2.

91 5 2
                                    

Atak wampirów na szkołę. Miejsce najbardziej chronione.

-Jakim cholernym cudem dopuścili do tego?! - krzyknął Kimizuki biegnąc za mną.

-Ja mam to wiedzieć?! - przyspieszyłem szukając owych wampirów. Przy zakręcie szybko się schowałem za rogiem i złapałem chłopaka zasłaniając mu usta. Wyjrzeliśmy zza rogu i zauważyliśmy dość sporą gromadkę wampirów. Jeden z nich był w kapturze. Razem z nimi zobaczyłem postać, której ciężko nie zapomnieć.

-Chyba sobie kpisz.. - wyszeptałem puszczając Kimizukiego.

-Co? - też wyszeptał patrząc na wampiry.

-Idź po Gurena. - złapałem za pochwe miecza. - Szybko puki tu są. Zatrzymam ich.

-Chyba sobie jaja robisz. Zostane z tobą.

-Idź kretynie. Mamy tu cholernego szlachcica. - popchnąłem go, a ten patrzył na mnie niezrozumiale po czym w końcu pobiegł. Spojrzałem spowrotem w miejsce gdzie zauważyłem wampiry, ale ich nie widziałem. Wyciągnąłem broń i zacząłem iść w tamtym kierunku rozglądając się. Wtedy złapano mnie mocno za nadgarstek i wciągnięto do ciemnej sali.

-Puszczaj do cholery! - zacząłem się szarpać próbując się wydostać, ale to na nic. Z bronią też nic nie zdziałam, ponieważ nadgarstek miałem przymocowany do ściany. Kołnierz z mojej szyi został odsunięty i poczułem oddech na skórze. Przymknąłem oczy szykując się na ból w tej okolicy, co nie nastąpiło.

-Idioto. Mieliśmy go tylko obezwładnić, a nie zabijać. - odezwał się w końcu czyjś głos.

-Jeden w te czy w tamtą. Komu szkodzi. - otworzyłem szerzej oczy słysząc ten głos.

-Tyle lat. Nieprawdaż? - powiedziałem, a głosy ucichły. - Feridzie. - powiedziałem z większą pogardą niż planowałem. Światło w pomieszczeniu zostało włączone oślepiając mnie na chwilę. Kiedy wzrok mi się wyostrzył spojrzałem te parszywą mordę, która odebrała moją rodzinę na zawsze. Ten tylko patrzył na mnie i po chwili na chłopaka w kapturze, który znowu stał tylem.

-Nawet się nie przywitasz z twoim aniołem? - zaśmiał się.

-Co ty bredzisz? - spytałem, a widząc jego cholerny uśmiech tylko naplułem mu na twarz. Ten uderzył mnie z całej siły pięścią w twarz.

-Dalej zachowujesz się jak rozwydrzony gnój myślący, że osiągnie wiele. W każdej chwili możesz skończyć jak te cholerne bydł... - miecz przyłożony do jego gardła zakończyło jego wypowiedź.

-To nie było bydło. - poważny głos wampira w kapturze rozniósł się po pomieszczeniu.

-Oj przecież wiesz, że ja..

-Że ty co? Nie rób ze mnie znowu kretyna jak cztery lata temu Ferid... I puść go do ciężkiej cholery.

-Czekałem na te słowa. - zaśmiał się i złapał moją szyje, po czym podniósł mnie wyżej zaczynając podduszać. - Ale nie chce dać satysfakcji jego kolegom. - wziął mój miecz i rzucił go na koniec sali. - Nie gdy on należy do armii.

-Oh jakiś ty błyskotliwy. - chłopak odciął mu rękę pozwalając mi tym upaść na podłogę. Zasłonił mnie sobą.

-Czemu ty... - wyszeptałem.

-Uciekaj, kretynie. - powiedział. - Bierz... Kolegów i uciekajcie.. - słowo "Koledzy" ledwo mu przez gardło przeszło.

-Ale.. - wstałem chcąc wziąść miecz, ale ten tylko mnie wypchnął z sali. Wtedy zauważyłem dopiero. Blond kosmyki włosów i niebieskie oczy. -... Mika..? - drzwi przede mną się zamknęły.

Tylko rodzina? //MikayuuWhere stories live. Discover now