22. Save me..

252 17 2
                                    


Siedziałem na korytarzu tego obskurnego posterunku zakuty w kajdanki i czekałem. Nawet nie chciałem myśleć jakie będę miał kłopoty po tej akcji. Paul mnie zabije, pójdę siedzieć, nie będę mógł grać koncertów... Jednak nie miało to jakiegoś wielkiego znaczenia. Ewan zasłużył na to i gdybym miał zrobić to po raz drugi, nie wahałbym się ani sekundy. Nie mogłem zrozumieć, jak on mógł próbować zabić Evę.. Przecież podobno ją kochał.

- Wprowadzić go. - powiedział stanowczo jakiś facet wychodząc z pokoju, a później dwóch policjantów szarpnęło mnie za ręce i wepchnęli mnie do środka i z dość dużo siłą upadłem na podłogę. Mimo iż ręce miałem skute, jakimś cudem wtoczyłem się na krzesło. Komisarz odpalił papierosa i usiadł naprzeciwko mnie, kładąc nogi na blacie biurka.

- No, panie Malik.. Sława chyba panu trochę poprzewracała w tym pustym łbie. - zaczął wrogo.

- Nie rozumiem o co panu chodzi.

- Nie rozumie pan... A bestialskie pobicie niewinnego człowieka pod szpitalem.. Nic panu to nie mówi?

- Ten człowiek nie jest niewinny.

- A co, ukradł panu dziewczynę i nie pasowało, że wielka gwiazda dostała kosza?

- Nie. Próbował ją zabić.

Zapadła w pokoju cisza.

- Zabić?

- To on podpalił halę w Plymouth po naszym koncercie. Przez niego Eva Dawson walczy o życie w szpitalu.

- To poważne oskarżenia. Ma pan dowody?

- Przyznał się do tego pod szpitalem. Dlatego się na niego rzuciłem.

- Takie sprawy załatwia policja! To, że ma pan miliony na koncie, nie znaczy że może pan wymierzać sprawiedliwość!

- Zanim wy byście cokolwiek odkryli, on już dawno siedziałby na plaży. I wie pan co.. Bez wahania zrobiłbym to drugi raz!! - powiedziałem ostro i wstałem z krzesła

- Zabierzcie mi stąd tego gówniarza! Niech czeka na korytarzu na wolną celę. - krzyknął komisarz, a jeden z policjantów wypchnął mnie z całej siły na korytarz i zatrzasnął drzwi. Tym razem zaliczyłem bliskie spotkanie ze ścianą i chwilę mi zajęło, aż odzyskałem pełną świadomość. Przypomniała mi się jedna wizyta na posterunku w Bradford. Usłyszałem za sobą kroki.

- No, no, no... Skłamałbym, gdybym powiedział, że Twój widok obecnie jest dla mnie przykry. - usłyszałem za plecami. Od razu poznałem ten głos, na sam jego dźwięk wszystko się we mnie gotowało. Odwróciłem się napięcie i stanąłem z nim twarzą w twarz.

- Nie wyglądasz, aż tak źle. Mogłem bardziej Ci przywalić. - powiedziałem ostro. Faktycznie myślałem, że bardziej oberwał. Miał tylko parę otarć i podbite oko.

- Mogłeś mnie przynajmniej pobić w jakimś innym miejscu, a nie pod szpitalem. Wiesz, obdukcja i te sprawy na miejscu.

- Wiesz co... Jak Ty wg możesz spojrzeć na siebie w lustrze po tym co zrobiłeś Evie.. Ona mogła umrzeć, a Ty jeszcze donosisz na policje. Wiesz fantastycznie, że zasłużyłeś na takie samo cierpienie jak ona. - powiedziałem przez zaciśnięte zęby.

- Eva zniszczyła mi życie.

- Niby w jaki sposób?! Ty ją zdradzałeś.

- Wyrzuciła mnie z mieszkania. Próbowałem ją przeprosić i ostrzec, ale nie chciała mnie słuchać. A co do policji.. Fakt miałem tego nie robić, ale Amy mnie do tego namówiła... A raczej zmusiła.

- Amy?! A co ona ma do tego...

- Malik, Ty naprawdę jesteś tak głupi czy tylko udajesz? To dla niej idealna sytuacja.

- O czym Ty mówisz?!

- Wiesz przecież, że to był jej plan.. Teraz ma idealne warunki. Ty tutaj uziemiony, na bank Twój koleszka ze szpitala tu pędzi. Eva jest tam sama..

- Ratuj ją! - krzyknąłem i jakimś cudem przygniotłem ją do ściany. W tej chwili do środka wpadł Harry.

- Zayn do cholery! Nie doginaj jeszcze!- krzyknął Styles i odciągnął mnie od Ewan'a. Sekundę później policjanci wyszli z pokoju i wzięli mnie pod ręce.

- Ona nie odpuści. - powiedział Ewan z uśmiechem i wyszedł.

- Eva... - powiedziałem cicho, a policjanci zaczęli mnie ciągnąć za sobą.

- Harry!!! Ratuj ją!!! - krzyczałem i próbowałem zapierać się nogami, żeby choć na chwilę ich zatrzymać.

- Kogo?!

- Evę! Pędź do szpitala!! Ona jest w niebezpieczeństwie. Dzwoń do nich, jedź tam. Natychmiast!!! - krzyknąłem, a jeden z policjantów dość mocno uderzył mnie w żebra, prze co nogi się pode mną ugięły i nie miałem już sił się bronić. Zobaczyłem tylko, jak Harry wybiegł piorunem z posterunku.

- Oby tylko zdążył.. - pomyślałem, gdy jeden z policjantów zamknął celę.

***
Tak bardzo chciałam, żeby Harry już wrócił z tego posterunku. Ten brak informacji mnie dobijał. Do tego bardzo bałam się o Zayn'a i o to co mu może grozić, o koncerty.. Przecież Paul go zamorduje. Za oknem zrobiło się już dość ciemno. Ja leżałam i cały czas patrzyłam w ścianę. Naszpikowali mnie taką ilością leków przeciwbólowych, że nie miałam nawet siły myśleć. Nagle usłyszałam, że ktoś delikatnie otworzył drzwi i wszedł do środka. Byłam pewna, że to Harry, więc zebrałam resztki sił, które gdzieś tam w wnętrzu jeszcze się zebrały i podniosłam się na łóżku i oparłam wyżej. W Sali było ciemno.

- Harry? To Ty? Czemu nie zapaliłeś światła?

- To nie Harry. - usłyszałam znajomy głos, ale wydawało mi się, że to zwidy. Jednak gdy przybliżyła się do mojego łóżka, a światła latarni ulicznych, które wpadały przez okno ją oświetliły, nie miałam żadnych wątpliwości. Stała z rękami skrzyżowanymi za plecami i patrzyła na mnie z uśmiechem, a w jej oczach widziałam szaleństwo.

- Amy.. Po co tutaj przyszłaś?

- Wiesz... Naprawić to co inni zepsuli.. - powiedziała i podeszła bliżej.

Broken promises - Z.M||H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz