Rozdział 3

11.2K 646 6
                                    

Ellie
... zabiję cię, rozumiesz kretynko? Ciebie i tego gnoja!

Wspomnienia wracają. Znowu... On mnie zniszczył. Dalej mnie niszczy, mimo, że wcale go tu nie ma.
Nienawidzę go za to jaki był. Nienawidzę siebie za to, kim się przez niego stałam. Nienawidzę chwil, które mi zabrał. Ale muszę w końcu przestać żyć przeszłością, bo inaczej się wykończę...
Dzisiaj wstanę i pójdę do szkoły. Pierwszy raz od dwóch miesięcy nie dam mu zniszczyć kolejnego dnia mojego życia. Może i nie mam rodziców. Może i mieszkam sama w małej kawalerce. Może i nie starcza mi czasem pieniędzy na jedzenie ale mam swoją godność. I jej mi nie zabierze.
Ubrałam się najszybciej jak potrafiłam, zrobiłam delikatny makijaż i zgarniając do torebki książki, wyszłam do szkoły...
- Witam panno Bright.- pani Dalle przywitała mnie oschle. Nie lubiłam jej mimo, że uczyła historii sztuki, a kto jak kto, ale ja i sztuka jesteśmy dla siebie stworzone.
- Dzień dobry.- odparłam zajmując miejsce w ostatniej ławce.
- Masz tydzień na oddanie zaległego referatu. I następnym razem jeśli postanowisz olać szkołę na kolejne dwa miesiące uprzedź mnie, żebym od razu wpisała ci na koniec niedostateczny, jasne?
- Tak, panno Dalle.- burknęłam i zajęłam się wysłuchiwaniem 'pasjonującego' wykładu o historii sztuki barokowej.
Ugh... nie wiem dlaczego tak wredni ludzie uczą takich przedmiotów jak sztuka. Dla mnie sztuka jest czymś ważnym, ale nie tylko dlatego, że zarabiam sprzedając obrazy do kawiarenek i lokali. Moja mama była malarką a tata rzeźbiarzem.. I to po nich odziedziczyłam talent do postrzegania świata i perspektywy inaczej niż inni. To dzięki temu teraz jakoś wiążę koniec z końcem...
- Patrz jak łazisz idiotko!- dobiega mnie piskliwy głosik. Tylko. Nie. To. Przez nieuwagę musiałam wylać moją kawę z automatu na bluzkę jakiejś barbie.
- Przykro mi.- powiedziałam. I nawet nie było to kłamstwo. Naprawdę było mi przykro, że moja kawa zamiast w moich ustach, spoczywa na bluzce jakiejś snobki. Miss mokrego podkoszulka się znalazła. Minęłam wściekłą barbie i usiadłam z pustym kubkiem przy jednym z wolnych stolików. No trudno, dzisiaj obejdzie się bez kawy.
- Przepraszam?- słyszę męski głos za plecami.
- Czego?- mój humor jest na skraju przyzwoitości.
- Następnym razem podwiozę cię do domu zanim deszcz albo kawa rozmaże ci tą śliczną buźkę.- kogo ja słyszę? Tego palanta, który jechał za mną dwa dni temu. Jak pech to pech.
- Spadówa koleś!- warczę.
- Hohoho, czyżby ktoś miał zły humor? Powiedz skarbie, okres masz czy udajesz niegrzeczną i niedostępną?- tego było za wiele. Wstałam, odwróciłam się twarzą do chłopaka. Cholera jasna. Był przystojny... nawet bardzo. Wtedy nie widziałam dokładnie jego twarzy, bo było już ciemno. Teraz stałam jak kretynka patrząc w jego cudowne, głębokie oczy. Uśmiechnął się pod nosem widząc moją minę. Dupek. Ładny dupek, ale jednak dupek.
- A kiedy przestaniesz już pożerać mnie wzrokiem, może zjemy razem lunch?- co za tupet. Szybko oprzytomniałam i wyjęłam z torebki wodę niegazowaną. Odkręciłam zakrętkę i zanim zdążył zareagować, wylałam jej zawartość na jego głowę. Chłopak odskoczył jak oparzony.
- Co to miało...
- Nic szczególnego.- nie dałam mu dokończyć. - Tylko "deszczyk rozmazujący twoją śliczną buźkę".- przedrzeźniałam go. Spojrzałam z satysfakcją na jego ociekające wodą włosy i oddaliłam się w stronę toalet z uśmiechem zwycięstwa wypisanym na twarzy.

