Michael's pov.
Wchodzę do rozległej sali konferencyjnej, w której czeka już na mnie Henrik. Ma minę, jakby ktoś go właśnie ściągnął z krzyża. Spodziewałem się takiego obrotu spraw.
Podchodzę bliżej niego i opieram się o ścianę, zakładając przy okazji ręce na piersi.
Jestem w stanie mu się teraz uważniej przyjrzeć. Jest na tyle zdenerwowany, że nawet nie zajął miejsca przy stole. Zamiast tego stoi, podpierając ręce na oparciu jednego z krzeseł. Włożył garnitur, z resztą jak zawsze. Nie nosi praktycznie nic innego.
Tak naprawdę, jak bardzo jest zły, zdradzają jedynie jego oczy. Pomimo kamiennej miny, jestem w stanie wyczytać z nich wszystko. Mam wrażenie, że to u nas rodzinne.
Odchrząkuje, próbując pobudzić go jakoś do życia. Od razu reaguje na mój gest.
- Nie wystarczy ci już bycia bezczelnym, jak na jeden wyjazd? - pyta.
- Zależy, o jakiej formie bezczelności mówimy. - odpowiadam bez dłuższego namysłu.
- Nie udawaj głupiego.
Henrik kręci głową i mam wrażenie, że zaraz zmiażdży oparcie krzesła w dłoniach. Spuszcza ze mnie wzrok i przez moment wpatruje się w stół.
Dobrze wiem, o co chodzi. Myślę, że wszyscy dookoła już wiedzą, biorąc pod uwagę to, co się stało z twarzą Hamiltona. Nie będę mu jednak niczego ułatwiał.
Zwyczajna rozmowa często idzie nam tragicznie, a co dopiero rozmowa o problemie. Co innego, kiedy trzeba poruszyć temat interesów, wtedy nie zamyka mu się buzia. Kiedy jednak w grę wchodzą jakiekolwiek sprawy przyziemne, Stevens od razu odpada i ciężko mu wydukać choćby zdanie. Ma dokładnie taką samą tendencję jak on kiedyś.Dlatego też po prostu stoję, patrząc, jak staruszek męczy się i próbuje skleić jakiekolwiek zdanie. Nie mogę przecież robić wszystkiego za niego.
- Pan Hamilton jest bardzo ważny dla naszej firmy. - zaczyna i już nie mogę się doczekać tego wykładu. - Dobrze wiesz, że współpracujemy z nim od wielu lat.
- Tak i przy okazji jest pierdolnięty. - wcinam mu się w zdanie.
Mimowolnie mój kącik ust wędruje ku górze, za to mojemu wujkowi nie jest wcale do śmiechu. Spogląda na mnie surowo, zachowując całkowitą powagę.
- Bardzo zabawne. - komentuje.
- Mam talent do trafnych żartów. - stwierdzam. - A to nawet nie był jeden z nich.
Stevens wzdycha, po czym nareszcie puszcza oparcie krzesła. Dobrze, że w końcu to zrobił, bo już myślałem, że zaraz je połamie.
Odwraca się do mnie tyłem i wygląda przez okno, położone za jego plecami. Wkłada ręce do kieszeni eleganckich spodni, po czym ponownie się do mnie odzywa.
- Twoje zachowanie było karygodne.
- Zasłużył sobie.
Jak zwykle jestem stanowczy i bezpośredni. Przez głowę przelatuje mi wspomnienie tego, w jaki sposób się wobec niej zachowywał i jak do niej mówił. Takich popaprańców powinno się wieszać na drzewach. Zasługuje na o wiele więcej niż to, co mu zrobiłem.
- Nie obchodzą mnie twoje prywatne pobudki Michael. Zastanawiam się, kiedy wreszcie nauczysz się nie mieszać ich z pracą. - mówi stanowczo.
- No tak, bo tylko to się liczy. - odpowiadam sarkastycznie.
Henrik nie jest złym człowiekiem, ale ma cholernie zaburzoną hierarchię wartości. Poza pieniędzmi i tą firmą nie dostrzega zupełnie niczego. Wszystko schodzi u niego na drugi plan, kiedy w grę wchodzi biznes.
CZYTASZ
play with fire
Teen FictionMichael White właśnie zmierza w moją stronę i wydaje się być wkurwiony. Całkiem mnie to bawi. Podchodzi bardzo blisko, staje naprzeciw mnie i patrzy mi prosto w oczy. Poprawia taktownie brązowe włosy i mówi: porozmawiamy. Bierze mnie za rękę i ciągn...