Howard pokiwał w zrozumieniu głową, po czym zmrużył oczy, przypatrując mi się z konsternacją. Intensywnie nad czymś myślał, ale zdecydowałem, że nie przerwę ciszy i poczekam, aż sam to zrobi. Jego błękitne oczy były kompletnie poważne, co świadczyło o tym, że nie szykował dla mnie żadnego ze swoich głupich żartów. Mogłem się tego domyślić, biorąc pod uwagę okoliczności, ale mimo to chyba nie byłem gotowy na taką konwersację. Moja własna głowa od rana wystarczająco dawała mi popalić.

Shane odchrząknął.

— Zamierzasz się z nią zobaczyć i pożegnać? — zapytał wreszcie.

Zmarszczyłem brwi i rozłożyłem ręce w niezrozumieniu.

— Mniej więcej to przed chwilą powiedziałem. — Uniosłem brwi.

Howard westchnął i mierzył mnie spojrzeniem przez przynajmniej kilkanaście sekund, a następnie skrzyżował ramiona na klatce piersiowej.

— Ale ja nie pytam o twoją mamę. — Jego wzrok był jednoznaczny, a odczytanie tego, co próbował nim przekazać, zajęło mi nie więcej niż trzy sekundy. Destiny. Jemu zawsze chodziło o nią. Chyba powinienem po prostu się do tego przyzwyczaić. — Pojedziesz do niej?

Przejechałem palcami po włosach, ciągnąc za nie mocniej niż zazwyczaj, by jakkolwiek się odmóżdżyć. Shane trafił w sedno, jak zwykle zresztą. Odkąd otworzyłem oczy jakoś koło ósmej rano, nie mogę przestać myśleć o tej cholernej dziewczynie. Głowa mówiła, że nie powinienem się z nią widzieć, ponieważ wtedy znacznie łatwiej będzie mi to wszystko zostawić, nawet jeśli równałoby się to z byciem egoistycznym kutasem, ale serce... no właśnie. Serce kazało mi do niej jechać, by móc nacieszyć oko jej widokiem chociaż chwilę dłużej. Problem polegał na tym, że pożegnania były dla tych, których coś łączyło. A nas, przynajmniej oficjalnie, nie wiązało zupełnie nic. Chwilowo się pogodziliśmy, może nawet staraliśmy się stworzyć chociaż marną atrapę przyjaciół, ale nie było w tym żadnych zobowiązań czy deklaracji. Boję się, że pożegnanie tylko wszystko zepsuje albo bardziej skomplikuje. Skoro nie możemy być kimś więcej, zostańmy chociaż czymś, czymkolwiek teraz jesteśmy. Nie wiem, czy zniósłbym świadomość, że znów zostaliśmy niczym.

— Sam nie wiem — przyznałem cicho, a milczenie przyjaciela było jednoznaczne z tym, że chciał, abym kontynuował. — Mam wątpliwości, czy w ogóle by tego chciała. Znasz ją. Ckliwe słowa i gesty są ostatnim, co by jej się spodobało. Myślę, że prędzej mnie wyśmieje, niż pożegna i powie, że będzie tęsknić.

— A ty będziesz za nią tęsknił?

Odwróciłem wzrok, by nie być bezpośrednią ofiarą spojrzenia Shane'a. Wkurzał mnie. Wkurzał, bo doskonale wiedział, jaka będzie moja odpowiedź, a mimo to pytał, bo chciał, abym powiedział to na głos.

— Będę — wychrypiałem, dziwnie zawstydzony tym wyznaniem. Tak samo, jak tęskniłem każdego dnia przez ostatni rok, dodałem w myślach, jeszcze bardziej zmieszany tym, co czułem. Chyba zwyczajnie zdałem sobie sprawę, że Ethan sprzed miesiąca byłby zawiedziony, że znów znaleźliśmy się w momencie, gdzie ta skomplikowana dziewczyna coś dla nas znaczy.

Shane podszedł bliżej i poklepał mnie po ramieniu.

— Nie sądzisz, że tyle wystarczy, abyś pojechał do niej i zobaczył ją jeszcze ten jeden raz? — Uśmiechnął się głupio, dumny z siebie. Gdy nie odpowiedziałem, a zamiast tego westchnąłem ze zrezygnowaniem i złapałem z nim kontakt wzrokowy, Howard uniósł brew. — Niech zgadnę. Nie powiedziałeś jej, że wyjeżdżasz. — Nie zaprzeczyłem. — Ethan...

Tymczasowo zawiesiliśmy broń — dałem nacisk na pierwsze słowo. — Wiesz, co to znaczy? Że to z konieczności, bo nie chcieliśmy, aby nasze negatywne stosunki wpłynęły na całą ekipę. Tymczasowo oznaczało do mojego powrotu do Lexington. Ostatnio nie powiedziałem jej, że wyjeżdżam teraz, bo obawiałem się, że Destiny zmieni nastawienie i uzna, że odbudowywanie koleżeńskiej relacji nie ma sensu, skoro zaraz i tak mnie nie będzie.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jun 09, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

WHATEVER IT TAKES | RISK #2Where stories live. Discover now