15. Deszczowy Poniedziałek, Pięć Lat Temu

Start from the beginning
                                    

Automatycznie w mojej głowie pojawiły się słowa Jace'a. Te sprzed kilku tygodni, kiedy opowiadał mi o Hunterze i prosił, żebym trzymała się od niego z daleka.

Jego narzeczona nie może podważać jego zdania, ma siedzieć cicho, gotować i nie mówić za dużo, gdy on chce odpocząć po pracy.

- Nie chcę tam wracać, mam już dosyć, ale... - Pokręciła głową zanim schowała twarz w dłoniach i na nowo się rozpłakała.

Przytuliłam ją do siebie i zaczęłam głaskać ją po plecach. W ciszy zaczęłam tworzyć listę możliwych opcji, jak pozbyć się Huntera z jej życia. Może jakoś zaszantażować, żeby zniknął z miasta, albo...no, iść na policję? Nie miałam już lepszych pomysłów a śmierć i pobicie nie wchodziło w grę.

- Boje się, że zrobi coś komuś z moich bliskich. - Powiedziała pomiędzy spazmami płaczu.

- Nikomu nic nie zrobi, poradzimy sobie, razem. Pomogę ci się od niego odciąć, ale muszę wiedzieć więcej. Poczekam aż będziesz na to gotowa.

- Jestem gotowa - Oświadczyła mi, odsuwając się. Spojrzała swoimi zapłakanymi zielonymi tęczówkami w moje niebieskie. - Trzymałam to w sobie tyle lat, że już dłużej nie chcę. Potrzebuję kogoś, kto mnie wysłucha. Opowiem ci wszystko od początku.

- Jesteś pewna? - Zapytałam z wahaniem jednak ona energicznie pokiwała głową i poprawiła się na łóżku.

- Tak, chcę ci o tym opowiedzieć. Wyrzucić to z siebie - wzięła głęboki oddech i spuściła wzrok na swoje dłonie. - Więc...ja i Hunter poznaliśmy się prawie pięć lat temu...

*

Nienawidziłam poniedziałków całym sercem. To akurat w pewien deszczowy poniedziałek dwudziestego drugiego października dwa tysiące osiemnastego roku musiałam przegapić wszystkie dziesięć budzików i trzy telefony od Seana. Nie miałam już czasu, żeby jakkolwiek doprowadzić się do porządku, więc w pierwszych lepszych jeansach, bluzie uczelni i związanych w wysokiego kucyka włosach wyleciałam jak burza z akademiku.

Jeżeli dalej będę taka roztrzepana to kiedyś wyrzucą mnie na zbity pysk i wrócę do tej dziury, gdzie nie mam już żadnych znajomych ani internetu.

- Cholera jasna. - Fuknęłam, gdy po wyjściu z budynku zdałam sobie sprawę, że nie zabrałam parasola. Nie dość, że po wczorajszej imprezie wyglądam jakby ktoś mnie przeżuł i wypluł to na domiar złego będę jeszcze mokra i zmarznięta. - Przeklęta pogoda, nienawidzę deszczu.

- Moja mama twierdzi, że deszcz to płacz aniołów, które nie mogą znieść zła wyrządzonego przez ludzi. Tłumią to w sobie aż powstaje deszcz. - Gwałtownie obróciłam głowę w bok, gdy usłyszałam męski głos. Spokojny i przyjemny dla ucha.

Uśmiechnęłam się lekko, zażenowana, że przyłapał mnie na rozmawianiu z samą sobą. Wysoki chłopak stał ze trzy kroki ode mnie. Jego blond włosy układały się w burzę słodkich loczków, miał zarumienione policzki a pod czarnymi oprawkami kryły się najpiękniejsze brązowe oczy w jakie kiedykolwiek dane było mi spojrzeć.

To dziwne, że nigdy go nie zauważyłam, bo zdecydowanie przykuwał uwagę. Raczej nie mieszkał w moim akademiku, więc skąd się tutaj wziął? Może na kogoś czekał?

Nieznajomy odwzajemnił uśmiech i podszedł bliżej chowając mnie pod swoim dużym, czarnym parasolem. Czarny chyba był jego ulubionym kolorem, bo każda część jego stroju była w tej barwie.

- Pójdziemy razem, wtedy nie zmokniesz. - Wyjaśnił, zapewne dostrzegając konsternację malującą się na mojej niepomalowanej twarzy.

Tak, na to też nie miałam czasu.

Wszystko, co skrywa twoje serce | ZOSTANIE WYDANEWhere stories live. Discover now