Lapisowy wąż.

45 3 0
                                    

Ogromne płatki śniegu rozbijały się o oblodzone szyby starego pałacu, wiatr zawodził smętnie wijąc się pomiędzy kolumnami prowadzącymi do głównego wejścia. Częste opady śniegu nie były w tej okolicy żadną nowością, jednak od kilku dni pogoda wydawała się być wyjątkowo paskudna. Zgrabnym machnięciem dłoni posłałam przez pokój jedno z ognistych piór uderzając nim o suche gałązki, skrzętnie poukładane w marmurowym kominku. Pomieszczenie momentalnie zalała jasna żółta poświata, a trzask palonego drewna przerwał monotonną ciszę. Uśmiechnęłam się lekko widząc jak mężczyzna siedzący przy sąsiednim biurku z lekkim pomrukiem przetarł zaspane oczy.

-Witam z powrotem w realnym świecie.

-Mhh, jak długo spałem?

- Z lekkim przymrużeniem oka, około dwóch godzin.

-Cholera, Dottore poprosił mnie dzisiaj o spotkanie w jego laboratorium.-Mruknął poprawiając przekrzywione okulary.

-W takim razie dlaczego teraz do niego nie zajrzysz? i tak nie mamy już dzisiaj nic ważnego do zrobienia, a w razie gdyby ktoś przypałętał się z jakąś sprawą podczas twojej nieobecności mogłabym się tym zająć.

-Jesteś pewna ?

- Tak, spokojnie, dam sobie radę, to i tak byłaby dla mnie lepsza rozrywka niż czytanie tych samych listów po kilka razy i udawanie że mam dzisiaj cokolwiek do roboty.

-W porządku, dziękuję moja droga, w razie jakichkolwiek problemów wiesz gdzie mnie szukać.

- O nie, ja już nie będę ryzykować, nawet jeśli to biuro stanie nagle w płomieniach lub napadną mnie poszukiwacze skarbów, nie wejdę do laboratorium jeśli znajduję się w nim wasza dwójka.

-Luna o co ci znowu chodzi?- Zapytał opierając dłoń na biodrze.

-Nie o co, tylko o kogo, a dokładnie to głowę Dottore między twoimi...mhhmff.

Nie zdołałam dokończyć zdania ponieważ dłoń odziana w czarną rękawiczkę szczelnie zakryła mi usta.

-Okej okej, uznajmy to za drobne nieporozumienie, po prostu do tego nie wracajmy dobrze?

-mhmffm mhm.

-W każdym razie, zostawiam gabinet w twoich rękach. Mówiąc to odwrócił się na pięcie, a jego długi biały płaszcz trzepotał za nim gdy stawiał szybkie kroki w stronę wyjścia.

Lekkim rozbawieniem pomachałam mu ogonem na pożegnanie, po czym wróciłam do układania dokumentów w równe słupki.

To był jeden z tych monotonnych dni pod koniec miesiąca kiedy wszystkie ważne obowiązki zostały ju dawno wykonane, więc pozostawało nam jedyne pozostać na swoich stanowiskach zajmując się jakimiś pierdołami, przynajmniej do czasu kolejnego zebrania ogłaszanego przez Pierro.

Z lekkim westchnieniem zabrałam się za wypełnianie książeczki rachunkowej starannie wpisując określone kwoty w odpowiednie miejsca, niektóre z nich były doprawdy pokaźne, przez co musiałam się naprawdę postarać aby zmieścić w rubryce określoną liczbę zer.

- Kto u diabła wydał ponad dwa tysiące mory na kolację w restauracji?-Z lekkim niedowierzaniem przewertowałam dokumenty aby znaleźć znajome inicjały.

-.....OH

Najwyraźniej Tartaglia, który miał zajmować się swoimi sprawami w Liyue również zakończył wszelkie misje i obecnie poświęcał swój czas na kosztowne przyjemności.

~*~

Mimowolnie na moich ustach zagościł delikatny uśmiech, dobrze wiedziałam że nie przebywał tam sam.Byłam jedną z niewielu, jak nie jedyną osobą która na ten moment wiedziała o jego sekretnym związku z pewnym wysokim eleganckim mężczyzną. Cieszyłam się że są szczęśliwi, mimo iż na pierwszy rzut oka wydawali się być kompletnymi przeciwieństwami, to z czasem okazało się że tworzą doskonale uzupełniający się duet. Pomimo początkowych nieporozumień i niedogodności udało im się w końcu wyjść na prostą, o czym doskonale świadczą przechodzące przez moje ręce rachunki. O ich związku dowiedziałam się zwykłym przypadkiem gdy wychodząc z gabinetu po jednej z zarwanych nocek usłyszałam że ktoś kręci się po sąsiednim korytarzu, tą osobą okazał się być nie kto inny jak sam Tartaglia, który w tamtym momencie nie wyglądał na tak radosnego i pełnego energii jak zazwyczaj, coś było nie tak czułam to, byliśmy przyjaciółmi od dobrych kilku lat, a dokładniej od dnia w którym Pantalone po raz pierwszy zabrał mnie do śnieżnej, bez wahania zaciągnęłam go do swojego prywatnego pokoju po czym zaparzyłam dwie filiżanki lawendowej herbaty. Spędziliśmy kilka godzin na rozmowie, w trakcie których dowiedziałam się o tym co stało się w nadmorskim mieście oraz o jego początkowych relacjach z jednym z pracowników zakładu pogrzebowego. Okazało się że jego kolejny wyjazd stoi pod znakiem zapytania z powodu pewnych komplikacji finansowych, widziałam jak bardzo cierpi więc w ciągu kolejnych paru dni pracowałam bardzo ciężko aby wszystko naprawiać, nawet sam bankier był zdziwiony ilością godzin którą poświęciłam aby uratować całą ekspedycję. Gdy zapytał o dokładny powód mojej determinacji w ciągu paru sekund udało mi się wymyślić pierwszą lepszą wymówkę jaką była moja nieodparta chęć zobaczenia tej krainy.

Glow Of The Lost Stars.Where stories live. Discover now