Rozdział 1

342 17 0
                                    



Drzwi zamknęły się z cichym skrzypnięciem, a Merlin potknął się o rozwalony stos książek, próbując zajrzeć Gajusowi przez ramię.

— Co tym razem warzysz? — Starzec odwrócił tylko lekko głowę, nie przejmując się wywołanym hałasem jakby niezdarność chłopaka była na porządku dziennym.

— To Ampiria czerwona, na rwące bóle w biodrze dla Ojca Marita. — Potrząsnął buteleczka, mieszając granatową ciecz. — Wygląd wyglądem, ale pachnie naprawdę paskudnie — Chłopak w geście obrzydzenia zakrył sobie nos palcami, drugą ręką odmachując smród lekarstwa. — Śmierdzi, ale jest bardzo skuteczna. Ampiria zbierana o wschodzie słońca ma najsilniejsze działanie, jednak wydziela również zapach odstraszający, aby przetrwać jak najdłużej. — Gajusz mieszał dalej jakby niezrażony zapachem.

— Idę do Artura — Dalej ręką odgarniał zapach jak najdalej od siebie — A ty kontynuuj, tylko może otwórz okno, abym nie musiał cię potem zbierać z podłogi Gajusie. — Mężczyzna podniósł jedną brew i westchnął, gdy drzwi trzasnęły za chłopcem.

*****

— Witaj i Dzień Dobry mój królu Arturze. — powiedział donośnie, odsuwając przy tym zasłony, aby światło zawitało w sypialni.

Do jego uszu dotarł tylko szelest pościeli i niewyraźny jęk.

— Wstajemy, nie śpimy. Wstał nowy dzień pełen długich, ciężkich i męczących obowiązków — Chłopak uśmiechnął się od ucha do ucha, uwielbiał męczyć tego bęcwała i uczył się już latających przedmiotów co rano, jednak dziś pan piękny zmienił taktykę. Latająca poduszka z rozmachem trafiła prosto w nos Merlina, gdy ten próbował zrobić unik. — Ah au, Rozumiem, że za piętnastym razem już wiesz, że ukucnę — śmiech rozniósł się po pokoju.

— Zostaw mnie pusta głowo, nie muszę dziś wcześnie wstawać. — Zza kołdry wychyliła się poczochrana, blond czupryna i niewyspane niebieskie oczy. — Czemu zawsze robisz w to taki nieodpowiedni sposób, pamiętaj jestem twoim królem w końcu będę musiał cię wyrzucić i znaleźć nowego, lepszego i bardziej wychowanego sługę.

— Najwyraźniej w końcu będziesz musiał, ale kto w takim wypadku tak by cię rozweselał i był na każde twoje skinienie. — Chłopak podszedł z koszulą do łóżka, gdy Artur spuścił nogi na drewnianą podłogę.

— Jest w zamku więcej porządniejszych sług od ciebie, w sumie każdy byłby już dokładniejszy i mniej niezdarny. Jedyne czego nie mam ci do zarzucenia to sztywności, można z tobą przynajmniej pożartować i nie jesteś drętwy jak George. — Na twarz chłopaka wpełzł uśmiech, jednak dalej zapinał sprzączki na napierśniku. — Nie uśmiechaj się tak, to nie był komplement — dostał szturchańca w bok przez co roześmiał się już na głos.

— Nie ma lepszego sługi ode mnie, musi już to sobie uświadomić niestety. — Gadasz głupoty i się ociągasz ośla mordo. — Wstał z łóżka i spychając jego ręce poprawił kamizelkę tak aby było mu wygodnie.

— Widzisz nawet koszuli nie potrafisz porządnie zawiązać. — Wskazał rozwiązany rękaw. Jednak chłopak nawet nie odwrócił głowy na słowne zaczepki i przytyki dalej składając papiery na biurku i zaraz zabierając się za słanie łóżka.

Po chwili dotarło do nich delikatne pukanie. — Proszę — Przez drzwi weszła Gwen niosąc śniadanie.

— Dzień dobry, Arturze. — Skierowała się do stołu w odległej części pokoju. Ubrana w piękna fioletową sukienkę, choć była jedynie służką prezentowała się nienagannie.

Artur zajrzał do miski postawionej mu na stole i usiadł. — Czy to znowu ta sama zupa? Nie podawałaś jej przypadkiem przez ostatnie kilka dni? Cóż za iście Królewskie śniadanie.— ględził pod nosem, gdy Merlin i Gwen posyłali sobie żartobliwe uśmieszki. — Panie, czy mam przynieść coś jeszcze? — coś innego niż tę okropną zupę, tego nie da się jeść. Jak wy możecie mi to robić. Jesteś może w zmowie z Merlinem? — Popatrzył na dziewczynę z pod podniesionej brwi zaraz się uśmiechając. — Nic mi nie potrzeba na razie Gwen, możesz już iść. — Powiedział, po czym zamaszyście wstając wylał niechcący zupę na stół, trochę się przy okazji zalewając. — Aish — Syknął czując gorącą ciecz na ubraniach.

~Merthur~ LśnienieWhere stories live. Discover now