krzyknąłem, a Louis podskoczył tak, że łyżka, którą miał w dłoni upadła na podłogę. - Nie mogłem się powstrzymać, przepraszam.

- To było niemiłe! - mruknął, podnosząc łyżkę, a ja miałem ochotę klepnąć go w tyłek.

O czym ja myślałem?

Nie mogłem tego zrobić.

I nie zrobiłem.

- Ty mnie straszyć możesz, więc ja też mogę - puściłem mu oczko, przybliżając się bliżej. - Co na śniadanko, kochanie? - i tak rozpocząłem swoje droczenie.

Przejechałem dłonią po jego torsie i uśmiechnąłem się do niego najładniej jak potrafiłem. Chwilę później twarz Louisa zamieniła się w buraczka.

- Jajeczniczka, najdroższy.

Louis pokonał mnie moją bronią. To było niesprawiedliwe.

- Jesteś upierdliwy - mruknąłem, wywracając oczyma. - Da się z tobą wygrać?

Autumn cafe → larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz