Rozdział 1

1.7K 109 26
                                    

Zgodnie z obietnicą wlatuje rozdział 1, a kolejny pojawi się w czwartek pod wieczór, także czekajcie! 

Twitter #revival_watt


***

Rose

Przesunęłam opuszkami palców po beżowym materiale damskiego garnituru i zniecierpliwiona przestąpiłam z nogi na nogę. Kolejka w mojej ulubionej kawiarni zdawała się nie mieć końca, a to wszystko było zasługą właściciela lokalu, który był zwyczajnym sknerom. Nie raz mając chwilę czasu, zamieniłam kilka zdań z pracownicami owej kawiarni i często wylewały swoje gorzkie żale na słabe warunki pracy, płace i wiele innych. Niestety, dużo młodych ludzi nie miało innego wyboru i przez to godzili się na nieludzkie traktowanie.

Cicho westchnęłam i przesunęłam się nieznacznie do przodu. Spojrzałam na zawieszoną tablice z różnorodnymi propozycjami napojów na bazie kawy i jak co ranek, przeczytałam ją całą, choć nie miało to najmniejszego sensu. Od ponad pół roku, jak przychodziłam do tej kawiarni czyli od momentu, gdy tylko ją znalazłam, zawsze zamawiałam to samo. Karmelowa latte na odtłuszczonym mleku sojowym. Mimo to, za każdym razem kiedy stałam w ciągnącej się do samego wejścia kolejce, odczytywałam każdą pozycję z listy. Ktoś mógłby to uznać na natręctwo, ale mnie to zwyczajnie relaksowało i pozwalało zabić czas.

— Hej — usłyszałam damski głos. — To samo co zawsze? — Upewniła się szatynka, przyjmująca zamówienia.

— Hej — odpowiedziałam z delikatnym uśmiechem na ustach. — Jak zwykle bez zmian — odparłam i wyjęłam z torebki portfel, by po chwili położyć na ladzie banknot, którym zamierzałam zapłacić za kawę.

Zabębniłam palcami w blat, obserwując w milczeniu, jak dziewczyna się śpieszy, aby czym prędzej obsłużyć wszystkich zniecierpliwionych klientów. Zdecydowana większość nie potrafiła się w takich sytuacjach odpowiednio zachować. Zamiast udać się do innej, mniej obleganej kawiarni, oni woleli tutaj stać i głośno narzekać, nie szczędząc sobie zgryźliwych komentarzy, które jedynie stresowały pracowników.

— Proszę. — Postawiła przede mną kubek z kawą na wynos i od razu zgarnęła pieniądze, by wydać mi resztę.

— Dzięki.

— Miłego dnia — dopowiedziała z nerwowym uśmiechem, a kiedy chwyciłam pozostałe pieniądze, wcisnęłam je do niewielkiego słoiczka, który stał na ladzie. Właśnie w nim pracownicy zbierali napiwki, którymi prawdopodobnie po zakończeniu zmiany się dzielili.

— Tobie również, Kalsey — pożegnałam się z szatynką, której imię znałam nie tylko z plakietki przypiętej do firmowej koszulki. Dziewczyna sama po jednej z pierwszych rozmów przedstawiła się i zaproponowała, abyśmy przeszły na „ty".

Opuściłam kawiarnie i natychmiast udałam się do biura, które znajdowało się przecznicę dalej. Spokojnym krokiem przechadzałam się ulicami Bostonu, wsłuchując się w odgłosy szczekających psów, trąbiących aut i płaczących dzieci. W Miami było inaczej, miałam wrażenie, że ludzie również byli inni, choć może zmieniła się moja perspektywa i dlatego postrzegałam pewne rzeczy inaczej...

Zatrzymałam się dopiero pod białym budynkiem z dużym szyldem nad głównym wejściem do firmy, której właścicielem był Francisco Lacroix. Mężczyzna założył firmę niemal dwadzieścia lat temu i przez ten cały czas, niesamowicie się rozrosła, ale również wyrobiła sobie pewną renomę, której nie zdołał zniszczyć nawet niesforny syn właściciela. Enzo, bo jego właśnie miałam na myśli był... Niesamowitym, niepowtarzalnym i jedynym w swoim rodzaju dupkiem. Mimo to mój kontakt z szatynem był naprawdę dobry. Może nie nazwałabym tego przyjaźnią, ale byłam jedyną wolną dziewczyną w firmie, która nie zdejmowała przed nim majtek, a mimo to rozmawiał ze mną jak z równą sobie. Chyba, że właśnie o to chodziło. Możliwe, że Enzo traktował mnie zwyczajnie i bez podtekstów, bo ja również nie patrzyłam na niego jak na obiekt westchnień.

Revival II tom | W SPRZEDAŻYWhere stories live. Discover now