Rozdział 7. Krawatowa próba

11 0 0
                                    

Dzień w pracy wlókł się niemiłosiernie. W poniedziałki galeria sztuki Małe Prado, której właścicielem był Leszek Solski, była dosyć pustawa. Dobrze, że chociaż Ola była ze mną, to jakoś nam leciał ten czas. Trochę posprzątałyśmy, omówiłyśmy rozstaw nowej ekspozycji... Wciąż sprawdzałam wiadomości od Darka, ale nic nie przychodziło. Zazwyczaj pisał w godzinach od jedenastej do dwunastej, wtedy jadł drugie śniadanie. Tym razem nie napisał nic. Musiał być bardzo zajęty, lub wściekł się na mnie. Nie odpowiadałam za to, co robią inni, a mimo wszystko czułam się winna, że dostałam kwiaty od Bartka i podałam do przeczytania bilecik Darkowi. Bolał mnie brzuch, ale nie wiedziałam, czy to z nerwów czy przed okresem – choć u mnie to były dwie powiązane z sobą sprawy. Mój PMS zawsze był trudnym stanem, który musiałam maskować ziółkami na nerwy i tabletkami przeciwbólowymi. Wciąż to napięcie, bóle w całym ciele i uciążliwy niepokój, lęki i rozdrażnienie...

Właśnie siedziałam nad portfolio pewnej artystki, której dzieła brałyśmy pod uwagę w kolejnych wystawach. Popijałam melisę, mój złoty środek na nerwy, ale dziś jakoś mi nie pomagało. Sięgnęłam po tabletki przeciwbólowe, ale nie te mocniejsze. Na razie było do zniesienia.

– Idź do domu, kochana. Widzę, że się męczysz – powiedziała Ola, która rozumiała to, co przeżywam. Siedziała razem ze mną w kantorku na zapleczu i przeglądała pocztę elektroniczną. Jej także dłużył się czas.

– Dziękuję, chętnie skorzystam – wydusiłam z siebie i złapałam się za bolący brzuch. Ból był paskudny, jakby ktoś ciął moje podbrzusze nożem. Ale nie dziwiło mnie to, zawsze tak miałam.

– Jest trzynasta, i tak już nikt nie przyjdzie. – Popatrzyła na swój zegarek na ręce. – Następnym razem ty posiedzisz za mnie, ok? – Dodała jeszcze sympatyczny uśmiech.

– Dobrze, dziękuję!

Odłożyłam portfolio na stolik i powoli powstałam. Zesztywniałe stawy kolan oraz odcinek lędźwiowy kręgosłupa utrudniły mi wyprostowanie się. Właściwie musiałam tylko skoczyć do WC i wziąć torebkę. Później czekał mnie powolny powrót do domu, w aurze wiosennego, pochmurnego dnia. Słoneczny dzień bowiem od rana zmieniał się w taki, co tylko czeka, żeby zacząć padać rzęsiście deszczem.

– Dziewczyno, może wezwij sobie taksę, albo zadzwoń po Solskiego? – zaproponowała Ola, której uwaga skierowała się teraz całkowicie na mnie. Współczuła mi bardzo. – Jesteś blada, kiepsko wyglądasz.

– Bo tak się czuję.

– Byłaś z tym u lekarza?

– Ginekolodzy zawsze mówią mi, że to tylko PMS albo uroki bycia płodną! – zaśmiałam się gorzko. – Po prostu tak mam.

– A brałaś coś na to?

– Kiedyś tak, ale odstawiłam. Hormony nie są dla mnie.

– Rozumiem. – Zastanowiła się przez moment, ale nie znalazła dla mnie odpowiedniej rady.

– Idę. Trzymaj się i do jutra – pożegnałam się krótko.

– Na moje oko, to ty jutro sobie w łóżku poleżysz. – Oceniła mój stan. – To uważaj tam na siebie i napisz, czy dotarłaś w całości.

– Nie martw się, dam radę.

Musiałam dać radę, nie chciałam nikogo niepokoić. Na szczęście udało mi się dotrzeć do domu przed deszczem.

Poszłam się od razu położyć do łóżka. Moja Jolcia rozumiała mnie bez słów, wiedziała, że co miesiąc cierpię katusze. Przyniosła mi rumianek i wodę do popicia tabletek. Zażyłam środki rozkurczowe, wypiłam ziółka i postanowiłam się chwilkę zdrzemnąć.

WIEK-NIEWAŻNY cz. 3. Kochaj mnie mimo wszystkoWhere stories live. Discover now