Kruk wciąż głęboko wpatrywał się w jego oczy, po czym zakrakał i zniknął gdzieś w deszczu.

− Rosa... − rzucił błagalnym głosem. − Proszę, powiedz coś... Boję się, ja... ja nie chcę! Rosa, błagam cię...

Lecz nic mu już nie odpowiedziała.

Zniknął, pogrążony w szarej pustce, łkając i zwijając się z rozpaczy. Nie wiedział, jak długo tak leży... Gdy nagle do jego uszu dobiegł odległy, lecz wyraźny głos.

− Septimus... − powiedziała jakaś kobieta. Czyżby Rosa? Nie... Rozpoznawał ten głos, lecz nie potrafił sobie przypomnieć, do kogo należy.

− Septimus − powtórzył tajemniczy, żeński głos. Tym razem już bliższy i wyraźniejszy. Młody porucznik poczuł, jak niewidzialna moc wyciąga go z pustki i ciągnie prosto w górę, do wyjścia... Nagle wyczuł, że leży, lecz jeszcze nie do końca wydostał się z nicości. Powoli otworzył oczy, lecz przez kilka sekund wciąż nic do niego nie docierało. W końcu jednak poznał, do kogo należy ten głos.

− Septimus! − krzyknęła Sybilla. Zmartwiona, stała tuż nad jego łóżkiem...

Zaraz, jakim łóżkiem?

W tej właśnie chwili młodzieniec ostatecznie i w pełni już się przebudził. Wrócił do rzeczywistości. Okazało się, że leży na jakiejś niewygodnej macie rozłożonej na długim, płaskim kamieniu, który obecnie służył za łóżko, Rozejrzał się dookoła i odetchnął z wyrazem ulgi na twarzy: był wśród swoich − w jaskini, która pełniła teraz rolę centrum dowodzenia.

− Jesteś! Całe szczęście! − wrzasnęła uradowana Sybilla, która stała tuż obok, nachylona nad nim. − Martwiłam się o ciebie...

Septimus przetarł oczy i dopiero teraz zauważył, że nieznośnie boli go głowa.

− Dziękuję za ratunek. − Uśmiechnął się do Sybilli. − Widzę, że wszyscy są cali i zdrowi... czyli wydostaliśmy się z tej piekielnej kopalni... Bogu niech będą dzięki.

− Tak. Grunt, że ty żyjesz − powiedziała, oddychając z ulgą. − Baliśmy się, że już się nie obudzisz.

Porucznik powoli i z niemałym trudem przeszedł do pozycji siedzącej. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że ostatnią rzeczą, jaką pamięta, był wyjazd windą z kopalni.

− Co się właściwie tam stało? − spytał zdziwiony. − Nic nie pamiętam...

Nagle do ich dwójki podszedł pułkownik Marcello.

− Septimusie! Miło znów widzieć cię wśród żywych.

− Mi ciebie również, pułkowniku − odparł, biorąc parę wdechów. Dopiero teraz sobie przypomniał, że tak niedawno się dusił... ale dlaczego? − Powiecie mi, co się właściwie stało?

− To niezbyt miła historia... − zaczęła dziewczyna. − Gdy uciekaliśmy z kopalni, uszkodziłeś sobie filtr powietrza. Jechaliśmy już windą do góry, gdy zacząłeś się strasznie dusić i trząść... Myśleliśmy, że umrzesz, nim dojedziemy.

− Sybilla uratowała ci życie − wtrącił poważnym tonem Marcello, zauważając fakt, który zapewne dziewczyna chciała przez skromność ukryć. − Zdjęła własny filtr, byś tylko ty mógł oddychać, sama skazując się na niedotlenienie.

Sybilla wyraźnie się speszyła. Jednak później dopowiedziała:

− A Marcello dał swój filtr mi i tak się w dwójkę zamienialiśmy, aż w końcu winda dojechała do końca... Ale straciłeś przytomność, nim to się stało.

− Narobiłeś nam niemałego stracha, poruczniku... Nieładnie! − powiedział Marcello. Użył żartobliwego stylu, by załagodzić to, jaki koszmar musiał wraz z Sybillą przeżywać, martwiąc się o towarzysza.

− Wybaczcie, nie chciałem być nigdy dla was problemem... − powiedział Septimus, który mimo wszystko był zły sam na siebie, że jego kompani musieli się tak dla niego natrudzić.

− Nie byłeś, nie wymyślaj! − zanegowała natychmiast Sybilla i uśmiechnęła się szczerze. Septimus odpowiedział jej tym samym, po czym rzekł:

− Ile właściwie już tu leżę?

− Będą już równe dwa dni − rzucił Marcello.

Coo...?! Ile?!

− Dwa dni?! − zdziwił się Septimus. − Aż tyle?

− Tak − potwierdził pułkownik. − Ale nie przejmuj się, to nic. I tak niewiele cię ominęło − rzucił niepewnie, po czym szybko dodał: − Aczkolwiek...

− Aczkolwiek co?

− Cóż... Wygląda na to, że już wiemy, co tu się stało − powiedział poważnym tonem.

− Co? Naprawdę już wiecie...? − nie dowierzał. To był dla niego lekki szok, lecz jak najszybciej chciał się dowiedzieć. Tajemnica Caelus-1 w końcu wyjdzie na jaw.

− Tak. Zapiski z komputera głównego wszystko nam powiedziały. Nie mamy już wątpliwości... Opowiem ci za chwilę, na razie trochę odpocznij i za pół godziny wpadnij do centrum dowodzenia. Tam poznasz prawdę.

− W porządku, poczekam. − Nie da się ukryć, że się niecierpliwił, lecz naprawdę był zmęczony... Postanowił, iż ogarnie się trochę, rozciągnie i akurat minie trzydzieści minut.

− Jak coś, to tam leży twoje śniadanie − powiedziała Sybilla. − Co prawda to tylko kanapki z konserwą i woda, ale...

− Dziękuję − odparł pośpiesznie. − Lecz jakoś nie jestem głodny. Ale z chęcią się napiję, przyznam, że trochę zaschło mi w gardle.

− Rób jak uważasz, tymczasem my idziemy. Do zobaczenia za pół godziny!

Marcello i Sybilla wyszli, a Septimus znów został sam. Wstał powoli, przeciągając się. Powoli podszedł do prowizorycznego stolika, na którym leżało śniadanie i nalał sobie wody do plastikowego kubka. Dziwne, ale nie czuł głodu. Może to i nawet lepiej... Zawsze myślał, że je za dużo, to teraz sobie odmówi. Nie był głodny.

Po trzydziestu minutach spotkał się w umówionym miejscu z resztą.  

Milczenie ✔️Where stories live. Discover now