Wróciłam do domu i położyłam się na kanapie. Czułam, że to będzie jeden z tych wieczorów, których tak bardzo nienawidzę. Wieczorów, podczas których wszystko wraca. Fala wspomnień zalała mnie od środka, a ja nie dałam rady ich powstrzymać...

Siedziałam w salonie w mieszkaniu cioci i wujka. Zajmowali się mną kiedy mamusia i tatuś jeżdzili na wystawy sztuki nowoczesnej w różnych miejscach na świecie. Właśnie kończyłam układać puzzle nucąc pod nosem piosenkę z "Śpiącej królewny", kiedy usłyszałam wołanie:
- Ellie, chodź do nas na chwilę.
- Tak wujku Chrisie ? - pobiegłam do wujka i usiadłam na jego kolanach. Był smutny. Widziałam to wyraźnie. Wpatrując się w moje nowe, różowe buciki zapytałam:
- Dlaczego jesteś taki smutny? Mogę poprosić tatusia, on ci pomoże, bo jest duży i silny. Jak będę duża to chcę być taka jak on. Na razie mam sześć lat i za niedługo będę taka dorosła jak tata i mama. A jak przyjadą z wystawy to... - przerwał mi głośny szloch wujka. Wtedy podeszła do nas zapłakana ciocia Meg. Byłam zupełnie zdezorientowana. Wujek nigdy nie płacze.
- Ellie posłuchaj mnie - mówił wujek ze łzami w oczach - twoja mamusia i twój tatuś... nie żyją.

Obudziłam się zlana potem. Znowu śniło mi się to samo. Ten koszmar prześladuje mnie od dwunastu lat. Nigdy, przenigdy nie pogodzę się ze śmiercią moich rodziców. Podczas sześciu lat mojego życia dali mi najpiękniejsze dzieciństwo, jakie mogłabym sobie wymarzyć. Kiedy wyjeżdżali z kraju, wracali jak najszybciej tylko mogli. Podczas ich nieobecności zostawałam u wujka Chrisa- brata taty i jego żony Megan. Sami nie mogli mieć dzieci, ale kochali mnie jak własne dziecko. Po śmierci rodziców adoptowali mnie. Mimo, że starali się z całych sił wynagrodzić mi utratę rodziców, nie udało im się to. Tego dnia- dnia, w którym w wypadku samochodowym zginęli moi rodzice, stałam się innym dzieckiem. Nigdy nie nawiązywałam przyjaźni. Nigdy nie szukałam znajomych. Nigdy nie chciałam mieć chłopaka. Dlaczego? Ponieważ nie przeżyłabym po raz drugi utraty bliskich mi osób. Przed oczami stanęły mi sceny sprzed roku, kiedy postanowiłam wyprowadzić się od cioci i wujka na drugi koniec kraju i zacząć nowe życie. To co się stało przez ten rok porównuję do cierpień jakie przeżywałam po śmierci rodziców. Dlatego nie ufam ludziom. Nie ufam nikomu. Nie mam bliskich. Jestem nikim. Nie widzę sensu życia, bo nie mam dla kogo żyć...
W tym momencie, kiedy uświadomiłam sobie to wszystko wiedziałam, że w moim przypadku życie nie ma już przyszłości. Teraz widziałam już tylko jedno rozwiązanie...

Otworzyć jej ustaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz