Rozczesuję włosy i pozostawiam je rozpuszczone. Przechodzę z łazienki do pokoju, po czym zatrzymuję się przy całkiem dużej szafie. Wygrzebuję z niej zwiewną czarną spódnicę i białe body na ramiączkach. Szybko szukam też bielizny i ubieram wszystko na siebie.

Kiedy kończę się szykować, spoglądam na zegarek. Jest dziewiąta trzydzieści, więc teoretycznie mam jeszcze chwilę. Normalnie pewnie poświęciłabym ten czas, żeby zapalić, ale aktualnie mam kilka ważnych spraw na głowie. Między innymi rozmowę z moją przyjaciółką, która tak się składa, że też za trzydzieści minut zaczyna pracę, więc na pewno już nie śpi. Postanawiam, więc udać się do Any i to od niej zacząć sprzątnie tego bałaganu.

Nie mija chwila i już stoję pod drzwiami pokoju Harris i Londoño. Przez moment po prostu wpatruję się w nie pustym wzrokiem. Myślę o tym, co właściwie mogłabym powiedzieć, kiedy już do nich zapukam. Wszystko wymknęło mi się zupełnie spod kontroli. Staram się spojrzeć na tę sytuację z perspektywy Any i to serio nie wygląda ciekawie. Teoretycznie, jak i ona tak i Lucas dali mi jasno do zrozumienia, że nie zamierzają się wtrącać w moje „życie uczuciowe". Mimo to jestem świadoma, że raczej nie popierają mojej relacji z Whitem. Nie ma ona oczywiście żadnego podłoża romantycznego, ale muszę wreszcie przyznać sama przed sobą, że coś między nami istnieje. Problem w tym, że zupełnie nie wiem, jak mogłabym to określić. Jesteśmy znajomymi? To brzmi cholernie dziwnie, biorąc pod uwagę wszystkie rzeczy, które się między nami działy. Jeszcze do niedawna byłam przekonana, że jedyne czego chce to usunąć tego człowieka ze swojego życia, a teraz sama już nie wiem, co mam w głowie.

Już mam zamiar zapukać, kiedy nagle słyszę gdzieś za sobą skrzypienie. Odwracam się w stronę, z której dochodzi dźwięk i widzę Michaela. Jest ubrany w czarne dresy i tego samego koloru dużą bluzę. Jego ciemne włosy są rozczochrane. Zamyka drzwi, którym swoją drogą przydałoby się chyba naoliwić zawiasy. Dopiero teraz mnie zauważa. Przez ułamek sekundy widzę, jak jego kącik ust unosi się w górę. Powolnym krokiem zmierza w moją stronę.

- Wyspana? - pyta, jak gdyby nigdy nic, opierając się o ścianę niedaleko mnie.

- Dzisiaj w nocy nic się u ciebie nie tłukło, więc chyba tak.

- Bo nie przyszłaś mnie odwiedzić. - odpowiada mi zadziornie, a na jego twarzy pojawia się zarys uśmiechu.

- Bo nie jestem tanią panią do towarzystwa. - stwierdzam.

Mężczyzna spogląda na mnie z politowaniem w oczach, ale nie odnosi się w żaden sposób do tego, co powiedziałam.

- Przyszłaś pokutować za grzechy? - wskazuje gestem na wejście do pokoju Any.

- Jest taka opcja.

- Mogę cię rozgrzeszyć za darmo. - nabija się, unosząc w zabawny sposób brwi.

- Chyba poradzę sobie bez twojej pomocy. - mówię z przekonaniem.

W momencie, w którym kończę wypowiadać to zdanie, otwierają się drzwi. Nie są to jednak te, przed którymi stoimy. Zamiast tego skrzypienie drewna słychać tym razem dokładnie za plecami Michaela. Widzę, jak wyłania się stamtąd postać, którą najmniej mam ochotę oglądać dzisiaj i tak naprawdę kiedykolwiek.

Olivia jest ubrana w białe dopasowane spodnie i beżowy obcisły top z krótkim rękawem. Ciemne, długie włosy ma związane w warkocz. Kiedy nas zauważa, na jej twarzy pojawia się sztuczny uśmiech. Z gracją podchodzi bliżej i zatrzymuje się zaraz przy Michaelu.

play with fireOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz