Rozdział 16

3.2K 349 18
                                    

Jasmine

Chłodne strugi deszczu spływały po mojej twarzy, mieszając się ze łzami. Granice mojej wytrzymałości zostały przekroczone. Tama została przerwana. Nie mogłam znieść świergotu matki. Zachowywała się tak, jakby śmierć taty w ogóle ją nie obeszła, a co gorsza, sprawiała wrażenie, jakby próbowała znaleźć sobie zastępstwo. I tym zastępstwem miałby być Aiden. Wciąż go dotykała, kładła dłoń na jego kolanie, wdzięczyła się, jakby próbowała zaprezentować się z jak najlepszej strony.
Z drugiej strony nie powinno mnie to dziwić. Był najatrakcyjniejszym mężczyzną, jakiego było mi dane kiedykolwiek spotkać. Nie tylko ze względu na wygląd. Przede wszystkim dlatego, jakim był człowiekiem. Troskliwym, dobrym, czułym i dojrzałym. W zbliżonym wieku do mojej matki... Była od niego starsza o zaledwie cztery lata i z pewnością miałaby większe szanse, by zaistnieć w jego życiu, niż ja.
Byłam zazdrosna i rozgoryczona. Straciłam ojca i wszystko wskazywało na to, że mogłam stracić też Aidena. Znałam matkę, potrafiła okręcić sobie niejednego mężczyznę wokół palca. Ojcu to nie przeszkadzało, ponieważ ważne było dla niego to, że ostatecznie wracała do niego.
Deszcz się wzmagał, a ja byłam już całkowicie przemoczona, ale nie dbałam o to. Nagle ogarnęła mnie obojętność. Nawet gdybym umarła, to nikt by tego nie zauważył. Nikt by nie zapłakał. W tej właśnie chwili żałowałam, że pozwoliłam, by moje piekło trwało tak długo. Powinnam była ulżyć sobie już dawno. A ja... Ja przysparzałam sobie kolejnych cierpień. Ostatnim miało być zauroczenie się w mężczyźnie, który ostatecznie okazał się być dla mnie nieosiągalny.
Szłam na oślep, nie zauważając, kiedy zboczyłam z drogi, prowadzącej z naszego domu do wzgórza, na którym często przesiadywałam. Nie miałam ze sobą telefonu, by oświetlić sobie choć w małym stopniu drogę, drzewa wokół mnie zdawały się gęstnieć z każdym kolejnym krokiem, a podłoże było śliskie i grząskie.
Zatrzymałam się, a z mojego gardła wydarł się szloch. Przez płynące z moich oczu łzy, zapadający wokół mrok i ściany deszczu przedzierające się przez korony drzew, nie byłam w stanie dostrzec niczego. Szumiało mi w uszach i kręciło się w głowie, ale postanowiłam iść dalej i odnaleźć drogę na moje wzgórze. Zdołałam zrobić jeszcze kilka kroków, kiedy usłyszałam krzyk.
– Jasmine!!!
Odwróciłam się gwałtownie, próbując zlokalizować kierunek, z którego dochodził do mnie głos. To był Aiden. Poznałabym go wszędzie. Szukał mnie? A może matka mu kazała?
– Jasmine, kurwa! – Głos był coraz bliższy, a ja nie wiedzieć dlaczego zapragnęłam uciec.
Zaczęłam się wycofywać. Nie zasługiwałam na to, żeby się o mnie troszczył. Powinnam go uwolnić od siebie. Wszystkich powinnam odciążyć.
– Błagam! – Usłyszałam kolejny krzyk. – Kurwa, nie rób mi tego!
Zrobiłam krok do tyłu i pośliznęłam się na mokrej powierzchni, przez co runęłam i zaczęłam staczać się w dół. Zdołałam wydobyć z siebie jedynie wystraszony pisk, przerwany przez ogarniające mnie ciepło.

