5. szklany kolos

31 3 0
                                    

 Nadal zaskakiwał go sterylny zapach witający go już od progu rodzinnego domu. Winnym była zamknięta na klucz sypialnia rodziców, jedynie co jakiś czas wytrzepywał kurz z pościeli i prał pozostawione po nich ubrania. Jednak pustka, jaką po sobie zostawili, rozciągała się na resztę pomieszczeń, nawet jego pokój momentami był równie bezbarwny co reszta domu. Zapewne kiedyś bolało go to bardziej, jednak po upływie lat zdążył się przyzwyczaić do ich permanentnego braku.

Pracowali za granicą, wysyłając mu co miesiąc odpowiednią sumę pieniędzy, by mógł spokojnie chodzić do szkoły i nie martwić się, czy włoży coś do garnka na kolację. Gdy jego dziadkowie jeszcze żyli, przychodzili go pilnować, jednak w gruncie rzeczy był skazany sam na siebie. Może dlatego decyzja o ucieczce wydawała się taka łatwa i przyjemna.

— Takemichy~ nieładnie tak uciekać przed swoim dowódcą.

Dosłownie poczuł, jak jego dusza na sekundę opuściła ciało. Złapał się za koszulkę, pod palcami wyczuł grubą linię blizny po zastrzeleniu. Śliska tkanka nie dawała o sobie zapomnieć, kolejne świadectwo jego porażki.

— Mikey... — sapnął. Chłopak siedział na jego sofie i posyłał mu promienny uśmiech. Tuż obok niego rozsiadł się Draken z jedną ręką przerzuconą przez oparcie mebla. — Draken, m, co tutaj robicie? I jak weszliście?

— Przez drzwi, a jak inaczej? — odpowiedział mu Mikey, przechylając głowę.

— Takemichy, powinieneś sobie wymienić zamki, bo te działają beznadziejnie — dodał Draken.

Takemichi spojrzał na nich uważnie, a następnie na drzwi, które chyba musiałaby być z tytanu, żeby powstrzymały Mikey'a. Potarł bezmyślnie nos, schodząc ze schodów i kierując się w stronę kuchni. Było ono jedynym pomieszczeniem, w którym powietrze rzeczywiście pachniało, a blaty pokrywał brud w postaci herbacianych kół i okruszków po pieczywie. Subtelne ślady życia. Rozejrzał się wokoło.

— Miałem robić obiad — odparł Takemichi, choć dopiero co wstał z łóżka. — Będziecie chcieli się przyłączyć?

Mikey wychynął zza Drakena, szeroki uśmiech wciąż nie opuszczał jego warg. Coś w jego postawie budziło niepokój Takemichiego. Chyba właśnie miały go dosięgnąć konsekwencję ucieczki.

— Wspaniały pomysł, Takemichy! — odparł. — I tak musiałbyś odpokutować swoją winę, jaką było porzucenie mnie!

Nerwowy chichot zatrząsł piersią Takemichiego. Wziął patelnię, stawiając ją na płycie. Czasami tęsknił za przysmakami, które miały ukazać się dopiero za kilka lat lub wynalazkiem jakim był dotykowy telefon. Teraz musiał używać książki kucharskiej tudzież ulotki, by znaleźć pomysł na obiad. Ach, kiedyś to będzie...

— Takemichy, mam tu kurczaka. — Tuż obok niego zmaterializował się Draken, o mało nie przyprawiając Takemichiego o kolejny zawał. Spojrzał na reklamówkę i ją odebrał. — Ta pijawka nic tylko o tym gadała przez całą drogę tutaj — dodał wyraźnie zirytowany.

— O jakiej pijawce mówisz, Ken-chin?! To przecież Yu-chan ci podrzuciła kurczaka!

Yu-chan? Pierwszy raz słyszał o kimś takim, a chyba powinien ją znać, skoro Mikey nadał jej pieszczotliwe przezwisko. Nagle kłębowisko czarnych myśli wypełniło jego czaszkę, ochrypłe szepty grozy rozpoczęły swoją tyradę.

— Tsk, prawie go zjadłeś od razu wraz z jej ręką — odparował Draken, podchodząc do przyjaciela. — I dziwisz się, że nie chce ci przyznać racji.

Nie powinno go to denerwować, ta niewiedza, jednak pojawienie się kolejnej osoby mogącej mieć wpływ na przyszłość przyprawiło go o palpitację serca. Co jeśli...

SZEWC ZABIJA SZEWCA, tokyo revengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz