Biła pięściami w drzwi z taką siłą, z jaką tylko dała radę, a serce i tak waliło jej mocniej. Po drugiej stronie od kilku minut nikt nie otwierał, ale nie poddawała się. Wiedziała, że ktoś jest w środku, widziała światło palące się w którymś z okien. Miała gdzieś, że mogą jej tu nie chcieć. Ukorzy się przed mieszkańcami tego domu tak bardzo, jak będzie to konieczne. Nie robiła tego dla siebie. Niczego już nie robiła dla siebie - wszystko to było dla jej dziecka.
Przestawszy na moment dobijać się do drzwi, oparła o nie drżące dłonie, jakby to miało pomóc jej wejść do środka. Odetchnęła ciężko. Odwróciła się za siebie i przyjrzała się temu, co ją, ich czeka, jeżeli ta osoba, której szukała, nie będzie miała tyle serca, by przyjąć ciężarną żebraczkę pod swój dach. Spojrzała na ogołocone z liści drzewa pomiatane srogim wiatrem, na obfity, zimny deszcz, od którego chroniło ją teraz zadaszenie, ale którym przemokła już wcześniej, i na ciężkie, czarne chmury zawieszone pod niebem, które co jakiś czas posyłały ku ziemi oślepiające błyskawice.
Jeszcze raz obróciła się ku drzwiom.
– Wiem, że tam jesteś – wyszeptała cichym, błagalnym głosem, który zanikł w nocnej ulewie.
Jakby to w odpowiedzi na jej słowa, zamek zgrzytnął, a po chwili w drzwiach pojawił się mężczyzna. Był nie tyle niski, co przygarbiony, i nie tyle szczupły, co wychudzony. Włosy miał całkowicie siwe, a twarz pomarszczoną i poszarzałą, ale nie mógł być stary - to ewidentnie życie go tak poznaczyło. Ważnym faktem w jego obliczu było to, że oczy miał mętne, a wzroku nie skupiał ani na kobiecie przed sobą, ani na żadnym innym elemencie otoczenia. Sprawiał jednak wrażenie, jakby pomimo braku wzroku wiedział, kto stoi u jego progu. To musiał być on. Odnalazła go.
Wyglądał na dogłębnie poruszonego tym, że w taką paskudną noc jak ta ktoś stoi u jego drzwi. Na kilka krótkich sekund otworzył usta, jakby chciał przemówić, ale zaraz je zamknął. W chwilę później kobietę owładnęło dziwne uczucie, nie fizyczne, lecz wewnątrz jej umysłu. Poczuła, jakby ktoś powoli stąpał między jej własnymi myślami. Nie mogła nic na to poradzić. Nie była dobrą oklumentką - potrafiła jedynie wyczuć tego, kto ją „zgłębiał”, nigdy wyrzucić. Za to wiedziała już, że ten mężczyzna był legilimentem. W jej sercu coraz większy rósł płomyk nadziei, że naprawdę znalazła tego, którego szukała. W ich rodzinie od niepamiętnych czasów niemal wszyscy władali legilimencją.
– Dziecko drogie – szepnął przerażonym głosem. – Co ty tutaj robisz w taką noc?
– Ja... – zaczęła drżącym głosem. – Ja szukałam... ciebie.
Mężczyzna wydał się zaskoczony.
– Mnie? – zapytał. Nim jednak otrzymał odpowiedź, sam zmienił narrację. – Wejdź do środka, kochanie. Czemu ja jeszcze pozwalam ci tu stać... Wejdź, prędko.
Nie czekała, aż się rozmyśli. Gdy tylko zrobił jej przejście, przestąpiła próg. Znalazła się we wnętrzu bardzo dużego i wytwornego domu, lecz tak ciemnego i ponurego, że pogoda na zewnątrz była chyba weselsza. Nigdzie w zasięgu wzroku nie paliło się światło, więc to, które widziała przez okna, musiało pochodzić z pomieszczenia w innej części posiadłości. Ściany były odrapane i ogołocone z wszelkich obrazów, które musiały kiedyś tu wisieć, sądząc po jasnych prostokątach poprzecinanych nieznanego pochodzenia zaciekami. Mebli również nie było wiele - ledwie było gdzie odwiesić zdjęte okrycie.
To miejsce było dokładnie tak paskudne i mroczne jak ich przodkowie, do których ono należało. Lecz nie było czemu się dziwić - dom wyglądał jak kompletna ruina również z zewnątrz. Było to jego zabezpieczenie przed wzrokiem mugoli z pobliskiej wioski, jednak od swojego dawnego oblicza różnił się tym, że teraz był ruiną naprawdę.
YOU ARE READING
Not So Many Riddles
FanfictionZastanawialiście się, co by było, gdyby Voldemort nie istniał? Nie, nie gdyby nie istniał Tom Riddle. Tom to spokojny, acz ambitny chłopiec, sierota, snujący niekiedy domysły odnośnie swoich nigdy niepoznanych rodziców. Zaś Voldemort to okrutny czar...
