Rozdział 1. Wygadany rozbitek

89 3 2
                                    

Dziennik żeglarski:
Dzień 164. Odległość od słońca: 23,0690 JA (Jednostek Astronomicznych)

Powoli już wariowałem. Słyszałem w radiu te same szmery. Widziałem te same gwiazdy. Spoglądałem na napięcie tych samych żagli. Astrogrot wspaniale zbierał ciśnienie wytworzone przez słońce, tak samo astrofok. Cały czas noszę się z zamiarem użycia astrospinakera, by podgonić, ale nie mogę się w sobie zebrać. W ogóle trudno jest mi pisać po ostatnich wydarzeniach. Od 164 dni spędzonych samotnie na podkładzie „Daru Przemyśla" ścigam się w największych regatach w układzie słonecznym. Mój cel? To jasne. Okrążyć cały układ słoneczny, oblecieć Eris i wrócić na ziemię bez zawijania do żadnego kosmoportu. Przepisy tych regat są niestety dość oczywiste. Nie mogę korzystać z pomocy żadnej innej ekipy. Nie mogę zejść w żadnym porcie na ląd.

Niestety, w chwili obecnej mam mały problem...

-...czyli płyniesz w regatach? – Dziewczyna przedstawiająca się jako Aya zapytała, przerywając swój monolog. Siedziała na rufie obserwując, jak mężczyzna spisuje swoje myśli w dzienniku pokładowym. Wyglądał na niezadowolonego, ale ona była pewna, że zna ten typ. Tacy mężczyźni są zawsze z jakiegoś powodu niezadowoleni. Spotkała zbyt wielu z nich. Zawsze mrukliwi, zrzędzący i nudni.

-Tak. – sapnął jedynie przygryzając czarny wąs. – Aya spuściła nogi z burty statku i obserwowała, jak żagle błyszcząc na złoty kolor falują napięte od słonecznego ciśnienia. Podróż była całkiem przyjemna, choć zdecydowanie wolniejsza, niż gdyby poruszała się frachtowcem, albo okrętem wycieczkowym. To były zupełnie inne prędkości, ale z drugiej strony, poruszanie się astrojachtem miało więcej stylu.

-I jak ci idzie? – spytała. Zawsze była bardzo interesowna. Mężczyzna może i nie był zbytnio atrakcyjny fizycznie, nie był ciekawy intelektualnie, ale może chociaż przytuli trochę grosza. Skoro to są regaty to jest i nagroda.

-Jestem czwarty. A przynajmniej tak mi się wydaje.

Pokręciła głową. – Zawsze mi się taki trafi, co to dobrze się zapowiada, ale koniec końców jest golec.

-Czwarty z ilu? Za drugie miejsce się coś dostaje? – Starała się być jak najbardziej niezainteresowana tematem, tak by wydobycie tej informacji nie wzbudziło w mężczyźnie podejrzliwości.

-Z siedmiu. Wygrywa tylko ten pierwszy. – Rozłożyła ręce. – No tak. Takie moje szczęście. Znowu golec. Czas ją gonił, więc stwierdziła, że trzeba się stąd szybko zbierać.

-No dobrze. Mój drogi. To wspaniale, że mnie uratowałeś. Czyn twój zacny. I z pewnością czeka cię wspaniała przyszłość, ale na mnie już pora. Weź mnie wysadź w pierwszym napotkanym kosmoporcie i rozstańmy się w pokoju. Wypiję za twoje zdrowie w pierwszym napotkanym kasynie... - zaczęła przemawiać Aya zza swoich czarnych okularów. Mężczyzna pokręcił głową. Odwrócił się w jej stronę pierwszy raz od kiedy podjął rozbitka przed paroma godzinami.

-Chyba nie rozumiesz. Nie mogę dobić do portu. – Mężczyzna powiedział, to w bardzo nieprzyjemny sposób. Aya od razu to wyczuła.

-A na pewno nie mogę dobić do portu z tobą na pokładzie. – Przełknęła ślinę nieco za głośno niż planowała i odruchowo pomacała pistolet za swoim paskiem, który spoczywał od początku na jej prawym pośladku.

-Chyba już wiesz, co to oznacza? – Mężczyzna odwrócił się w jej kierunku prezentując sporą flintę przy nodze. Aya już oceniała czy ma jakieś szanse w tym pojedynku, zaczęła też kalkulować, czy by nie zaproponować siebie by zyskać trochę na czasie. W końcu jest atrakcyjną kobietą. Wyskoczenie za burtę i śmierć w otchłani kosmosu bez skafandra porzuciła od kiedy dowiedziała się, że śmierć w próżni wcale nie jest taka szybka i przyjemna jak się wydaje. Człowiek traci przytomność w ciągu około 10 sekund z powodu gwałtownej utraty tlenu z organizmu. Ważne by nie wstrzymywać wówczas oddechu ponieważ płuca zostaną rozerwane i pęcherzyki gazu dostaną się do opłucnej. – Boże, jak to wszystko strasznie brzmi – myślała Aya gorączkowo.

Spotkania za Saturnem zawsze kończą się strzelaninąWhere stories live. Discover now