#14

244 27 389
                                    

Z okazji wielkiego finału zaśpiewa nam ikona queer, sir Elton John.

Życzę Wam wspaniałego Miesiąca Dumy i CAŁEGO ŻYCIA

Pokój Wspólny powitał drużynę głośnymi wiwatami. Dorcas, podobnie Imogen, James i inni, zostali wciągnięci przez rozradowany tłum Gryfonów. Ludzie złapali za szklanki, dyskutując zażarcie o meczu, a dziwny incydent ze Ślizgonami odszedł w niepamięć, w każdym razie chwilowo.

- Zapomną - rzekła cicho Chloe, jakby czytała mi w myślach - W Hogwarcie za dużo się dzieje, by roztrząsać takie coś wiecznie. Były głosy, że pewnie chodzi o Mary, ale nikt w Gryffindorze nie wierzy, by szukała przygód ze Ślizgonami. Ludzie obstawiają typowy atak na mugolaczkę.

- I przecież tym właśnie był - odparłam, cofając się o krok. Po chwili wywołanych szokiem pozytywnych odczuć, poczułam znów dystans wobec blondynki. Ostatecznie słodka BB całkiem niedawno nawrzeszczała na mnie na środku tego samego pomieszczenia, zarzucając perfidne uwodzenie jej byłego chłopaka. Potem przysysała się do niego kilkukrotnie, pilnując, bym wtedy patrzyła, co wywoływało złośliwą radość u siostry Herberta oraz innych nieprzychylnych mi dziewczyn.

Ani razu niczego nie sprostowała. Nie przeprosiła - to sprawa sama przyschła z czasem.

- I tak, i nie - rzuciła Chloe enigmatycznie.

- O co chodziło z tym listem? - zapytałam, gdy poczułam, że ktoś podchodzi do nas, wypełniając tym samym ciasno kąt obok kominka.

- Chciałam zadać to samo pytanie - powiedziała Mary. Wsunęła dłoń do kieszeni, a potem wyciągnęła ją odrobinę, na tyle, byśmy tylko my dwie, BB i ja, dostrzegły niewielką kopertę z zieloną pieczątką.

- Skoro ją miałaś - podjęła McDonald szeptem - to jakim cudem teraz znalazłam to w notatkach, w dodatku nieotwarte?

- Bo ja szanuję tajemnicę korespondencji, chérie - odparła Chloe z godnością, wysuwając z własnej kieszeni skrawek bardzo podobnej koperty - To zaproszenie na przyjęcie zaręczynowe Geraldine i tamtego oblecha. Wróciłam po nie, gdy zobaczyłam, że jej braciszek zostawia tu list...

- Jakim cudem to widziałaś? - spytałam podejrzliwie.

- Musiałam nałożyć spray wygładzający na włosy. Sama widziałaś, Marlene, było strasznie wilgotno. Nie mogłam go za nic znaleźć, musiałam grzebać w rzeczach Amrity, a wiesz, jaki ona ma bałagan w kosmetykach. Wyszłam z wieży, zobaczyłam Avery'ego, to się za nim wróciłam... Trochę dziwne, że wychodził na ostatnią chwilę, skoro miał grać w meczu, no nie? Swoją drogą, ciekawe, jak podsłuchał hasło...

- Więc go śledziłaś, a potem na wszelki wypadek wzięłaś ze sobą zaproszenie - stwierdziłam raczej niż zapytałam - Ale nie mogłaś wiedzieć, że ta cała kłótnia wyniknie. Chciałaś coś na niego mieć, zamierzałaś go złapać po meczu i ściemniać, czego to niby nie przeczytałaś... Jemu, a może Geraldine? Dlaczego?

- Bo to wstrętna pizda i jej nienawidzę - odparła BB z prostotą - Nie patrz tak, Marlene. Oni są moimi kuzynami, jak większość Ślizgonów przecież. Nazywam się Burke, jeśli nie pamiętasz. Nie masz pojęcia, co ja przeżywałam, désastre complet, każda ich wizyta...

- Czemu zwyczajnie nie zabrałaś mojego listu? - przerwała Mary, patrząc na Chloe szeroko otwartymi oczami. W odpowiedzi uzyskała oburzone spojrzenie.

- Mówiłam już, nie jestem taka. Po pierwsze, wcale nie chcę czytać tych jego wypocin, na pewno są okropne. Po drugie, jesteś koleżanką Marlene, a ja...

Edukacja Marlene [Dorlene, Era Huncwotów]Where stories live. Discover now