1. Początek niczego.

12 1 0
                                    


Chce pieniędzy i władzy. Ale osiąganie tego celu musi poczekać do momentu, gdy skończę swoje nowe zajęcia jogi z szczeniakami. Jeden maluch rasy border collie ciągnie mojego koka, jakby od tego zależało całe jego życia, w swoją stronę a drugi psiak pakuje mi się pod koszulkę, w momencie gdy znajduję się w pozycji powitania słońca. Naturalnie nie wytrzymałam i powoli opuściłam się na bok to samo robiąc z głową, gdyż zaczynało boleć ciągnięcie za włosy coraz bardziej. Wolną dłonią dosięgnęłam szczeniaka i przyciągnęłam delikatnym ruchem do siebie z ulgą czując mniejsze ciągnięcie za włosy. Drugiego szczeniaka również wyciągnęłam spod koszulki i przytuliłam je do siebie, wdychając zapach ich przyjemnie miekkiej sierści i godząc się na tuziny pocałunków. Nie byłam jedyna, która była w tak cudowny sposób atakowana na tej sali. Znajdowało się tutaj 22 uczestników zajęć i każdy był zajęty nie jogą a którymś ze szczeniąt. Lepszych ćwiczeń nie mogłam sobie wymarzyć, szczególnie gdy nigdy nie ćwiczyłam jogi na poważnie to ten pomysł, by tu przyjść już wiem czemu był taki dobry w mojej głowie. Zazwyczaj ufam swoim wyborom, nigdy ich nie żałuje. Wolę żyć z myślą, że wszystko co pójdzie nie tak jest nauką, którą trzeba zaakceptować.

Położyłam się na plecach i oddałam się całkowicie szczeniakom. Skakały po mnie w euforii liżąc gdzie popadnie lub pociągały mnie za ubranie, włosy, skórę. Wszystko co się dało to robiły a ja z uśmiechem szaleńca odprężałam się podczas ich radości.

-Dobrze, moi drodzy! Widzę, że nikt z was już nawet nie próbuję udawać, że mnie słucha i ćwiczy. Jak zwykle..moi mali podopieczni odbierają mi moich wielkich podopiecznych. Kochani skupienie!

Prowadzący znów przybrał niebezpieczną dla moich mięśni pozę a ja znów udałam, że tego nie zauważyłam i nie usłyszałam jego słów. Zajęcia zaraz będą się kończyć a ja przyszłam poprawić sobie humor wśród szczeniąt. Do obecnych tutaj nawet słowem się nie odezwałam, nie mam ochoty na sztuczne wymiany zdań z nieznajomymi, kiedy dookoła roi się od piesków. Czy może być coś lepszego od nich? Zadając w głowie sobie to pytanie poczułam zapach bzu i zaparło mi to dech w piersi, kiedy wraz z zapachem zwizualizowałam sobie ciemny, deszczowy pełen ciemnej zieleni las. Serce na sekundę zabiło mi szybciej jak przy zorientowaniu się, że budzik dziś nie zadzwonił. W następnej sekundzie zamrugałam i postanowiłam uciec z sali bo znowu zaczynałam rozmyślać o pięknej, zielonej przestrzeni, która nie chciała mi ostatnio dać spokoju. Usiadłam, wygłaskałam ile mogłam szalejące szczeniaki na swoich kolanach i z dużą ostrożnością podniosłam maluchy, rozejrzałam się za kimś kto był wobec nich równie delikatny. Na drugim końcu sali znalazłam dziewczynę, która trzymała na kolanach jednego pieska, który zasnął i chroniła go przed pobudką. Ona odpada, moje maluchy rozbudzą jej śpiocha. Odwróciłam się w drugą stronę i mój wzrok padł na chłopaka, który nie mógł odgonić od siebie kilku podgryzających jego łydki piesków. Podrzuciłam mu moje już spokojne szczenięta i udałam się do wyjścia.

-Aurelie? Już wychodzisz? Dopiero połowa zajęć.

Spojrzałam na prowadzącego zajęcia i uniosłam wysoko podbródek. Gdy tak robiłam czułam się pewniejsza siebie a teraz patrzyła na mnie cała sala.

-Jeśli zostanę tutaj pare minut dłużej to wyjdę przynajmniej z jednym szczeniakiem. Wolę nie ryzykować.

I to nie byłoby wcale kłamstwem, gdyby nie fakt, że zabrałabym więcej niż jednego. Pare minut więcej i przywiązałabym się do nich. Zbyt szybko się przywiązuję.

W mieszkaniu znowu nikogo nie było, nie byłam zdziwiona. Nie często mam towarzystwo, gdziekolwiek. Wykąpana, przebrana już zdążyłam zrezygnować z gotowania obiadu. Jem przecież tylko wtedy, kiedy czuje smutek. Ostatnimi czasy jestem na samym dole swojej paraboli życiowej. Ale nie opowiadam tu na początek mojej historii, by was męczyć. Każdy męczy się sam, każdego dnia w inny sposób. Nie wskażecie palcem jednej osoby, która danego dnia nie zmęczyłaby się czymkolwiek, chociażby zrobieniem sobie śniadania. Robienie śniadania może naprawdę zdołować wielu ludzi, trzeba brać też pod uwagę tych, którzy przygotowując posiłek myślą o głodującym malutkim dziecku z patologicznej rodziny lub porzuconej, zapomnianej starszej osobie z bagażem wielu chorób, bez pomocy.

Wracając, nie mam w zamiarze nikogo zasmucić i nakierowywać na wiele spraw. Ale taka już jestem, że będę. Opowiem i wytłumaczę swoje życie. Mamy dwa życia, prawda? Zewnętrzne i wewnętrzne. Ja bardzo dobrze wewnętrznym psuje sobie zewnętrzne. Przykładowo tamtego dnia po jodze, wróciłam do mieszkania i..

-Cholera jasna, mam ich dosyć.

Mówiąc to przewijałam +99 wiadomości na grupie z pracy, spam robili tam pupile szefa, który swoją drogą był zbyt wspaniałomyślny dla swoich pracowników. Ciśnienie mi się podnosiło, gdy czytałam kolejny raz co ktoś zrobił nie tak dziś, co się nie spodobało osobiście koledze, co drugi kolega przekręcił i stworzył nieprzyjemną atmosferę, która doprowadziła do rozłamu ludzi na grupy jeszcze bardziej toksyczne niż były wcześniej. Nie czułam się w żadnej grupie mile widziana, szczególnie gdy byłam zbyt szczera dla każdego. Nigdy nie kłamałam, jedynie milczałam w dobrym momencie. Zmiana tematu również nie wynika znikąd, może dlatego nie jestem zbyt lubiana. Lub jestem lubiana ale nigdy nie osiągnęłam miana kogoś więcej, przyjaciółki. Nigdy też nie płakałam z tego powodu, cieszyłam się. Oznaczało to neutralny grunt, praca powinna polegać na zerowym zaangażowaniu emocji w relacje z współpracownikami. Mi to przychodziło łatwo.

Moja praca polegała na tańcu. W jednej z największych szkół tańca w kraju, taniec to pasja. Pamiętajmy jednak, że każdy czuje co innego, co innego zatańczy i co innego będzie widział w tańcu. Moi rodzice w tańcu widzą zabawę, ja również ale to on mnie utrzymuję.

Jak głosi mądre przysłowie Konfucjusza:

"Wybierz sobie zawód, który lubisz, a całe życie nie będziesz musiał pracować."

Czuje, że pracuje jedynie tylko, gdy stoję w korkach w upale i nie mogę wrócić o dobrym czasie do mieszkania. Uważam to za swoje małe, spełnione marzenie. Mam jeszcze jedno, nie będę zdradzać od razu.

Dziś wieczorem mam ostatnie warsztaty z tańca współczesnego, jutro składam wypowiedzenie, za 4 dni zmieniam miejsce zamieszkania, za 5 dni zaczynam nowy biznes. Idę po kolejne spełnienie marzeń, jestem przerażona.

Wzięłam telefon do ręki, znalazłam w kontaktach numer do swojego taty. Jeden sygnał, drugi, trzeci.. "Nie odbierze, przecież wiesz." Dzwonie po raz drugi, trzeci. Zaczynam się denerwować, to nerwy innego rodzaju. Mam w głowie trzy scenariusze, dlaczego nie odbiera. W międzyczasie piszę do brata, który z nim mieszka czy tata był w pracy, czy mają jedzenie i czy wszystko w porządku. Jednak najbardziej uderza mnie, że kiedy chcę poprosić o pomoc, słyszę jedynie sygnał i koniec połączenia. Znowu ponad innych stawiam to co ja poczułam. Dlaczego przejmuję się, że nie dostanę pomocy, nie opowiem mu co u mnie i nie dowiem się co u niego? Powinnam przejąć się tym czy znowu nie myśli o czymś złym.

-"Był w pracy ale nie wrócił jeszcze, coś jest w lodówce, chyba ser. Ostatnio znowu się kłóci z kimś przez telefon i późno wraca. Ale u mnie ok."

Łzy stanęły mi w oczach. Nie zapytałam brata czy u niego wszystko w porządku. Ostatnio pytam tylko o ojca. Ale w sumie oni, siostra również, nie zapytali mnie nigdy co u mnie. Ja już przestałam się starać a nadal mam poczucie winy, że nie mamy dobrego kontaktu.

Jego wiadomość oznaczała, że dzieje się powtórka z rozrywki. Niestety norma. Mój tata albo siedzi w kasynie i przegrywa wszystkie pieniądze jakie ma, w tym na jedzenie albo jest pijany i przytłoczony swoimi problemami znowu chce popełnić samobójstwo.

Parzę w sufit, mrugam i przeganiam łzy z oczu, nie mam czasu na to. Biorę telefon znowu do ręki, piszę wiadomość do jego kobiety, że się o niego martwię i czy jest u niej.

Ona się tym zajmie, zawsze to robi. On słucha tylko jej i tylko na niej mu chyba zależy.

Przebieram się w wygodny strój typowy na swoje warsztaty, zamawiam taksówkę i jadę do pracy, co chwila zerkając w ekran telefonu.

-Wysadzę Panią, jeśli zaraz Pani nie zapnie pasów bezpieczeństwa i nie odłoży tego telefonu.

Zdziwiona spojrzałam na profil mojego kierowcy, otworzyłam usta i spojrzałam w przednie lusterko by zobaczyć ciemne, duże oczy patrzące na mnie bez żadnego mrugnięcia. W momencie gdy miałam przeprosić, zadzwonił mój telefon.

Hearing.Where stories live. Discover now