Rozdział 1

28 2 2
                                    

Nazywam się Fletcher Hopkins. Jestem osiemnastoletnim uczniem liceum, o profilu humanistycznym. Moje życie kopie mnie w dupę i nic nie mogę z tym zrobić, bo gdy próbuję, nic mi to nie daje.

Cierpię na depresję i zespół stresu pourazowego. No cóż, życia sobie nie mogłem wybrać. Kogo by to obchodziło. Na pewno nie mnie i moich starych.

W szkole raczej staram się trzymać na uboczu. Nie dlatego, że się boję. Zwyczajnie jest mi wygodnie samemu, nie lubię tłoku wokół siebie.

Ktoś może mi zadać pytanie, dlaczego dalej chodzę do szkoły, skoro tak strasznie nienawidzę ludzi. Otóż bądź co bądź muszę do niej chodzić, robię to jedynie dla świętego spokoju, bo starzy nie dali by mi żyć. I tak już nie dają, mam ich dość.

Zabił bym ich jeśli miałbym taką możliwość. To znaczy mam... Ale zrobię to dopiero jak zdobędę piny do kart kredytowych ojca i matki. Pięć lat się staram to zrobić, do tej pory mi nie wyszło, ironia, nie?

Dobra, koniec tego, przejdę do sedna.
Był poniedziałek, siedziałem około dwunastej trzydzieści na stołówce szkolnej. Słuchawki w uszach, muzyka na full volume i czytanie książki. Nigdy nie brałem śniadania, bo rzadko kiedy byłem głodny. W rzeczywistości jedzenie zawsze mnie jakoś obrzydzało, ale jestem człowiekiem i muszę coś przekąsić raz na jakiś czas, żeby nie umrzeć. Jednak od ostatniego czasu robię sobie głodówkę, lubię cierpieć, najbardziej w momencie, gdy wiem, że jestem bliski śmieci.

No dobra, popijałem sobie wodę na tej stołówce, już nie będę kłamał.
Nie byłem za bardzo zainteresowany tym, co się dzieje wokół mnie, w zasadzie to nigdy mnie to nie obchodziło, nie chciało mi się myśleć o tym co mnie otacza, ten świat jest zepsuty, ludzie są zepsuci. Po co się przejmować takim gównem, skoro nie jest tego warte, tym bardziej jak się jest wyprutym ze wszystkich emocji, jakie może mieć człowiek, przynajmniej do czasu mi się tak wydawało.

Kończyłem rozdział książki, nagle z nikąd pojawił się ten dupek Anthony. Strasznie nie lubiłem gościa, działał mi na nerwy. Wyrwał mi słuchawki z uszu i zaczął drzeć pysk.

- Hopkins cioto znajdź sobie w końcu dziewczynę!! - usłyszałem wrzask do lewego ucha. Boże... Zmarszczyłem czoło i zamknąłem oczy, starając się nie wybuchnąć nerwicą. Po co gadał mi o dziewczynie? Co to w ogóle za temat, czemu go poruszył? Nie wiem, nie obchodziło mnie to kompletnie.

Włożyłem słuchawki z powrotem do uszu i prychnąłem pod nosem, znów skupiając się na książce. Żaden kretyn nie będzie mnie denerwował - pomyślałem.

Leniwie spojrzałem na zegarek owinięty wokół mojego prawego, zabliźnionego nadgarstka. Dwunasta trzydzieści pięć. Zaraz będzie koniec przerwy, jeszcze pięć minut. W sumie, nie spieszyło mi się nigdzie, mam dwa WF-y pod rząd, więc nie ma co się pieklić, i tak nie ćwiczę.

Na chwilę spuściłem wzrok z tekstu w książce, by rozejrzeć się po wypełnionej ludźmi stołówce. W tamtym momencie zobaczyłem ją. Zobaczyłem niską dziewczynę w okularach. Jej włosy były nieco za ramiona, były niebiesko zielone, dzielone po połowie. Przez chwilę pomyślałem, że to jakaś alternatywka, przez co się zaśmiałem pod nosem.

Czasem się dziwiłem, że tacy ludzie istnieją, że mają odwagę walnąć sobie odważny kolor na łeb i chodzić tak bez skrupułów.
Ja nie miałem na to głowy, dla mnie nie miało to sensu, w sumie to tak jak wszystko.

Zagotowałem się w momencie, gdy jej duże błękitne oczy spotkały się z moimi. Zobaczyłem na jej ustach lekki uśmiech. Zmierzała w moim kierunku. Cholera jasna, będę musiał ją jakoś od siebie odstraszyć.

- Hej, mogę się dosiąść? - zapytała dość nieśmiało, gdy już znalazła się przy stoliku, który aktualnie okupowałem e samotności.

- Możesz - odpowiedziałem, wyjmując na chwilę słuchawkę z ucha, czekając, aż może jeszcze coś powie.
Nie myliłem się, bo za chwilkę zaczęła paplać.

- Jestem Winona, Winona Addams - ciągnęła, poprawiając okrągłe okulary na nosie.

Szczerze, na początku nie zwracałem na nią uwagi, musiała to z resztą zauważyć, bo momentalnie przestała mówić... Nie na długo.

Nie minęła może minuta, ona znów zaczęła mówić. Myślałem, że wyjdę z siebie.

- Czego słuchasz? - zaciekawiła się, pochylając się trochę w przód, by oprzeć się łokciami o stół. W tamtym momencie podniosłem na nią wzrok.

- Arctic Monkeys - 505 - odpowiedziałem krótko, patrząc na nią znudzonym wzrokiem.
Ta informacja widocznie ją poruszyła, bo uśmiechnęła się tak szeroko, że trochę mnie to przeraziło.

- Byłam na ich koncercie, bardzo fajnie było, mam nawet winyle - odparła po chwili wpatrywania się we mnie jak w obrazek.

Okej, nie obchodziło mnie to, niepotrzebnie mi to mówiła. To znaczy... Lubiłem ten zespół, ale nie chciałem się do tego przyznawać. W ogóle nie lubiłem nawet o sobie mówić, bo po co?

- To świetnie - uśmiechnąłem się sztucznie, zawieszając wzrok na książce.
Naprawdę nie miałem ochoty na rozmowę z tą dziewczyną, ale nie dawała za wygraną.

- Jak masz na imię? Chyba mi się nie przedstawiłeś - pociągnęła dalej rozmowę, którą ja skracałem do minimum z minimum.

- Fletcher - sapnąłem pod nosem, wciąż wpatrując się w książkę, że niby coś tam w niej dalej czytam. Nie czytałem.

- Fajne imię, jesteś z maturalnej klasy? - kolejne pytanie wypłynęło z jej ust. Czułem się niezręcznie.

Odnosiłem wrażenie, że to jest jakieś przesłuchanie i zaraz będzie pytała mnie o poufne dane osobowe czy coś w ten deseń.

Winona sprawdziła zegarek w telefonie. Wywnioskowałem to jedynie z tego, że zaczęła zbierać swoje rzeczy. To musiało oznaczać, że zarqz będzie dzwonek i będę musiał się powoli wlec na WF.

- No nic... później mi powiesz, bo teraz muszę już iść, mam wychowawczą, do zobaczenia na kolejnej przerwie Fletcher - wstała i pomachała mi na pożegnanie. Nie zareagowałem na to w żaden konkretny sposób, cicho powiedziałem tylko krótkie "pa" i nie zwróciłem uwagi na to, że już odeszła od stolika na tyle daleko, by tego nie usłyszeć.

Stwierdziłem, że też się zabiorę i tym razem nie spóźnię się na sprawdzenie listy obecności.
Zebrałem swoje rzeczy i włożyłem je do plecaka, po czym ruszyłem wolnym krokiem do sali gimnastycznej.

_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_

Pierwszy rozdział. Stwierdziłxm, że go opublikuję, chociaż wydaje mi się, że lepiej by było z trzeciej osoby pisać.
Ale no, niech sobie zostanie tak jak jest, ewentualnie edytuję w momencie gdy będę mieć w końcu laptop.

Do zobaczenia!!!

TRAUMATIZED KIDS | healing wounds |Where stories live. Discover now