~Prologue~

172 17 30
                                    

~Barty Crouch JR~

 Przeklnąłem pod nosem kiedy zobaczyłem pod moim domem grupkę aurorów. Przyszli po nas- pomyślałem odrazu. Chwyciłem w dłoń różdżkę i rzuciłem zaklęcie na drzwi by spowolnić niechcianych gości. Pobiegłem do pokoju swojego przyjaciela i współlokatora- Evana Rosier'a. Blondyn o ciemniejszej karnacji siedział przy biurku i czytał książkę, na moje gwałtowne przybycie podniósł głowę i spojrzał pytająco. 

-Co jest?- zapytał i zmarszczył brwi w charakterystyczny sposób dla siebie.

-Bierz torbę- powiedziałem- Aurorzy już tu idą.

-Kurwa- powiedział i zerwał się na równe nogi, a ja pobiegłem do swojego pokoju będący na przeciwko mnie. Chwyciłem torbę i ostatni raz rozejrzałem się po pokoju w którym spędziłem ostatnie dwa lata. Potrząsnąłem głową by pozbyć się tych myśli. Odwróciłem się w stronę wyjścia i wyszedłem z pokoju, wiedząc, że nigdy do niego nie wrócę. Wrzuciłem do pokoju przyjaciela.

-Daj rękę- w momencie, w którym to powiedziałem usłyszałem huk, dobiegający od strony wejścia do mieszkania. 

 Następnie rozległ się odgłos szybkich kroków, który rozniósł się po całym mieszkaniu. Kroki zmierzały w naszą stronę. Zamarłem na chwilę, a potem złapałem Evana za rękę. Wtedy do pokoju wpadli aurorzy. Niewiele myśląc teleportowałem nas gdzieś. Jednak nie poczułem tego, że na kilka sekund przez teleportacją, któryś z autorów rzucił klątwę.

Pojawiliśmy się na polanie w środku jakiegoś lasu, w momencie którym nasze nogi dotknęły ziemi mnie przeszył ostry ból ramienia. Zszokowany złapałem się za ranę, cała krwawiła. Musiałem sie rozszczepić. Kucnąłem z bólu na ziemi i syknąłem cicho. Evan kucnął przy mnie.

-Pokaż to- powiedział i wziął moją rękę delikatnie i podwinął już rękaw i tak zniszczonej koszuli, ukazując przy tym ranę jak i mroczny znak, przez który musieliśmy opuścić nasze mieszkanie. Obejrzał ranę i westchnął wkurwiony- któryś z aurorów musiał dodatkowo klątwę na ciebie rzucić. Masz całą czarną skórę wokół rany, a sama krew jest zbyt ciemna. Musze ci to po mugolsku ogarnąć- Położył torbę na ziemi i wyjął z niej bandaż oraz wodę utlenioną- Trzeba będzie zszyć ale zrobię ci to jak gdzieś sie osadzimy na dłużej.-Oczyścił mi ranę i następnie przyłożył mi bandaż do rany i zaczął ją mocno owijać. Syknąłem parę razy z bólu. Zawiązał mi bandaż i założył torbę znowu na ramie- Nie jest to wybitnie opatrzone ale na razie starczy, potem ci to lepiej ogarnę.

-Dziękuje, Evan- powiedziałem i posłałem mu ciepły uśmiech na co on odpowiedział machnięciem ręki.

-Potem mi podziękujesz- wstał z ziemi i mi pomógł- Chodźmy w las, tam nas trudniej znajdą.

Kiwnąłem mu potwierdzająco głową i ruszyliśmy w las. Rana mnie okropnie bolała ale nie mogliśmy sie zatrzymać czy zwolnić. Przed zachodem słońca musieliśmy znaleźć schronienie i rozstawić wszelkie bariery bezpieczeństwa. Niestety ku naszemu wkurwieniu zmierzch zbliżał się nieustanie i już po krótkim czasie zaczęło sie robić co raz ciemniej. Byliśmy daleko od miejsca naszego pojawienia się, zrobiło sie już w chuj ciemno, postanowiliśmy wiec z Evanem przespać noc tutaj gdzie jesteśmy. On zajął sie stawianiem barier by nas nic nie zjadło w nocy albo, żeby aurorzy czy śmierciożercy nas nie dorwali, a ja uprzątnąłem miejsce i rozłożyłem śpiwór. Noc na szczęście zapowiadała się na ciepłą i bez deszczu. Usiadłem na śpiworze i czekałem aż Evan skończy swoją robotę. Już po chwili rzucił ostatnie zaklęcie i usiadł obok mnie.

-Pokaż ranę- zażądał, a ja ściągnąłem koszule by ukazać zabandażowaną ranę. Poczułem jak Rosier ściąga mi bandaż.- Nie wygląda to dobrze- podsumował.

-Mam już pisać testament?- zapytałem prześmiewczo.

-Tak- odpowiedział w pełni poważnie- bo ja cię zamorduje za takie teksty- parsknął śmiechem, a ja z nim, zaraz jednak skrzywiłem sie z bólu.

Evan podsunął swoją torbę do nas i wyjął z niej małe pudełko na które rzucił zaklęcie i się powiększyło. Wyjął z niej parę rzeczy po czym przystąpił do opatrywania mi rany. Przymknąłem oczy z bólu jaki ta rana wywoływała i starałem się myśleć o czymś innym.

Zacząłem więc rozmyślać nad tym co dalej. Jesteśmy najpewniej poszukiwani przez autorów, tak samo jak wszyscy śmierciożercy, nie ważne czy chcieli nimi być czy też nie. Musimy teraz ciągle uciekać albo zmienić tożsamość. Najlepiej jak przeczekamy trochę, a potem pojawimy się jako nowe osoby, najlepiej mugole.

-Myślisz, że Regulusa też szukają?- zapytał Evan zszywając mi ranę. Ból stawał sie nieznośny ale gorsze rzeczy przeżyłem.

-Pomógł Dumbledorowi w pokonaniu Czarnego Pana- odpowiedziałem- Do tego jest bratem Syriusza Blacka i chłopakiem Jamesa. Najpewniej nic mu nie grozi.

-Będziemy mogli do niego pójść?

-Wykluczone. Chodź Reg i James nas nie wydają, aurorzy mogą sie tam pojawić i narazimy wszystkich na niebezpieczeństwo. Na razie przeczekajmy najgorszy moment, jak sie uspokoi to nawiążemy z nim kontakt.

-Masz racje- westchnął cicho i owinął mi bandażem rękę- do wesela sie zagoi. Połóż sie spać ja zostanę na warcie.

-Jesteś pewny? Nie wolisz sie przespać ostatnio sam mówiłeś, że gorzej śpisz.

-I tak nie zasnę, Barty. Połóż się obudzę cię jak ja bede potrzebował snu.

Kiwnąłem mu głową na znak ze rozumiem. Podszedłem do torby i wyjąłem z niej koszulkę, bo moja poprzednia nie nadawała sie już do niczego. Przebrałem ją i następnie położyłem sie w śpiworze by potem szczelnie sie nim okryć. Jak na mnie zasnąłem bardzo szybko, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że mój przyjaciel nie zmrużył oka już któryś dzień.

/***\
[Słów 854]

O kurwa dzień dobry!

End Of The World [Rosekiller]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz