1|Las Vegas

69 1 0
                                    

Natalie POV:

– Matt! Natalie! –krzyknęła moja mama z salonu.

Jęknęłam męczeńsko. Mimo, że nie mam humoru na wychodzenie z mojego królestwa - mojego pokoju. Mimo, że tak bardzo mam to w dupie. Bo po jaką cholerę mam tam iść? Ale i tak zaraz już wolnym, leniwym krokiem, niestety wyszłam z mojego ulubionego miejsca na ziemi. Ciekawość wygrała.

Zeszłam powoli ze schodów, zerkając ukradkiem czy mój brat tam już jest. Matt już dotarł na miejsce i siedzi naprzeciwko rodziców. Dlaczego ojciec też musi tam być..? Czekają na mnie. Najwidoczniej jest to ważne, bo stary tam jest. Zawsze gdy chcą nam coś przekazać to robi to mama. Więc co się stało, że ten chuj tam musi być.  

Schodziłam po schodach, a z każdym kolejnym schodkiem czułam jak moje dłonie zaczynają się pocić ze stresu, jak ciało drży na widok jednej osoby. Starałam się oddychać normalnie ale w tym momencie jest to cholernie trudne. I nagle wróciłam do sytuacji kiedy to pierwszy raz ojciec..

–P-przepraszam.. Tato.– załkała dziesięcioletnia Natalie Valentine.

–Wylałaś kawę na moje ważne dokumenty do pracy! – wykrzyczał ojciec dziewczyny. – Wiesz jakie kurwa będę miał problemy przez ciebie?! He?!

I po wypowiedzeniu ostatniego słowa, mężczyzna uderzył roztrzęsioną dziewczynkę.

A to wcale nie wydarzyło się tylko wtedy.. Owszem, był to pierwszy raz, ale zdarzało się to częściej.  

Wyrwałam się z myśli i poczułam ukłucie w klatce piersiowej. Wytarłam samotną łzę na policzku. Próbowałam opanować się wbijając paznokcie w dłonie, aż poczułam pieczenie i czerwoną ciecz, która wydostawała się z półksiężyców na ręce.

Gdy nareszcie unormowałam oddech, weszłam do salonu. Rodzice popatrzyli wręcz równocześnie w moją stronę. Poczułam gulę w gardle. No i chuj strzelił moje starania o oddech. Spojrzałam na znudzonego Matta, który siedział na czarnej kanapie jak gdyby nigdy nic. Chciałabym być tak spokojna jak on. Schowałam dłonie do kieszeni szarej bluzy aby w jakiś sposób wyglądać na opanowaną.

– Siadaj– burknął ojciec niby wkurwiony, niby od niechcenia. Jak zwykle nie w humorze.

Kurwa.

Zgodnie z rozkazem Ojca, usiadłam obok mojego brata na kanapie. A po długiej, głuchej, niezręcznej ciszy usłyszałam, że w końcu ktoś raczył coś powiedzieć.

– Ze względu na zmianę miejsca firmy taty...wyprowadzamy się –powiedziała mama.

Zamarłam. Patrzyłam się z niedowierzaniem przed siebie.

Co. Kurwa?

– Co, kurwa? Żartujesz? – zapytałam.

W myślach od razu skarciłam się za to co powiedziałam. Teraz dopiero żałuję że nie ugryzłam się w język. Ojciec popatrzył na mnie ze złością. No i tu się kończy moje życie.

Pomocy.

– Język–  warknął przez co momentalnie przeniosłam wzrok na swoje skarpetki. Nagle stały się one takie interesujące.  Pojebie mnie.

– Mam szesnaście lat – szepnęłam pod nosem. Rodzice nie usłyszeli, ale Matt już tak. Parsknął śmiechem. Nie wiem co go śmieszy? To, że jest starszy o dwa lata, nic nie znaczy. Wywróciłam oczami. – Gdzie? Gdzie się chcecie wyprowadzić?

– Las Vegas – odpowiedziała mi matka. Szczęka mi opadła.

Gwałtownie wstałam i wydałam z siebie westchnienie szczęścia i smutku, równocześnie. Pewnie komicznie to wyglądało. Wiem. Jestem pojebana. Mam dwubiegunowość. Mimo wszystko i tak nie rozumiem czemu mam zmieniać życie o sto osiemdziesiąt stopni tylko i wyłącznie ze względu na jakąś śmieszną pracę ojca.

Little Big MistakeWhere stories live. Discover now