– Załatwia sprawy. Kontaktuj się z nim, ja muszę uciekać. – Pożegnał się skinieniem głowy i odszedł do auta.

– Dziękuję! – krzyknęłam jeszcze. Uniósł tylko dłoń, nie odwracając się.

Natychmiast pobiegłam po ładowarkę. Wydawało mi się, że minuta, w trakcie której telefon włączał się i aktualizował, trwała całą wieczność. Kiedy w końcu wybrałam numer Teo i nie usłyszałam sygnału, wiedziałam, że czeka mnie bardzo wiele takich minut...

I nie myliłam się. Krążyłam po domu już czwartą godzinę. Nie byłam w stanie zrobić niczego produktywnego, choć naprawdę chciałam. Zabiłabym w ten sposób czas. Może zleciałby szybciej. Nie mogłam jednak tego sprawdzić, bo i tak wciąż chodziłam nerwowo, w kółko wybierając numer Teo. Z każdą chwilą byłam coraz bardziej zła. Nienawidziłam niewiedzy, a nikt nie miał żadnych konkretnych informacji. Niczego nie dowiedziałam się w restauracji, do której dzwoniłam kilka razy, a szwagier Teo tylko szeptał, że nie może rozmawiać, bo jest w szpitalu u Kamili. Fakt, że nie chciał jej denerwować, denerwował z kolei mnie.

Byłam już całkiem wyczerpana, ale w końcu usłyszałam dzwonek komórki. Odebrałam tak szybko, że nawet nie spojrzałam, kto telefonował. A nie zrobiłabym tego, gdybym zauważyła, że dzwoniła Ania. Nie żebym nie chciała z nią rozmawiać, po prostu wolałam nie blokować linii.

– Cześć, reggae mama – przywitałam się bez entuzjazmu, co od razu wyłapała. Nim streściłam jej wydarzenia z nocy, zapytałam, jak się czuje.

– Ciąża daje mi popalić – przyznała, choć słyszałam to już w brzmieniu jej głosu. Była zmordowana. Dlatego zdziwiłam się, że miała siłę, by słuchać moich żali. Czułam się głupio. Nie potrafiłam przyjmować ludzkiej bezinteresownej dobroci. Wolałam dawać, choć nie miałam co.

– Mogłabym w tygodniu zabrać gdzieś dziewczyny? – zaproponowałam. Podobało im się ostatnim razem, gdy udałyśmy się do zoo.

– Jutro wyjeżdżamy na tydzień, ale na pewno ucieszą się na ten pomysł w późniejszym terminie.

– Gdzie w takim stanie chcesz podróżować?

– Do Szklarskiej Poręby. Świeże górskie powietrze to coś, czego mi trzeba.

– To chyba dobry pomysł.

– Karolcia, muszę kończyć, bo nie zrobiłam obiadu, a dziewczynki zaraz wrócą. Naprawdę nie wiem, co one robią w tej szkole, ale wpadają do domu wygłodniałe jak wilki.

– To już mam pomysł, gdzie je zabiorę. – Moje myśli znów powędrowały ku Teo i tak już zostało. Byłam Ani wdzięczna za ten kwadrans.

Dochodziła szesnasta, a ja, gadając sama do siebie, wstawiałam wodę, by zaparzyć melisę. Gdy usłyszałam pukanie, nie byłam pewna, czy nie mam omamów słuchowych. Głośno chodzący czajnik mógł przecież spłatać mi figla, ale i tak zerwałam się do drzwi i otworzyłam je na oścież. Gdy głośno wypuściłam powietrze, dopiero zdałam sobie sprawę, jak płytko oddychałam przez cały dzień.

– Jak się ma moja dzielna dziewczyna? – zapytał Teo. Zlustrowałam go od stóp do głów i zarejestrowałam od razu cztery fakty: nie miał gipsu, nie zmienił ubrań, chował coś za plecami i był w wyśmienitym humorze – podczas gdy ja szalałam z nerwów.

– Źle! – wyżyłam się.

– Chciałem ci tylko powiedzieć, że jak wypalisz się zawodowo, to stanowisko szefa ochrony masz jak w banku – żartował w najlepsze.

– Teodor – warknęłam ostrzegawczo. Nie byłam w nastroju do żartów. W ogóle nie byłam w nastroju.

– Kawa i lunch? – Wyciągnął zza pleców papierową torbę. Uniosłam brwi, nie dowierzając, że nie miał mi nic więcej do powiedzenia. Dlatego nie przepuściłam go dalej, dając do zrozumienia, że łatwo nie będzie.

Nie pożałujeszWhere stories live. Discover now