***
– Mówiłam, że chce zwrócić na siebie uwagę – słyszałam z oddali. – Powinna mnie wspierać, zmarł jej ojciec, a ona odstawia cyrk.
– Wyjdź – męskie warknięcie sprawiło, że całe moje ciało pokryło się gęsią skórką.
Czułam, że miałam mokre włosy, ale ciało było grubo opatulone ciepłym kocem.
Usłyszałam jeszcze jakiś trzask, a po chwili poczułam na dłoni delikatny, ciepły dotyk. Rozchyliłam powieki i natychmiast zobaczyłam Aidena, siedzącego na krześle i przecierającego nerwowym ruchem swoją twarz.
– Hej – wyszeptałam, tym samym zdradzając, że się obudziłam.
– Chryste, promyczku – jęknął i poderwał się na nogi. Pochylił się nade mną i przycisnął usta do mojego czoła. – Powinienem złoić ci tyłek. Nigdy więcej mi tego nie rób – szeptał, muskając moją skórę.
– Ale... – Chciałam powiedzieć, żeby się odsunął, by mama nie nabrała jakichś podejrzeń, ale nie pozwolił mi na to. Przeniósł usta na moje wargi i zamknął je silnym pocałunkiem. Po chwili odsunął się nieznacznie. – Nigdy. Kurwa. Więcej. – akcentował każde słowo.
– Przepraszam – wymamrotałam. – Zgubiłam drogę.
– A przez to ja omal nie zgubiłem ciebie – wyszeptał i opadł z powrotem na krzesło, chowając twarz w dłoniach. – Zdajesz sobie sprawę, jak się o ciebie martwiłem? – zapytał.
– Przepraszam – powtórzyłam. – Nie mogłam znieść tego... Tego, jak moja matka...
– Ona się nie liczy – przerwał mi z wyraźnym gniewem w głosie. – Muszę coś załatwić. Jak wrócę, jedziemy do Dominica. Nie rozpakowuj swojej walizki, nie spędzisz tu więcej czasu niż to konieczne – powiedział stanowczo.
Podniosłam się na łokciach i podciągnęłam do siadu.
– Nie mogę zostawić mamy.
– Poradzi sobie, a ty potrzebujesz spokoju. Tu go nie zaznasz. – Wstał i pogładził mój policzek. – U Ravena będzie reszta.
– Reszta?
– Black i Silver.
– Z dziećmi? – rozpromieniłam się.
– Z dziećmi. Cała banda wrzeszczących dzieci – parsknął. – Nie wychodź z łóżka, póki nie wrócę.
– Nic mi nie jest – sprzeciwiłam się. – Tylko trochę zmokłam.
– Na pewno to odchorujesz – burknął i znów się pochylił. – Czekaj na mnie – powiedział cicho i znów przycisnął usta do moich.
Wszystkie jego gesty były odważne, nieskrępowane, jakby nie obawiał się, że ktoś mógłby zauważyć, że mnie całuje i okazuje czułość. Czułam, że coś się zmieniło, ale nie do końca wiedziałam co.
Zostawił mnie w sypialni, jak się okazało tej, która była przeznaczona dla niego i powtórzył jeszcze kilka razy, żebym pod żadnym pozorem nie ważyła się wychodzić z łóżka. Kiedy zostawił mnie samą, zerknęłam pod koc, którym byłam owinięta. Zdjął ze mnie mokre ubranie i włożył mi swoją ogromną bluzę. Rozbierał mnie... A jeśli matka coś sobie wyobrazi? Zacisnęłam powieki, żeby przestać znów analizować, a wkrótce wyczerpana nadmiarem wrażeń pogrążyłam się we śnie.
Ten nie trwał zbyt długo, przerwany przez pukanie do drzwi. Niechętnie rozchyliłam powieki, ponieważ spało mi się wyjątkowo dobrze. Dostrzegłam w drzwiach mamę.
– Mogę?
– Jasne – burknęłam i okryłam się szczelniej kocem.
– To było... – zaczęła jakoś niepewnie. Przysiadła na brzegu łóżka. – Niepotrzebne – dokończyła i otoczyła mnie ramieniem. Zaczęła gładzić moje czoło i zgarniać z niego wciąż jeszcze wilgotne włosy.
