2. Szczęśliwy kompas

171 6 0
                                    

   Rano obudził mnie dźwięk nadchodzącego sms'a, więc podniosłam telefon z szafki nocnej i moim oczom ukazała się wiadomość od Sarah.

Sarah: Hej, jak się czujesz no wiesz po wczoraj?

Van: W sumie w porządku, a ty jak?

Sarah: Weź, nie spałam w nocy, a po całej tej akcji musiałam zawieść Toppera do szpitala

Van: No właśnie, jak się trzyma?

Sarah: Wczoraj działała jeszcze adrenalina i aż tak nie czuł bólu, ale teraz ledwo żyje

Van: Pozdrów go

Sarah: Jasne, masz jakieś plany na dziś?

Van: Raczej nie, a co proponujesz kolejną bójkę?

Sarah: Oczywiście, ale tym razem u mnie w domu

Van: No dobrze, skoro chcesz oberwać to wyślij adres

   Odłożyłam telefon i wstałam z łóżka, a następnie udałam się do łazienki. Spojrzałam w lustro i zdałam sobie jedno pytanie, czy aż tak widać, że nie spałam?

Oj tak, dość mocno napuchnięte oczy, a na głowie jeden wielki kołtun. Wyciągnęłam szczotkę i próbowałam go rozczesać kiedy zobaczyłam wiadomość od Sarah z jej adresem.

Sarah: Wyrobisz się na 12?

Spojrzałam na godzinę. 10:34.

Van: Jasne, przygotuj rękawice bokserskie

Wróciłam do ogarniania się. Związałam już rozczesane blond włosy w niechlujnego koka, później umyłam zęby, twarz i wzięłam prysznic.

Ubrałam się w spodenki i luźną koszulkę z dużymi dziurami na ręce przez które widać było górna część mojego stroju kąpielowego.

Zjadłam śniadanie, spakowałam do torby najpotrzebniejsze rzeczy i wyszłam z pokoju około 11:40.

- Dzień dobry - przywitała mnie kobieta na recepcji.

- Dzień dobry - odpowiedziałam i ruszyłam w stronę wyjścia.

Po drodze wciąż myślałam o wczorajszym zdarzeniu, o płotkach.
Dziwne jest to, że teraz postrzegam ich jako nieobliczalnych dzikusów, a kiedyś tak ja jak i moja rodzina byliśmy jednymi z nich.

Moja rodzina przeprowadziła się do Miami dla lepszych zarobków, by dać mi lepszy start i szansę, na lepsze życie. Teraz już na pewno nie jesteśmy jak płotki.

Dzisiejszy dzień jest bardzo upalny, jest nawet jeszcze cieplej niż wczoraj.

   W końcu dotarłam do celu, gdzie już czekała na mnie Sarah.

- Hejjj - powiedziała i mocno mnie przytuliła.

- Hej, hej, błagam chodźmy do środka, tu jest tak gorąco, że nie wytrzymam - jęknęłam kiedy się oderwała.

- W domu nie mamy klimatyzacji, ale możemy iść do naszej łodzi - oznajmiła wskazując palcem za siebie.

- Och tak, błagam chodźmy.

Dom Cameronów był duży, a otaczający go ogród był piękny. Drewnianym pomostem poszłyśmy w stronę bardziej jachtu niż łodzi.

Sarah weszła pierwsza i podała mi rękę.

- Dzięki - powiedziałam kiedy się podciągnęłam.

Weszłyśmy do środka, a klimatyzacja już chyba działała sądząc po różnicy temperatur.

Outer Banks Where stories live. Discover now