VI

272 18 5
                                    

Pijąc sake, ciągle myślałem tylko o jednym. O tym, że wszystko tylko bardziej pogmatwałem. Tenzou aż do samego końca nie dopytywał co mnie dręczyło. Z resztą jak miałbym mu to wyjaśnić? "szesnastolatek wyznał mi miłość, więc na niego nakrzyczałem, że ma iść spać" brzmi absurdalnie... Nie mówiąc już o tym, że nie chciałem się z tym nikim dzielić. Wydawało się to nie fair w stosunku do Naruto.

Ostatecznie koło godziny 2 rozeszliśmy się z mężczyzną. Chwiejnym krokiem wracałem do domu, w głowie mając tylko to, że zostawiłem nastolatka samego w domu. Najszybciej jak potrafię, zmierzałem do swojej posiadłości. W końcu do niej dotarłem, po dłuższej chwili błąkania się. Na zewnątrz, w drzwiach od razu dostrzegłem mieniące się w blasku lamp ulicznych blond włosy. Poczułem lekkie ukłucie w brzuchu, po czym do niego podszedłem. Nastolatek zauważając mnie, chciał to mnie podejść, jednak go zatrzymałem.

- Nie powinieneś być na dworze o tej godzinie. - wybełkotałem, nie będąc w stanie normalnie mówić.

- Martwiłem się. Gdy wstałem z łóżka nie było cię w domu... - złapał mnie w ramiona, pomagając przejść przez drzwi. Chłopak posadził mnie na kanapie, stając na przeciwko mnie. Posłałem mu pytający wzrok, widząc, że zdecydowanie chce coś powiedzieć. - chciałem porozmawiać...

- Powiedziałem ci, że porozmawiamy rano. - odparłem chłodno. Nie czułem się na siłach na tą rozmowę. Nie ufałem sobie na tyle, żeby przeprowadzać ją w moim stanie. Naruto jednak patrzył na mnie błagalnie. Odmówienie mu nie wchodziło dla mnie w grę, więc się ostatecznie zgodziłem.

- Kakashi- sensei... Ja... nie wiem co się ze mną dzieje... - zaczął. Zestresowany nie był w stanie patrzeć mi w oczy przy wypowiadaniu jakiegokolwiek słowa. Wzrok miał wbity w podłogę, trzymając ramię dłonią drugiej ręki. Stałem na progu wytrzymałości. Sam chciałem się dowiedzieć co stoi za tymi dręczącymi mnie uczuciami. Problemem było to, że Naruto wcale nie pomagał. Chciałoby się nawet powiedzieć, że pogarszał sprawę. - od jakiegoś czasu czuję to dziwne kłucie w brzuchu, gdy na ciebie patrzę... Serce nie chce zwolnić i czuję jakbym wariował... - kontynuował w końcu patrząc mi w oczy. Wyglądał jakby miał zaraz wybuchnąć płaczem. W tamtym momencie coś we mnie pękło

- To udowodnij, że to co mi powiedziałeś tamtej nocy jest prawdą. - słowa wychodziły ze mnie same. Nie miałem pojęcia czy prowadzone upojeniem, czy frustracją. Myśli nie zgadzały się z tym co mówiło serce, ani zdaniami, które wypowiadałem. Nastolatek rozszerzył powieki, nie wiedząc co odpowiedzieć. Z dziwnego powodu zawiedzony, złośliwie się zaśmiałem. - Coś tak myślałem...

- Zrobię to... - prawie, że wyszeptał - Mogę to zrobić... Udowodnić ci, sensei, że mówiłem prawdę. - dodał już znacznie głośniej. Tym razem to ja siedziałem zdziwiony. Mimo, że nie spodziewałem się tej odpowiedzi, ucieszyła mnie. Tylko czemu? Nie chciałem niczego innego niż wyjaśnienia tej sprawy. Nagle chłopak zaczął się do mnie zbliżać. Nadal nieśmiało, cały zestresowany. Nagle się zatrzymał, stojąc ode mnie na odległość wyciągniętego ramienia. Powoli się pochylił, kładąc rękę na mojej klatce piersiowej. Drugą położył na moim policzku. Ledwo czułem dłonie chłopaka na swoim ciele. Odczuwałem dziwną satysfakcję z jego niezdarnych ruchów. Z jego niewiedzy, stresu, czy nieśmiałości. Cały się trząsł jakby nie wiedząc, co dalej powinien zrobić. Ostrożnie zbliżył się do mojej twarzy. Dzieliło nas kilka centymetrów. Czułem jego oddech na sobie. Tylko jeden ruch połączyłby nasze usta. Jednak tak się nie działo, mimo mijających kolejnych sekund. Nastolatek nagle się odsunął o krok i speszony zawiesił głowę.

- Nie mogę tak... - powiedział delikatnie. Jego głos drżał, jakby się czegoś bał. Cała frustracja, którą zbierałem w sobie od kilku dni, w końcu rozeszła się po moim całym ciele. Sprawiła, że bałagan moich myśli przybrał na ilości, a ja nie byłem w stanie się kontrolować. Gwałtownie się podniosłem, podchodząc do blondyna. Złapałem go za nadgarstek, zwracając jego uwagę. Ten spojrzał na mnie, jakby przestraszony. 

unplanned change | KakanaruWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu