ROZDZIAŁ XI RAFAEL SANTI NA LEKCJI HISTORII cz.I

98 26 137
                                    

Kiedy się obudziłam, po chłopaku nie pozostał żaden ślad. Zastanawiałam się nawet, czy to wszystko nie było jakimś kolejnym, zbyt szalonym snem. 

"No cóż, zapowiada się miła środa", pomyślałam.

Całe szczęście poprzedniego dnia odrobiłam lekcje i nauczyłam się na kartkówki. Nie dałabym rady zrobić tego rano. Moje myśli dręczył inny problem – tajemniczy sen. Według Christophera pojawianie się Luny powinno dać mi jakieś wskazówki... A tymczasem nie miałam bladego pojęcia, co miała na myśli. Zapowiadała sporo strasznych rzeczy – czy to normalne?

Uśmiechnęłam się krzywo sama do siebie. "Nie, prorocze sny nigdy nie są normalne", pomyślałam.

Włożyłam czarną, obcisłą bluzkę na ramiączkach z suwakiem z przodu, którą kiedyś dostałam od Alex. Moja przyjaciółka dużo lepiej niż ja radziła sobie z kupowaniem pasujących do mnie ubrań. Ostatnio kolorem przewodnim był czarny.

Przejrzałam się w lustrze. Tuż przed moim nosem stała nastoletnia dziewczyna o dość dziecinnej twarzy z kilkoma ostrymi kątami. Ciemnoniebieskie oczy wyglądały spod rzęs. "Nie do wiary, że niedługo staną się czarne", pomyślałam. Ze świstem nabrałam powietrza. "Co powie na to moja mama? Hej, mamo, mam takie nowe szkła kontaktowe, całkiem darmowe. Dostałam je od szkolnej pielęgniarki w gratisie, kiedy zauważyła, że pomyliłam toaletę męską z damską... O zgrozo, przecież ona nigdy w to nie uwierzy!".

Zignorowałam ten problem. Czasem zapominałam o jednej z moich zasad: „Nie martw się na zapas". Ostatnio wręcz łamałam ją na przekór sobie.

Upięłam włosy w wysoki kucyk. Jeden kosmyk wymknął się spod gumki i opadł mi na twarz. Niestety nie nosiłam przy sobie takiego zapasu wsuwek jak Alex. Moje magicznie znikały... A do tego gubiłam nawet te pożyczone od niej. "To tylko kwestia czasu, kiedy to spostrzeże i wypruje mi za karę flaki", pomyślałam.

Łał, załatwiłam sobie poranne mdłości. Jak miło.

Chwyciłam plecak i zbiegłam na dół do kuchni. Zajrzałam do lodówki, ciesząc się jej chłodem.

Pozostała mi do przemyślenia jeszcze jedna, niestety niecierpiąca zwłoki sprawa. Christopher zaczął wykazywać jako takie zainteresowanie moim życiem. Co ja plotę, wielkie zainteresowanie! A ja... Przestałam ufać moim uczuciom. To mogło prowadzić do czegoś niebezpiecznego i nieco szalonego. A tak bardzo lubiłam mieć wszystko pod kontrolą... Przeminęło z wiatrem!

Spakowałam kanapki i bezszelestnie opuściłam dom. Ruszyłam oblaną słońcem ulicą w kierunku przystanku. Tuż przed nim spostrzegłam, że miałam towarzysza. Brązowy, pręgowany kot stawiał zwinne kroki na krawężniku, wlepiając we mnie wszystkowiedzące, uważne spojrzenie. Całkiem jakby mi mówił: „Nie uciekniesz przed przeznaczeniem, Annabelle". Wzdrygnęłam się i przystanęłam, a kot, o dziwo, zrozumiał to jako sygnał do pieszczot, bo zaczął się łasić do mojej nogi. Podrapałam go za uchem. Wyprostowałam się, pamiętając, że nie miałam zbyt dużo czasu na dotarcie do szkoły i byłam zmuszona odłożyć kocie przytulasy na później.

Zrobiłam krok do przodu, wciąż obserwując mojego uroczego kompana i nie zauważając, że szłam prosto na chłopaka w brązowym podkoszulku. Mój pech widocznie nadal działał. Wpadłam na niego, ale zorientowawszy się w sytuacji, odskoczyłam do tyłu.

- Przepraszam! Nie... - zaczęłam pospiesznie, czując przypływ wstydu.

- Annabelle, musisz czasem patrzeć przed siebie – dostałam w odpowiedzi.

Skupiłam się na jego twarzy. "No jasne, nie ma to jak na dobry początek dnia wpaść na venatora!", pomyślałam.

- Joseph. – Rozejrzałam się po przystanku. Ludzie gromadzili się wokół tablic informacyjnych. Niektórzy zdenerwowani, inni nieobecni. Ławkę zajmowały roześmiane dziewczyny mniej więcej w moim wieku, taksujące Josepha wzrokiem. - Nie wiedziałam, że jeździsz autobusem.

Znaki Dusz. Odrodzenie [W TRAKCIE ZMIAN]Where stories live. Discover now