01.Początek

34 1 0
                                    

-Głupia walizka - syczałam pod nosem, starając się domknąć kufer. Walczyłam z nim już od dobrych dziesięciu minut, a ten wciąż nie chciał się poddać. Nigdy nie miałam tego problemu, ale tym razem musiałam spakować za dużo rzeczy. I to zdecydowanie za dużo.

-Cassie, czemu nie przychodzisz? Obiad ci wystygnie. - Zza uchylnych drzwi wyłoniła się moja mama. Bluzkę miała ubrudzoną zupą, a na jednym palcu przykleiła plaster. Kochałam ją, ale gotowała tragicznie.

-Próbuję się spakować - odpowiedziałam przez zaciśnięte zęby. Ostatni raz pociągnęłam pasek, używając przy tym całej siły. W tym momencie zapięcie nie wytrzymało i odpadło od kufra. Ledwo opanowałam przekleństwo cisnące mi się na usta i wzięłam głęboki oddech, aby się uspokoić. Gdybym wypowiedziała na głos słowa, które teraz latały mi po głowie, czekałaby mnie godzinna pogadanka z mamą o szkodliwości używania brzydkich wyrazów. Na to nie miałam ani ochoty, ani czasu.

-Nie martw się - powiedziała typowym dla siebie łagodnym głosem - coś wymyślimy. Najwyżej spakujesz się w naszą walizkę.

-Nie ma potrzeby. - Machnęłam ręką i wyciągnęłam różdżkę.

-Cassie, nie możesz używać magii poza szkołą - ostrzegła mnie rodzicielka, ale ja już wypowiedziałam zaklęcie. 

Pasek ponownie przyszył się do kufra, a wieko się zamknęło, chociaż wciąż wyglądało, jakby w każdej sekundzie mogło odlecieć. Mama patrzyła na to przerażona, szare oczy prawie wyszły jej z orbit.

-Coś ty zrobiła? - zawołała głośniej, ale wciąż łagodnie. Czasami miałam wrażenie, że kobieta w ogóle nie potrafi być zła. - Wyrzucą się z Hogwartu.

-Nie wyrzucą - oznajmiłam. - Gdyby mieli zajmować się każdym nieletnim, który używa czarów w domu, musieliby wywalić przynajmniej połowę. Nie mają czasu na takie pierdoły.

Jeszcze rok temu nie odważyłabym się tak ryzykować, ale teraz to nie było największe zmartwienie Ministerstwa Magii. Nie w czasach, gdy Voldemort powrócił.

Oczywiście nie mogłam powiedzieć tego ani mamie, ani tacie. Ojciec może zachowałby jeszcze zimną krew, ale Eleanor wpadłaby w panikę. Obydwoje jednak podjęliby wspólną decyzję o zabraniu mnie ze szkoły, a moje tłumaczenia, że najbezpieczniej jest tam, gdzie Dumbledore na wiele by się nie zdały. Byłam ich jedynym dzieckiem, ponieważ mój brat zmarł w wieku dwóch lat, zanim ja się urodziłam, więc teraz mieli obsesję na punkcie mojego bezpieczeństwa. Gdy spadłam z miotły podczas meczu quidditch'a i wylądowałam w Skrzydle Szpitalnym ze wstrząśnieniem mózgu, chcieli pozwać Hogwart. Odpuścili dopiero, gdy wytłumaczyłam im, że to ja się wygłupiałam na miotle i przez to spadłam (co nie było prawdą, ponieważ Lestrange trafił mnie w głowę tłuczkiem). Od tego czasu ukrywałam przed nimi wszystkie drażliwe informacje. W akcie desperacji błagałam nawet Dumbledore'a, aby nie informował rodziców o mojej małej przygodzie z Harrym i Quirellem na końcu pierwszego roku, albo o pojedynku z Bazyliszkiem na koniec drugiego roku. Gdy rozsyłał listy do domów wszystkich uczniów, gdy Komnata Tajemnic została otwarta, z pomocą Fred'a i George'a wykradłam list przeznaczony dla mojego taty. Nie było to szczególnie trudne, biorąc pod uwagę fakt, że to Filtch się tym zajmował.

-Nie możesz tak ryzykować. - Podeszła i pogłaskała mnie po głowie. - Zostały ci tylko dwa lata, jesteś jedną z najlepszych uczennic. Masz piękną przyszłość przed sobą. Nie możesz tego wszystkiego stracić przez niedomykający się kufer.

Coś w środku mnie ścisnęło na dźwięk troski, którą obciekało każde wypowiedziane przez nią zdanie. Czułam się okropnie z faktem, że tak wiele przed nią ukrywam. Jednocześnie nie potrafiłam się to tego przyznać, bo wiedziałam, że to ją by złamało. Mama widziała mnie w roli Ministra Magii. Tymczasem prawda była taka, że w każdej chwili mogłam zginąć z rąk Śmierciożerców. Byłam szlamą. Nie, nie tylko szlamą. Oprócz tego byłam dziewczyną, która trzymała się z Potterem, była częścią Gwardii Dumbledor'a, a w wieku dwunastu lat posłała ukochane zwierzątko Czarnego Pana na drugą stronę. Już nie wspominając o tym, że w zeszłym roku, podczas bitwy w Ministerstwie rzuciłam zaklęciem w plecy Voldemorta, gdy ten był zajęty Harrym. Całe szczęście kilka sekund później pojawił się dyrektor Hogwartu, więc mogłam tu teraz stać i przeklinać kufer.

Snake&Fox || Mattheo RiddleWhere stories live. Discover now