Rozdział 4

32 0 1
                                    

- Boże co ja zrobiłam - krzyknęłam - cholera czemu o tym nie myślałam.
Wybudziłam się w nocy zupełnie ciemnej  i nawet światło księżyca nie było widoczne.
- To wszystko moja wina czemu nie mogłabym być pożal się Boże dobrą córeczką która wygrywa konkursy i stypendia - mówiłam przez łzy - czemu musiałam stać się popularna. Tylko mam same problemy chciałabym być normalną dziewczyną z normalnym życiem. Gdybym nie była sławna rodzice by mnie nie wzięli do Arizony w trosce o moje życie gdyż miałam tu jakiegoś szalonego fana który potrafi posunąć się do różnych rzeczy.
Nie wiedząc kiedy znalazłam się na balkonie a chwilę później stała obok mnie Emily wraz z Kordianem no i zobaczyłam z tyłu jeszcze...
Nie ja nie wierzę w to co widzę.
Matt bije się z Jacobem a bardziej Matt nie pozwala wejść temu drugiemu.
- Wpuść go -zawołałam.
- Shimer - zaczęła łagodnym głosem Emily - to nie jest dobry człowiek, on...
- Rozmawiałam z nim i jest taki sam jak był wcześniej.
- Jeżeli byłby taki już wcześniej to by go oddano do adopcji - mruknął pod nosem Matt.
- Niech wejdzie proszę.
- Dobra wpuść go ale ma się nie zbliżać do Shimer na mniej niż na pół metra - zawołał zrezygnowany Kordian.
Matt niechętnie ale go wpuścił.
- Emm wszystko gra?
- Nic nie gra tak właściwie i nic nie grało ale teraz sobie uświadomiłam że to moja wina moja.
- Ale co twoja wina.
- Wszystko nasze zerwanie, przeprowadzka, moja samotność, moja sława...
- Naprawdę...
- Naprawdę to ja jestem potworem który niszczy wszystko nawet dobry humor innych bo w końcu jak wy się tu znaleźliście?
Jacob próbował mnie dotknąć ale go odepchnęłam.
- Odejdź - warknęłam.
I nagle na swoich ustach poczułam jego wargi. Były inne niż te które znałam wcześniej ale myślę że w nich czuło się to samo uczucie co kiedyś. Położyłam ręce na jego ramionach a on oplótł swoje wokół mojej talii.
- I znowu to samo - powiedział pod nosem Kordian.
Ale nie zwróciliśmy na to uwagi. Czy tego chciałam? Nie wiem. Czy tego potrzebowałam? A i owszem.
Nasz pocałunek przerwał nam Matt.
- Dobra koniec tego spotkania. Świetnie do nie zobaczenia nigdy nasz kolego. Oby cię burza spotkała w drodze do domu.
- Matt co ty wyprawiasz?
- Ratuje cię kochana dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi.
- A co jeżeli ją chcę...
- Uwierz mi nie chcesz - wtrącił się Kordian.
- A co ty z nim byłeś że wiesz.
- Oczywiście że byłem w końcu musiałem sprawdzić po twoim wyjeździe co ty w nim widziałaś.
Wzniosłam oczy do nieba.
- Boże zabierz mnie stąd.
- Shimer co ty mówisz - odezwała się Emily.
- Mam dość wszystkiego a najbardziej mojego życia. Nie mogę być szczęśliwa bo od razu się do czegoś przyczepiacie a ja chcę być po prostu szczęśliwa...
- I będziesz szczęśliwa ale nie z nim - powiedział Matt.
- A z kim bo raczej nie będę starą panną z kotami.
- Barbie możesz być kim chcesz byle byś nie była z nim - powiedział Matt.
Parsknęłam.
- Ja sama nie wiem czego chcę.
- To może najlepszy czas byś położyła się spać i zeszła z tego balkonu bo nie pójdziemy sobie tak szybko - zagroziła mi palcem Emily.
- No dobrze już Mamo.
Gdy byłam już w łóżku chłopaki upewnili się czy oby na pewno wszystko już dobrze i wtedy poszli sobie. Z małym wyjątkiem.
- Więc jak to się stało?
- Zależy o co pytasz - odpowiedziała Emily.
- Jak znalazłam się na balkonie i najważniejsze dlaczego tak wybuchłam?
- Cóż na to drugie musisz sobie sama odpowiedzieć ale pierwsze mogę ci opowiedzieć.
Skinęłam głową.
- Chciałaś się rzucić z balkonu. Bardzo płakałaś i krzyczałaś a Matt to usłyszał i zadzwonił po mnie i Kordiana bo próby rozmowy z tobą kończyły się kolejnym krzykiem i płaczem. Wtedy my próbowaliśmy z tobą rozmawiać i nawet pomagało ale nagle pojawił się super troskliwy Jacob no i wszystko popsuł.
- Mhm.
- Nie zrozum mnie źle ale na prawdę Jacob nie jest dobrym materiałem na chłopaka. Nie chciałabyś być w takim świecie co on.
- Czyli jakim.
- Cóż nielegalne interesy, ucieczka przed policją, bójki, rozboje a z plotek się można dowiedzieć o handlu ludźmi.
- O Boże.
- Mówię ci nie warto.
- Teraz rozumiem ale myślę że da się to wyjaśnić porozmaw...
- Nie Shimer nie. On zrobi się bardziej agresywny i może ci coś zrobić proszę cię odpuść sobie.
Skinęłam głową.
-Raczej nie opłaca mi się wracać do domu więc przenocuje u ciebie.
- Jasne.
- Okej to idę się przebrać w coś. Mogę użyczyć coś z twojej garderoby?
- Jasne nie pytaj.
To był błąd.
- Shimer co to jest?
Podeszłam.
- Cholera kto to zrobił.
W garderobie był martwy pies a na nim kartka KIEDYŚ SKOŃCZYSZ TAK SUKO!
- Ja się boję.
-Wiesz co może lepiej jednak pojedzmy do mnie.
- Jasne.
- Dzwonię po taksówkę.
- Nie chcę tu być ani chwili dłużej.
- Już schodzimy widzisz i idziemy do taksówki.
W mojej głowie wciąż było pytanie kto to mógł zrobić i kto chciał życzyć mi śmierci przecież co ja takiego złego zrobiłam? Najwidoczniej to musiało być coś okropnego.

Keep Forgiving Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz