Dziennik żeglarski:
8 sierpnia czasu ziemskiego. Odległość od słońca: 1 JA
Od dawna nie przepadam za wizytami na Ziemi. To zupełnie bezcelowe zajęcie. Nigdy nie zrobiłem tutaj dobrego interesu, a co gorsza, zawsze coś złego mnie spotykało. A to coś mi ukradli, albo zostałem pobity albo zniszczyli mi łódź. Tym razem wujek wysłał mnie z poważną przesyłką do Starej Europy.
Ogromne miasto zbudowane nad wielkimi kraterami, pozostałymi po wybuchach jądrowych wiele lat temu, miało w sobie coś okropnego. Cuchnęło czymś. Czułem się tutaj zawsze obco. Gdy się patrzyło w dół, tam gdzie stopiony grunt nadal świecił w ciemne noce, widziałem pustkę jakiej nie można poczuć nawet między Neptunem a Merkurym. Po prostu nicość.
Na szczęście zaraz się stąd zbieram i szybko nie wrócę. Co za dziura...
Maks siedział w niewielkiej knajpie niedaleko portu. W środku unosił się duszny zapach. Pot robotników portowych mieszał się z dymem papierosów i tanimi perfumami tutejszych dziwek. Siedział, jak zawsze, przy barze zbierając myśli przed odlotem. Właśnie miał złamać swoją zasadę i spróbować jednak zarobić na wizycie tutaj. Wszystko brzmiało dobrze. Niejaki Nick, a przynajmniej tak się przedstawił młodzieniec, musi uciec z Ziemi. Zapłacił z góry za przelot aż do stacji kosmicznej Bombaj. To ogromna baza-morze orbitująca niedaleko największego złomowiska w Układzie Słonecznym. Można tam nieźle zarobić, ale można też spróbować zacząć życie od nowa. O ile nie przeszkadza specyficzny kolor słońca.
W tym całym Nicku było coś podejrzanego - myślał przy następnej kolejce Maks. Ciągle czesał sobie brodę nad brudną szklanką syntetycznego whisky. Tarmoszenie zarostu zdecydowanie go uspokajało.
Chłopiec mógł mieć z osiemnaście lat maksymalnie, ale miał w sobie jakiś dziwny blask. Czasami spotyka się takie osoby, które od razu nawiązują kontakt. Od razu się je lubi. Tak było w tym przypadku. Szczupły chłopiec o blond czuprynie zaczepił Maksa w porcie w czasie wyładunku towaru jego wuja. I wprost zapytał, czy by go stąd nie wywiózł, jako pasażera. Maks nie raz przewoził ludzi, więc wstępnie się zgodził.
Ale teraz siedząc w knajpie i myśląc o tym wszystkim na spokojnie, dopadły go wątpliwości. Dlaczego gówniarz nie kupił biletu na rejsowy statek? I czemu w zasadzie ucieka? Z drugiej strony.
-Kimże ja jestem by oceniać to, dlaczego ktoś ucieka z domu? - starał się sam przed sobą tłumaczyć mężczyzna. - Świat jest wielki, a ludzie na nim rozmaici, nie ma co gdybać.
Zapłacił za drinka, wstał i wyszedł przed knajpę. Tutaj nawet deszcz śmierdział jakimś nieznanym mu aromatem. Wziął głęboki wdech i opary unoszące się z rozgrzanego chodnika zroszone do lotu padającym deszczem wleciały mu przez nos. Aż się skrzywił czując ten smak. Jakby smutek zmieszany z rdzą.
-Co za koszmar - pomyślał z rozczarowaniem. Splunął i nacisnął przycisk na swoim zegarku. Pokręcił gałką by wybrać odpowiednią opcję i kliknął. Według nadajnika Aya znajdowała się całkiem niedaleko, bo na Marsie w luksusowym obiekcie hotelowym „Niebiańska marina". Słyszał o tym obiekcie, jego wuja bez przerwy zapraszali za darmo na różne wystąpienia i czasami nie chcąc się ruszać z domu wysyłał Maksa jako delegację. Akurat w „Marinie" nie był, ale słyszał wiele dobrego.
-Na chuj oni wybierają takie marynarskie nazwy. Że co? To się kojarzy z dobrobytem? - Spojrzał na swoje ubranie, które w najlepszym wypadku można było nazwać jedynie roboczym. Nie chodziło bynajmniej o ich funkcję, co stan. Jego brązowa kurtka nosiła już ślady użytkowania a spodnie od dawna nie były prane. Już w ogóle nie widać, że są wykonane z naturalnych materiałów, o których w tej dzielnicy można zapomnieć. Zegarek wyświetlił mu również przybliżony czas, kiedy powinni wyruszyć by załapać się na świeży wystrzał słoneczny. „Dar Przemyśla" był już wyładowany i załadowany na powrót żywnością. Był gotowy do drogi. Brakowało jedynie pasażera.

CZYTASZ
Spotkania za Saturnem zawsze kończą się strzelaniną
Science FictionŻeglarz Maksymilian pędzi przez układ słoneczny na pokładzie astrojachtu należącego do wuja. Bierze udział w słynnych regatach samotników. Niestety, problemem jest Aya. Mężczyzna stosując prawo kosmiczne, podejmuje z dryfującej za Saturnem szalupy r...