– Możliwe – bąknęłam.
– Cieszę się że się pozbierałaś po tym co się stało – stwierdziła, a ja nie wiedziałam, co miała na myśli. Sądziła, że pozbierałam się po śmierci ojca, podczas kiedy jeszcze nie został pochowany? – Gdybyś jednak się wtedy załamała, zostałabym całkiem sama – kontynuowała, a ja byłam coraz bardziej skołowana. – Chociaż może... Aiden zdaje się jest samotny tak? Może wziąłby nas pod swoją opiekę... Wiesz...
– C-co? – pisnęłam
– Mówię o tym, że jestem jeszcze młoda i mogłabym...
– Pytam o to, po czym miałam się załamać? – przerwałam jej, zaciskając pod kocem pięści na bluzie Aidena.
– Ach, to. Po tym do czego doszło pomiędzy tobą a tamtymi chłopcami – rzekła jakby od niechcenia.
– Jakimi chłopcami? – dopytywałam mimo wszystko. Zaczęło mnie boleć całe ciało. Ona wie?
– Shawnem i...
– Ty... Ty wiedziałaś?! – wrzasnęłam. – Wiedziałaś i mi nie pomogłaś?! – Odepchnęłam ją i zerwałam się z łóżka. – Pozwoliłaś mi cierpieć w samotności?!
– Och, nie dramatyzuj. Przecież to było dawno. Niektórzy przeżywają gorsze rzeczy. – Przewróciła teatralnie oczami i wstała. – Teraz zostałyśmy same i musimy trzymać się razem.
– Czy ty, kurwa, robisz sobie ze mnie jaja?! – ryknęłam na całe gardło. Po policzkach znów spływały mi strugi łez. Wiedziała... I pozwoliła mi przeżywać piekło, udając, że nic się nie stało. – Nienawidzę cię – wyszeptałam. – Nienawidzę, słyszysz?!
Złapała się za serce i zbliżyła się do mnie.
– Wybaczę ci te słowa, bo jesteś wzburzona, ale musisz wiedzieć dziecko, że czasem trzeba się poświęcić dla ważniejszych spraw – powiedziała ostro. – Ojciec straciłby dobre imię, gdybyśmy tę sprawę ruszyli.
– Dobre imię?! A co z moją godnością?! Z moim ciałem?! Zdrowiem?! Krwawiłam przez kilka tygodni!!!
– Porozmawiamy, jak ochłoniesz – rzuciła i po prostu wyszła.
Moi rodzice wiedzieli o tym, co mnie spotkało... Obserwowali, jak każdego dnia umierałam i mi nie pomogli... Pozwolili na to, żebym cierpiała. Nie mogłam w to uwierzyć, choć ich zachowanie wobec mnie nigdy nie było szczególnie ciepłe. A teraz... Teraz było dla mnie już wszystko jasne. Nie kochali mnie, ważniejsze były pieniądze.
Nie miałam już rodziny.
Bez zastanowienia zaczęłam wrzucać rzeczy Aidena do jego walizki. Wciągnęłam na siebie jego dresy, związując ciasno w pasie i pobiegłam do sypialni, która została przydzielona dla mnie. Moja walizka pozostała nieruszona. Włożyłam buty i złapałam za telefon, który leżał na nocnym stoliku. Tym razem nie chciałam go martwić, dlatego planowałam zadzwonić do niego i poprosić, żeby po mnie wrócił.
Pociągnęłam swoją walizkę, poszłam również po jego i natychmiast skierowałam się do wyjścia. Byłam pewna, że matka nie będzie mnie zatrzymywać, ponieważ zawsze, kiedy była wzburzona, ukrywała się w gabinecie i popijała koniak.
– Panienko Jasmine? – zatrzymała mnie jedna z pokojówek.
– Powiedz mojej... – przerwałam. – Powiedz tej kobiecie, że dla mnie umarła – wycedziłam i ciągnąc za sobą dwie ciężkie walizki, opuściłam dom.
Ostatni raz.
Ostatecznie.

Miss Gold #4 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz