Rozdział 4: Nowe znajomości

13 0 0
                                    

Kaiden powoli otworzył oczy, odkrywając, że jest przywiązany do drzewa. Jego dłonie i nogi były związane sznurami zrobionymi ze Złotowiązu którego to wcześniej użył do budowy szałasu, liny przylegały ciasno do jego ciała tak aby jak najbardziej ograniczyć jego ruchy. W około słyszał odgłosy podobne do skrzeczenia ptaków. Było to całkiem dobrym znakiem, gdyż przynajmniej wiedział że wciąż żyje i nie stracił podstawowych zmysłów. Zdezorientowany i osłabiony spojrzał wokół siebie. Dookoła siebie miał widoki do których zdążył się przyzwyczaić na Neonaris, ogromne drzewa, piękna trawa oraz zwierzyna która jest rzadkością na innych planetach na których wcześniej łowca nagród się zjawiał...był jednak pewien wyjątek. W oddali widział wioskę podobną do tej z początku jego podróży na planecie, co albo wskazywało na większą populację planety...albo na to że był to obóz najeźdźców. Usłyszał jakąś postać idącą w jego stroną zza wysokiej trawy. Po chwili zza trawy wyłoniła się kobieta ubrana w zbroję zrobioną z grubej skorupy tutejszej zwierzyny, którą to przykrywały liście oraz źdźbła trawy które to miały być czymś na wzór kamuflażu...prymitywne, ale skuteczne. Kobieta miała na swojej skórze namalowane znaki imitujące tatuaże.

Kaiden: Niech zgadnę. - Powiedział Kaiden patrząc się na wojowniczkę - Albo zrobisz sobie naszyjnik z moich kości, albo będę dzisiaj na obiad dla ciebie i twoich kolegów. 

Kobieta: Proszę cię tobą to trzy osoby by sie nie najadły, a naszyjników nie nosze. Powiedz mi...czemu jeden Astrolofen leżał samotnie po środku lasu? - Kobieta niechętnie się patrzyła na najemnika, trzymając w lewej dłoni włócznię, posiadającą na jej końcu niebieski, ostry kamień.

Kaiden: Jeden...kto? - Powiedział ze zdziwieniem. Jego zdziwienie było większy gdy zdał sobie sprawę, że kobieta rozumie jego język...a może jest ona rozbitkiem na tej planecie - Uwierz mi nie mam pojęcia o kim mówisz. Nazywam się Kaiden i jestem najemnikiem. Zostało mi zlecone znalezienie informacji na temat groźnego wirusa, a początkowe ślady wskazywały na tą planetę...więc tu jestem. Przyleciałem kilka dni temu i uwierz mi, że nie wiem czy mam tą planetę kochać czy nienawidzić. Jest tu pięknie, to fakt, ale już na pustkowiach Vortis jest bezpieczniej. Najpierw jacyś ludzie splądrowali i doszczętnie zniszczyli wioskę w której się znalazłem, a później zostałem zaatakowany w jaskini przez wielki chodzący głaz.

Kobieta słuchała uważnie i patrzyła na niego z zainteresowaniem. Powoli podeszła do niego, wciąż trzymając włócznię na wypadek ataku. Gdy podeszła dostatecznie blisko postanowiła przykucnąć przy najemniku.

Kobieta: Podaj mi jeden powód dlaczego miałabym ci zaufać.

Kaiden: Jak chcesz to możemy przejść się do tej wioski i popytać tubylców czy za mną przypadają czy nie, no chyba że masz lepszy pomysł.

Kobieta: Widzisz...nie będzie to konieczne. Część Lumistran, czyli mieszkańców splądrowanej wioski przybyła tutaj i o wszystkim opowiedziała. Może ich się zapytamy? - Zapytała retorycznie.

 Kaiden: Śmiało, mi się nigdzie nie spieszy.

Wojowniczka oddaliła się w stronę wioski. Kaiden miał chwile na poukładanie tego co się dzieje. Wkoło rozwiewał lekki wiatr, słońce delikatnie przebijało się przez ogromne liście drzew, a śpiew ptaków ucichł. Poza wiatrem i owadami nie było nic słychać. Rozejrzał się on gdzie jest jego uzbrojenie, którego nie było jednak w zasięgu jego wzroku. Po chwili od strony wioski było słychać odgłosy krzyków. Zobaczył jak z wioski w jego stronę idzie grupka tubylców których spotkał w poprzedniej osadzie. Podszedł do niego mieszkaniec który wcześniej pomógł mu w dalszej podróży, tubylec od razu rozpoznał tego który uratował jego wioskę przed całkowitym zniszczeniem. Wojowniczka podeszła do Kaidena i swoją włócznią przecięła liny.

Kaiden: Wirus ScepterWhere stories live. Discover now